Aktualności

[WYWIAD] Polski gladiator z Dortmundu: Drobny śmieje się, że nauczył mnie jeść widelcem i nożem

Reprezentacja21.02.2016 
W specjalnym wywiadzie dla „Łączy nas piłka” Łukasz Piszczek opowiada o swojej przyjaźni z Jaroslavem Drobnym, progresie fizycznym i cierpliwości. Przeczytajcie zapis naszej rozmowy, z prawym obrońcą reprezentacji Polski.
Dziś uchodzisz za gladiatora.
Kto ci naopowiadał takie rzeczy? 


Widzę, jak jesteś przygotowany fizycznie. Słyszałem też, że kiedyś miałeś taki pseudonim w młodzieżowych reprezentacjach Polski. 

Herkules. To chyba było pierwszy raz, jak jechałem na kadrę młodzieżową. Miałem wtedy 16 albo 17 lat. Byłem chudy jak patyk i dostałem od naszego kierownika taką ksywkę. Ale akceptowałem to i mówiłem sobie „Ja wam kiedyś pokażę!”. 


Nie zaprzeczysz, że przygotowanie fizyczne stało się twoim konikiem. Już nawet nie mówię o biegowym czy wydolnościowym, ale też sylwetkowym. 

To wszystko zaczęło się, jak złapałem pierwszą kontuzję biodra w Berlinie. Wtedy, jak przechodziłem do Herthy, nie byłem zbyt dobrze zbudowany. Kiedy doznałem urazu, poświęciłem dużo czasu, żeby to wszystko nadrobić. Chciałem nadrobić to, czego nie zrobiłem we wcześniejszych latach. Nie ukrywam, że od tamtego czasu lubię korzystać z siłowni. 


Słyszałem, że jak nie można było znaleźć Jaroslava Drobnego i Łukasza Piszczka, to znaczy, że są na siłowni.

Często tam chodziliśmy z Jarem. Zostawaliśmy nawet po treningach. W sumie to on mnie tym trochę zaraził. Powiedział mi „Jak ty wyglądasz? Jesteś taki chudy. Musimy coś zrobić z ciebie człowieka!”. Zawsze miałem z nim super kontakt, który pozostał do dzisiaj. Ta siłownia to też jego zasługa, bo on mnie do niej przekonał. Jest nawet taka anegdota. On twierdzi, że nauczył mnie jeść jak to mówią Czesi „vidickou a nożem”, że wcześniej jadłem rękami. Zawsze jak gdzieś byliśmy razem to mówił „To jest Łukasz. Nauczyłem go jeść widelcem i nożem”. Tam, gdzie nie było kamer, to z Jarem czuliśmy się dobrze. Robiliśmy często kolegom żarty w szatni. Czas Herthy wspominam bardzo dobrze. Powiem ci nawet, że jak wracałem pociągiem do Berlina po podpisaniu kontraktu z Borussią, czułem się z moim menedżerem Bartkiem jak zbity pies. Zastanawiałem się co ja zrobiłem. To było spowodowane tym, że czułem się w Berlinie bardzo dobrze. Jednak jak widać, to miało jakiś powód i wyszło mi na dobre. 



Słyszałem, że Hercie często dolewaliście oliwy do wody. To nie jest błąd, wy to dosłownie robiliście. 

W żartach specjalizował się bardziej Jaro. Jak mieliśmy jakiś deser i ktoś szedł sobie po lody, to żeby mógł je zjeść, musiał najpierw wygrać zabawę papier, kamień, nożyce. Jaka ktoś chciał z nim zagrać, to musiał mu oddać ten deser jak przegrał. No i Jaro często robił tak, że się podkładał. Robił deser, ale polewał jakimś sosem, który totalnie do lodów nie pasował. Później miał z tego niezły ubaw. To były młodzieńcze lata. Dawno z tego wyrosłem. 


Jeśli chodzi o temat przygotowania fizycznego, to mówiłeś, że zaczynałeś od siłowni. Ale wiem też, że nie ominęła Cię fascynacja crossfitem.

Crossfit już od jakiegoś czasu krąży po internecie. Też oglądam jakieś filmiki czy tutoriale, bo w jakimś stopniu mnie to interesuje. Teraz, kiedy jestem czynnym piłkarzem, to muszę z tym trochę uważać, bo nie można przesadzić. Ale wydaje mi się, że jak skończę przygodę z piłką, to pójdę bardziej w tym kierunku. Zobaczymy. 


Jak ty jesteś na siłowni, to też łatwo zobaczyć, że siłowe wejście na drążek nie stanowi dla Ciebie problemu.

Powiem ci, że na początku nie mogłem złapać tej techniki. Ciężko było. No ale potem, jak już raz złapałem, to było coraz lepiej. Na pewno siła jest potrzebna, ale technika również. Zajęło mi to z pół roku, ale dałem radę. Teraz jak jesteśmy na kadrze, to paru chłopaków też tego próbuje i mają problemy. Ale wszystkiego można się nauczyć. 


Prawdą jest to, że kiedy podczas mistrzostw Europy U-19, kiedy zostałeś królem strzelców, byłeś na tyle wątły fizycznie, że w jednej sytuacji wystraszyłeś się bramkarza i… strzeliłeś gola plecami? 

(śmiech). Kto ci o tym powiedział? Nie wiem czy to było spowodowane tym, że byłem wątły. Pamiętam, że była długa piłka w pole karne i widziałem, że bramkarz wyszedł. W połowie drogi stanąłem i on tej piłki nie złapał. Odbiła się od moich pleców i wpadła do bramki. To chyba była jedna z najśmieszniejszych lub najdziwniejszych bramek, jakie zdobyłem w reprezentacjach młodzieżowych. Jak to się mawia „nieważne jak, ważne, żeby była w sieci”. 


W czasach juniorskich nie miałeś problemów, żeby strzelać gole. 

Kiedy grałem w Gwarku, to w sezonie udawało mi się strzelić z 50 bramek i zapowiadałem się na niezłego napastnika (śmiech). 


Więc co poszło nie tak?

Przejście na piłkę seniorską. Może też dlatego, że moja budowa była taka, a nie inna. Kiedy debiutowałem w Bundeslidze, graliśmy mecz we Frankfurcie. Grałem na Kyrgiakosa i ten to wyglądał jak prawdziwy gladiator. A ja wtedy byłem taki wątły. Zmiażdżył mnie w tym meczu i to był początek końca napastnika Łukasza Piszczka (śmiech). Trener widział mnie bardziej z tyłu i tak znalazłem się na obronie. 

Twój trener z Gwarka twierdzi, że nie miałeś problemów ze zmienianiem pozycji na boisku. Ty chciałeś grać. Gdziekolwiek, byle grać. 

Kiedy przychodził moment zmiany pozycji na boisku i wiedziałem, że na prawej obronie będę miał okazję grania, spędzania na boisku minut i rozwijaniu się dalej, to na początku przed tym się broniłem. Jak wtedy się przed tym broniłem, to teraz gdybym miał możliwość raz jeszcze zostać napastnikiem czy obrońcą, to wybrałbym tę samą drogę. 


Słyszałem, że będąc w Zagłębiu Lubin byłeś absolutnie fenomenem fizjologicznym. Ludzie, którzy tam pracowali nie widzieli piłkarza, który tak łączyłby wydolność z szybkością.

Badania przeprowadzał profesor Chmura i poinformował mnie o swoim „znalezisku”. Przyjąłem to bardzo spokojnie. Jakoś nigdy specjalnie do tego nie przywiązywałem uwagi. Po prostu robiłem swoje. Jak ktoś potrafił ze mnie wydobyć, co najlepsze, to cieszyłem się z tego, bo pomagało mi to w dalszym rozwoju. 


W rozwoju pomagały Ci też inne sporty?

Nie będę ukrywał, że moim ulubionym przedmiotem w szkole był WF. Różne sporty wtedy się uprawiało, ale wszystkie związane z piłką były dla mnie ok. Czy to siatkówka, koszykówka czy piłka ręczna. Ja jednak zawsze lubiłem pograć w piłkę nożną. Na pewno te pozostałe dyscypliny sportu pomogły mi w rozwoju. To, że w wakacje nie można było nas ściągnąć z boiska to wyszło mi tylko na plus. Im więcej się trenowało, tym bardziej człowiek się rozwijał. 


Siatkówkę wymieniłeś na pierwszym miejscu nieprzypadkowo?

No bo poza piłką bardzo lubię pograć w siatkówkę. Chociaż w kosza też. Jak jesteśmy w klubie to często możemy sobie porzucać. Wymyślamy sobie różne zawody.  


Grałeś jakiś czas temu w meczu charytatywnym u Marcina Gortata. 

Był też Łukasz Fabiański i Mateusz Klich. To była bardzo fajna inicjatywa i jakbym miał możliwość, to chętnie wystąpiłbym w następnych edycjach. Fabiański jest z nas najlepszy.Z tego co wiem, to „Fabian” często gra z bratem dwóch na dwóch. Łapią jakichś ziomków na boisku i grają na jeden kosz. Mówił mi, że ciężko ich zlać. Łukasz ma smykałkę do koszykówki. 


Jesteś osobą bardzo cierpliwą. Kiedy wracałeś po kontuzji w wieku juniorskim i lekarz powiedział ci, że trzeba poczekać, że nie jesteś gotowy do gry, to się nie paliłeś do gry. Inni twoi koledzy, nie z Gwarka, ale ze reprezentacji regionu, jak Dawid Plizga, mieli trochę inne podejście i  przez to stracili. Ty tę cechę miałeś od dziecka i tak ci zostało.

W życiu prywatnym raczej cierpliwy nie jestem. Moi najbliżsi wiedza o tym najlepiej. Lubię mieć wszystko tu i teraz. Ale to nie jest tak, że wszystko musi być, tak jak ja powiem. Chodzi o to, że nie mogę się doczekać jakiejś rzeczy, która ma wydarzyć się za jakiś czas. Jeśli chodzi o zdrowie i podejście do piłki, to nauczyłem się tego, że przez te wszystkie lata. Zwłaszcza jak się nabawiłem pierwszej poważnej kontuzji biodra. Wiedziałem, że trzeba wszystko dobrze poukładać zanim wróci się na boisko. Kiedy po finale Ligi Mistrzów musiałem poddać się operacji, wiedziałem, że to będzie dla mnie ciężki okres. Ludzie przyzwyczaili się do tego, że grałem na najwyższym poziomie, ale ja potrzebowałem czasu, żeby dojść do siebie. Myślę, że od okresu meczów ze Szkocją i Irlandią prezentuje poziom, do którego przyzwyczaiłem kibiców. Mam nadzieję, że będę cały czas zdrowy i będę go mógł utrzymać jak najdłużej. 


Rozmawiał w Dortmundzie Łukasz Wiśniowski

TAGI: Łukasz Piszczek, Dortmund, Borussia,

Zobacz również

© PZPN 2014. Wszelkie prawa zastrzeżone. NOWY REGULAMIN ŁNP od 25.03.2019 REGULAMIN PROFILU UŻYTKOWNIKA PZPN Polityka prywatności