Aktualności
[WYWIAD] Grzegorz Krychowiak: Czas walki, czas rozwoju
Wracasz jeszcze czasem pamięcią do ubiegłego sezonu, gdy musiałeś jechać kilka godzin autobusem na mecz rezerw PSG, byle tylko rozegrać 90 minut?
Nie, zostawiłem ten cały sezon za sobą. Dla mnie to już historia. Skupiam się nad tym, co przede mną, bo to jest dla mnie najważniejsze.
Ta najbliższa przyszłość to walka o utrzymanie z West Bromwich Albion w Premier League. Czy jest coś, co w Anglii spodobało ci się najbardziej?
Jestem tu przede wszystkim dla piłki nożnej, jej wszystko oddaję, ale życie się na niej nie ogranicza. Mam czas wolny, a dla mnie nowy kraj to nowe rzeczy do zobaczenia, nowe dania do spróbowania. Chcę to wykorzystać, nie zapominając, że piłka to numer jeden.
Anglicy słyną z bardziej flegmatycznego podejścia do wielu spraw. Czy pod tym względem sposób bycia wyspiarzy przypomina ci bardziej Hiszpanię?
Nie, ponieważ w Hiszpanii tego luzu było czasami aż za dużo. Ludzie podchodzą aż nadto spokojnie do wielu spraw, a w Anglii przy tym więcej jest organizacji.
W kontekście piłkarskim też jest coś nowego z czym wcześniej się nie spotkałeś?
Przede wszystkim zbiórka na mecze jest dwie godziny przed pierwszym gwizdkiem. To ogromna różnica do poprzednich klubów. Mi to w żaden sposób nie przeszkadza, bo przy odpowiednim przygotowaniu nie ma znaczenia, czy w klubie jesteś o dziewiątej rano, czy bezpośrednio przed spotkaniem. Każdy robi to tak, jak uważa, jak mu najbardziej odpowiada. Dla mnie to coś fajnego i lepszego. Mogę przecież przygotować się w domu i być w stu procentach gotowym do meczu.
Dla ciebie nowością było też granie świąteczno-noworoczne. Przyjąłeś to jako coś wyjątkowego, tak jak starają się ten okres w Premier League wyróżnić?
Był to przede wszystkim okres intensywnej gry co trzy dni, ale takich jest wiele w każdym sezonie. Najtrudniej było pogodzić obowiązki rodzinne i to, by jak najbardziej profesjonalnie wykonać swoją pracę. Mimo że nie mogłem przyjechać do domu, to rodzice przyjechali do mnie, musiałem poświęcić im czas, największym trudem było znalezienie złotego środka między nimi a treningami, grą, przygotowaniem.
W Premier League zapełnienie stadionów jest jedne z największych w Europie, czy odczuwasz różnicę pod tym względem?
Wydaje mi się, że największe jest jednak w Niemczech, choć to prawda, wszędzie, gdzie nie jedziemy, to angielskie stadiony są wypełnione. Widać, że dla tutejszych kibiców każdy mecz jest jak święto, dzień na czerwono zakreślony w kalendarzu.
Ty polubiłeś zwłaszcza Anfield…
Z Liverpoolem miałem okazję grać trzykrotnie, dwa razy wygrałem i raz zremisowałem. Jeden mecz rozegrałem jeszcze w barwach Sevilli. Stadion jest wyjątkowy, atmosfera wspaniała. Jednak w trakcie meczu staram się odbiec od tego, w jakim jestem miejscu, co się dzieje na trybunach i skupić wyłącznie na mojej pracy, którą mam do wykonania i zrobić ją jak najlepiej.
Twoje najlepsze mecze w tym sezonie przypadły na rywali ze ścisłej czołówki Premier League, zgodzisz się?
Ciężko mi na to pytanie odpowiedzieć, staram się podchodzić do każdego meczu to samo. A potem to, jak jestem oceniany przez kibiców i dziennikarzy to zupełnie osobna sprawa. Zdarzały nam się dobre mecze z czołówką, ale też bezpośrednimi rywalami w walce o utrzymanie. Zdobywanie trzech punktów z drużynami z tej drugiej grupy jest ważniejsze.
West Bromwich zremisowało najwięcej meczów w tym sezonie (11), często punkty traciliście w końcówkach spotkań.
Pojawiała się w nas frustracja. Było wiele spotkań, gdy mogliśmy zdobyć trzy punkty, gdy powinniśmy rozegrać inaczej końcówki meczów, gdy zbyt łatwo traciliśmy bramki… Miejmy nadzieję, że na finiszu uda się to odmienić, że wykorzystamy to doświadczenie i przełożymy je na zwycięstwa.
Odkąd w grudniu drużynę przejął Alan Pardew, to więcej zmienił w stylu gry, czy w kwestii prowadzenia zespołu?
Najważniejsze jest to, że teraz więcej gramy w piłkę. Wcześniej wyglądało to bardziej tak, że posyłaliśmy długą piłkę na napastnika i staraliśmy się zebrać ją bliżej bramki przeciwnika. Teraz jest tego mniej, stwarzamy sobie więcej sytuacji, nawet strzelamy gole po akcjach, a nie po większość po stałych fragmentach.
Porównania między ligami europejskimi są robione nagminnie, ale może z twojej perspektywy jest coś, co wykracza poza utarte frazy o np. większej intensywności Premier League w zestawieniu z Ligue 1 czy Primera Division?
Patrząc na przebiegnięte kilometry czy intensywność biegu w trakcie spotkań, to porównując dane z Sevilli i PSG do tych z Anglii nie widzę różnicy. Nie mogę na ich podstawie powiedzieć, że tu gra jest bardziej intensywna. Uważam, że różnica jest w bezpośredniości w grze: z obrony prosto do ataku. Oglądając mecze poza tymi z czołówką można dostrzec, jak bardzo są wyrównane: procentowe posiadanie jest najczęściej 50-50, maksymalnie 60-40 na korzyść jednej ze stron. Nie ma ogromnej różnicy, jak w meczach z najlepszymi. Jest wiele strat i pod tym względem może tworzyć się wrażenie, że gra jest bardziej dynamiczna.
Zauważył to również Pep Guardiola w swoim pierwszym sezonie w Premier League. Nie zdawał sobie sprawy z istoty tzw. drugich piłek w stylu gry angielskich drużyn.
W Anglii każdy zespół zdaje sobie sprawę z tego, jak ważny jest to element. Ale różnicę widać także w sytuacjach, gdy piłka jest w bocznym sektorze boiska: w 70% przypadków kończy się to dośrodkowaniem. Nie ma możliwości, by ktoś wrócił podaniem do tyłu i zostanie podjęta próba przeprowadzenia piłki na drugą stronę. Nie ma tego dłuższego czasu przygotowania akcji, piłka ma jak najczęściej spadać w polu karnym.
Czy przez wzgląd na tę inną specyfikę Premier League sam czujesz, że się rozwijasz?
Na pewno przez to, jak wyglądał mój poprzedni sezon potrzebowałem czasu, by wejść na odpowiedni poziom. Brak okresu przygotowawczego również miał na to wpływ. Ale styl angielski może tylko zaprocentować, wpłynąć pozytywnie na to, jakim jestem zawodnikiem. Podczas pobytu w Anglii miałem już dwóch trenerów, u pierwszego więcej było taktyki i stałych fragmentów, teraz czas poświęcamy na gry, dośrodkowania i wykończenia akcji.
A czego konkretnie nauczyłeś się w Anglii?
Przede wszystkim to gra do przodu. Tu oczekuje się ode mnie większego podejmowania ryzyka, kreatywności, budowania gry. Staram się to robić i nad tym pracować. Inaczej też gram w obecnym ustawieniu 4-4-2 z dwoma defensywnymi pomocnikami. Mimo że zawsze jest jeden bardziej ofensywny od drugiego, to wymienność funkcji jest. Każdy z nas porusza się po bardziej prawej czy lewej stronie. Trzeba łączyć role, od pomocników oczekuje się wniesienia czegoś do ataków.
Taką rolę nazywa się „box-to-box”, czyli pomocnik biegający od jednego do drugiego pola karnego.
Tak, ale nie wydaje mi się, bym był takim zawodnikiem.
Zaraz po walce w Premier League czekają na ciebie mistrzostwa świata. Czy patrzysz na ten turniej przez pryzmat swojej przyszłości?
Nie swojej, bo chcę osiągnąć sukces jako zespół. Jeśli indywidualnie będę prezentował się dobrze, to będzie się to przekładało na drużynę. A gdy drużyna odpowiednio funkcjonuje, to ma to przełożenie na jednostkę, każdy jest dostrzegany.
Czy uważasz, że dzięki doświadczeniu zebranemu przez zespół na Euro 2016 jest w reprezentacji mniej niewiadomych dotyczących tego, co może przynieść najbliższy międzynarodowy turniej?
Wątpię, by zawodnicy patrzyli w ten sposób. Przede wszystkim musimy zachować się tak, jak przed Euro – nie popadać w hurra optymizm. Zawsze się to pojawia. Rozegraliśmy dobre mistrzostwa Europy, kolejne eliminacje też, choć były trudniejsze od poprzednich. Jednak musimy podejść z chłodnymi głowami, szacunkiem do rywali i wiarą we własne umiejętności. Jesteśmy w stanie wygrać z każdym z grupowych przeciwników, ale mogę zagwarantować, że nie byłoby zaskoczenia, gdyby każda z tych czterech reprezentacji zakończyła tę fazę na pierwszym miejscu. Wszyscy są w stanie wygrać grupę.
Czeka was okres tonowania nastrojów i ambicji, które będą rosły im bliżej będzie turnieju w Rosji?
Zawodnicy zdają sobie z tego sprawę i to jest najważniejsze. Każdy ma odpowiednie doświadczenie, gra na takim poziomie, że patrząc na zespoły rywali oraz ich indywidualności głupotą byłoby nie szanowanie ich jakości. Od czasu do czasu słyszę, że musimy wygrać tę grupę, bo przeciwnicy są słabi… To bzdury. Wypowiadanie się w ten sposób na temat mistrzostw świata jest ogromnym brakiem szacunku.
Na koniec chciałem zwrócić uwagę, że jest początek lutego, a ty już rozegrałeś więcej spotkań, niż w całym poprzednim sezonie. Odczuwasz jakąkolwiek różnicę?
Nie, najważniejsze jest to, że ze zdrowiem było do tej pory wszystko dobrze. Nawet ta ostatnia kontuzja pozwoliła mi na taki tydzień przerwy, który wcześniej miałem w ligach hiszpańskiej czy francuskiej, a to może pozytywnie wpłynąć na końcówkę sezonu i mistrzostwa świata.
Rozmawiał Michał Zachodny