Aktualności
[WYWIAD] Kamil Wilczek: Cieszę się z dużej konkurencji w reprezentacji
Pamiętasz, kiedy Broendby po raz ostatni przegrało mecz?
Bodaj 20 sierpnia ubiegłego roku. Nie przegraliśmy w 28 kolejnych spotkaniach, 25 w lidze i trzech w krajowym pucharze. Myślę, że może to robić niezłe wrażenie. Pobiliśmy klubowy rekord, więc mamy się z czego cieszyć. W drużynie jest spora rywalizacja, każdy z nas skupia się maksymalnie, żeby wypaść jak najlepiej. Gdy zagra się jeden, dwa czy trzy słabsze mecze, można łatwo wypaść z podstawowego składu. I na odwrót – ten, który nie gra, chce jak najszybciej wskoczyć do jedenastki. Trzeba więc wykorzystywać każdą, choćby najmniejszą szansę. Wystarczy zerknąć na naszą kadrę, trudno znaleźć w niej słabsze ogniwo. Nawet, gdy ktoś wypada ze względu na kontuzję, kartki czy kiepską dyspozycję, w jego miejsce pojawia się równorzędny piłkarz, wnoszący odpowiednią jakość i to jest nasza największa siła.
Potraficie w tym sezonie odwracać wyniki jak nikt inny. Skąd w was wola walki do ostatniego gwizdka, gdy inne zespoły by już się poddały?
Drużyna prezentuje bardzo intensywny styl gry. Od początku do końca staramy się narzucić rywalowi swoje tempo. Nawet w przypadku, gdy jako pierwsi tracimy gola czy dwa, nie poddajemy się. Mamy świadomość, że jesteśmy w stanie odwrócić losy meczu. Niejednokrotnie w tym sezonie to się potwierdzało. Każda taka sytuacja utwierdza nas w przekonaniu, że to, co robimy jest dobre. Gdy pojawia się słabszy moment, nie zmieniamy swojego stylu, nie zmniejszamy intensywności bo wierzymy, że to poskutkuje. I tak często się dzieje, kilka przykładów w tym sezonie było.
Lasse Vigen Christensen podkreślał, że sztab szkoleniowy wzmacnia waszą i tak bardzo silną mentalność. Pracuje z wami jakiś specjalista w tej dziedzinie?
Współpracuje z nami trener mentalny, jednak najwięcej zawdzięczamy Alexandrowi Zoernigerowi. To on wpoił nam mentalność zwycięzców, dość naturalnie, w trakcie gier treningowych, sparingów. Nie ma u nas gry bez celu. Każdy chce zawsze wygrywać. Teraz brakuje nam na to czasu, ale swego czasu na treningach zbieraliśmy punkty za swoją postawę. Osoba, która nazbierała ich najwięcej, na koniec otrzymywała określoną nagrodę. To też dodatkowo motywowało i przeniosło się na boisko. Trener obudził w nas lwa.
Simon Tibbling powtarzał, że nigdy nie grał w zespole, któremu gra sprawia tak dużą radość i tak ambicjonalnie podchodzi do każdego spotkania. Atmosfera w drużynie też ma wpływ na wyniki?
Klimat panujący w zespole jest naprawdę niezły, ale wiadomo, że atmosferę budują osiągane w meczach rezultaty. Dzięki kolejnym zwycięstwom łatwiej utrzymać fajne relacje w drużynie. Chciałbym jednak zaznaczyć, że nawet na początku sezonu, kiedy mieliśmy nieco słabszy okres, każdy walczył o to, by atmosfera była jak najlepsza. Takie podejście na pewno ułatwia codzienną pracę oraz grę w meczach. To jeden z elementów potrzebnych do wygrywania.
W zespole Broendby występuje spora rotacja. To pomaga w zachowaniu sił, czy jednak trochę wybija z rytmu meczowego?
To zależy, w jakim momencie sezonu się znajdujemy. Jak już podkreślałem, prezentujemy bardzo intensywny futbol, biegamy niezmiernie dużo. Gdy musimy rozgrywać mecze co trzy dni, takie pauzy są bardzo przydatne. Musimy bowiem utrzymać wypracowany poziom, a przy dużej częstotliwości meczów to nie jest najłatwiejsze zadanie. Szeroka kadra na pewno w tym pomaga. Wiadomo, w przypadku, gdy gra się co tydzień i brakuje regularności, staje się to niekomfortowe.
W tym roku imponujesz dyspozycją i regularnością. To kwestia dobrze przepracowanego okresu przygotowawczego?
Nasz trener słynie z tego, że preferuje treningi na bardzo wysokiej intensywności. Dzięki temu potrafimy pokazać to także w spotkaniach. Nie musimy się martwić, że zabraknie nam sił. Co do mnie, po okresie przygotowawczym, który przepracowałem bardzo mocno, czuję efekty. Treningi u Alexandra Zoernigera procentują.
Rywalizujecie w tym sezonie na dwóch frontach. W lidze przeskoczyliście Midtjylland i macie pięć punktów przewagi, w Pucharze Danii dotarliście do półfinału. Szykujesz się już powoli do świętowania pierwszych tytułów w swojej karierze?
Na razie wszyscy podchodzimy do tego bardzo spokojnie. Przed nami pięć spotkań ligowych, a także walka w krajowym pucharze. Musimy być maksymalnie skoncentrowani, docisnąć to do końca. Broendby to klub z wielką tradycją, a przy tym głodny sukcesów. Tych niestety ostatnimi czasy brakowało. Czuć w mieście, że kibice czekają na to z utęsknieniem i mocno nas wspierają. Chcemy to zrobić także dla nich.
Mimo dobrej dyspozycji na początku rundy, zostałeś pominięty przy powołaniach do reprezentacji Polski przez selekcjonera Adama Nawałkę. Jak się z tym poczułeś?
Byłem przygotowany na to, że nie znajdę się w kadrze na te spotkania. Podszedłem do tego tematu z chłodną głową. Chciałem od początku roku pokazać, że będę walczył o miejsce w reprezentacji i na razie wygląda to całkiem nieźle. Teraz wszystko w rękach selekcjonera. Robię wszystko, by wrócić do tej drużyny. Pojawiła się znów skuteczność, regularność, gram dużo. Znów cieszę się piłką.
Jesteś zadowolony ze swojej postawy w meczach reprezentacji, w których miałeś okazję wystąpić? Czujesz, że pokazałeś swoje maksimum?
Oceniając na chłodno uważam, że w meczu z Urugwajem miałem swoje zarówno lepsze, jak i słabsze momenty. Wiem, że co najmniej jedną z sytuacji powinienem wykorzystać i co do tego nie ma żadnych wątpliwości. Nie uważam jednak tego występu za fatalny. Cieszę się, że potrafiłem dochodzić do sytuacji strzeleckich. Dla napastnika problemem jest niewykorzystywanie okazji, ale jeszcze większym kłopotem jest ich brak. Powiedzmy sobie otwarcie, nie graliśmy w tym meczu z „drużyną Actimela”, tylko z poważnym przeciwnikiem. Grał w tym meczu także Edinson Cavani, który nie miał żadnej dogodnej sytuacji strzeleckiej, a przecież jest napastnikiem światowej klasy. Trzeba więc patrzeć na to z różnych perspektyw.
Rywalizacja o miejsce w kadrze na mistrzostwa świata trwa. Imponujesz formą, ale także Jakub Świerczok, Łukasz Teodorczyk czy Dawid Kownacki z pewnością marzą o wyjeździe na mundial. Jak oceniasz swoje szanse w tym wyścigu?
Wyjazd do Rosji na mistrzostwa świata jest oczywiście moim ogromnym marzeniem. Walczę o to z całych sił, to jeden z moich najważniejszych celów na ten sezon. Właściwie od początku kwalifikacji dostawałem powołania do reprezentacji, byłem częścią drużyny. W marcu zostałem pominięty, ale nie zamierzam się poddawać. Wiem, że konkurencja jest duża, ale trzeba się z tego cieszyć. To nie jest powód do zmartwień. Im większa rywalizacja, tym większa korzyść dla reprezentacji. Cieszę się, że chłopakom też powodzi się w klubach, to bardzo budujące. Nie przypominam sobie momentu, w którym napastnicy naszej kadry strzelaliby aż tyle bramek z taką regularnością.
Co musi się zdarzyć, byś mógł powiedzieć: to był dla mnie udany sezon?
Chciałbym sięgnąć z drużyną po dwa trofea, to jest cel na najbliższe tygodnie. A co do reprezentacji… Wiadomo, o czym marzę. Wszystko jednak pozostaje w rękach selekcjonera, ja robię wszystko, by go do siebie przekonać.
Rozmawiał Emil Kopański