Aktualności
[WYWIAD] Bartosz Bereszyński: Chcę godnie zastąpić „Piszcza”
Po rezygnacji z gry w reprezentacji Polski Łukasza Piszczka najbardziej naturalnym jego zastępcą wydaje się Bartosz Bereszyński. Obrońca Sampdorii wierzy, że jest w stanie tego dokonać. – Uznaję klasę Łukasza, więc nawet nie miałem prawa być niezadowolony, że jestem zmiennikiem. Po jego decyzji prawa strona defensywy naszej kadry nie zostaje jednak osierocona – mówi w rozmowie z Łączy Nas Piłka.
W Genui doszło ostatnio do ogromnej tragedii. Jak przyjęło ją środowisko piłkarskie?
Dostaliśmy mnóstwo wiadomości z zapytaniami, czy wszystko jest w porządku. Ta informacja dość szybko obiegła świat. Jeśli chodzi o zawodników Sampdorii, nie uczęszczaliśmy tą drogą zbyt często. To ewentualnie była trasa do lotniska. Z drugiej strony, rozmawiałem z Krzyśkiem Piątkiem, który występuje w Genoa CFC i dowiedziałem się, że tamtym traktem codziennie dojeżdżał do ośrodka treningowego. On miał akurat trening popołudniu i całe szczęście, bo gdyby zajęcia były rano, mógłby się właśnie wtedy tam znajdować. Zawodnicy obu klubów z Genui wzięli udział w uroczystościach pożegnalnych zorganizowanych przez miasto. Te chwile były naprawdę bardzo trudne, zginęło wielu młodych ludzi, widok rodziców, którzy musieli żegnać swoje dzieci, był wstrząsający. Każdy z nas na pewno to odczuł. Przez dwa-trzy dni byłem nieswój, mimo że nie znałem osobiście nikogo z ofiar.
Ta tragedia połączyła w pewnym stopniu dwa rywalizujące ze sobą kluby? To, co dzieje się na boisku, odeszło w cień.
Zgadza się. Pamiętam, że w Polsce po śmierci Jana Pawła II kibice mocno się jednoczyli. Niestety, na dość krótko. Jeśli chodzi o zawodników, nie ma podziałów, mamy swoich kolegów w różnych zespołach. Wiadomo, że derby mają swój dodatkowy smaczek i podczas nich zawiesza się pewne przyjaźnie i pracuje na murawie z całych sił. Na uroczystościach związanych z tą tragedią stawiliśmy się wszyscy razem, zawodnicy obu drużyn, pokazując, że wszyscy jesteśmy po prostu ludźmi.
Wspomniałeś o Krzysztofie Piątku. Miałeś okazję z nim porozmawiać, podzielić się spostrzeżeniami dotyczącymi miasta?
Tak, wiele rozmawialiśmy o tym, jak nasze kluby się różnią. Krzysiek mieszka bardzo blisko mnie, więc okazji do pogawędek trochę było. W jego zespole mniejszy nacisk kładzie się na taktykę, większy kładąc na przykład na małe gry. Cieszę się, że Krzysiek wszedł do drużyny w tak dobrym stylu. Jestem przekonany, że będzie tak sobie radził dalej. Pokazał już kilkukrotnie, jak ważnym zawodnikiem tej ekipy może być. Życzę mu kolejnych trafień, może poza dwoma meczami, z Sampdorią.
Co do Sampdorii i jej taktyki, trudno chyba znaleźć klub, w którym odgrywa ona większą rolę.
Sam byłem bardzo ciekaw, jak będą wyglądały nasze przygotowania. Tymczasem okazało się, że praktycznie nic się nie zmieniło. Bieganie, taktyka, bieganie, taktyka i jeszcze raz taktyka.
Nadal będziecie grali w dość specyficznym systemie 1-4-3-1-2?
Tak, bez skrzydłowych. Zagęszczamy rywalizację w środku pola z dwójką napastników z przodu. Klub przeprowadził dwa transfery do środka obrony – dołączyli do nas Omar Colley oraz Lorenzo Tonelli. To bardzo fajne wzmocnienia, jednak jestem przekonany, że pewniakiem do gry będzie Joachim Andersen. To zawodnik przypominający Milana Skriniara, zarówno stylem gry, jak i drogą kariery. Świetnie wyglądał na treningach i w meczach kontrolnych, gra w młodzieżowej reprezentacji Danii. Jestem pewien, że w tym sezonie rozegra wiele spotkań, to po prostu kawał piłkarza.
Co do transferów, mówiono też o tobie w kontekście Interu Mediolan. Było coś na rzeczy?
Rzeczywiście, moje nazwisko gdzieś się przewijało, pojawiało się sporo plotek. Byliśmy w kontakcie z Interem, ale nie podpalałem się. To wielki klub, który poszalał w tym okienku transferowym. Wiedziałem, że jestem brany pod uwagę, ale w Mediolanie mieli swoje priorytety. Po odejściu Joao Cancelo szukali prawego obrońcy, ale zakontraktowany został Sime Vrsaljko. Nie robię tragedii z tego, że nie byłem to ja. Jestem szczęśliwy w Sampdorii i liczę na kolejny dobry sezon.
Wasza dużyna została mocno przebudowana, zwłaszcza w obronie. Odeszlli, obok bramkarza Emiliano Viviano, także Ivan Strinić, Matias Silvestre czy Gian Marco Ferrari.
Co więcej, więzadła krzyżowe zerwał Vasco Regini. Spośród obrońców, którzy w poprzednim sezonie zaliczyli trochę występów, oprócz mnie zostali Jacopo Sala, Nicola Murru i wspomniany Andersen. Dużo zawodników odchodzi, wielu przychodzi. Drużyna ciągle się zmienia i musimy to zaakceptować.
Podobnie jest w ofensywie. Odeszli Lucas Torreira czy Duvan Zapata.
Lucas rozegrał największą liczbę spotkań w druzynie, był prawdziwym mózgiem drużyny. Grał na pozycji wiążącej ofensywę z defensywą, odgrywał niebagatelną rolę. Są na to jednak pomysły. Klub zakontraktował Ronaldo Vieirę z Leeds United, który mimo młodego wieku ma już duże doświadczenie w Championship. Jest też koncepcja, by zmienić nieco pozycję Denisa Praeta – niskiego, silnego na nogach i dużo biegającego zawodnika. Po małej roszadzie może być dużym atutem naszego zespołu. Są zawodnicy, którzy mogą zastąpić Torreirę.
Wspomniany Zapata odszedł do Atalanty Bergamo, nie wypalił transfer Simone Zazy. Rosną szanse na grę Dawida Kownackiego?
Mamy obecnie w kadrze czterech napastników: „Kownasia”, Greoire’a Defrela, Gianlucę Caprariego i Fabio Quagliarellę. Caprari był przymierzany do przejęcia roli „dziesiątki”, ale ostatecznie dołączył do nas Riccardo Saponara, więc pozostaje napastnikiem. Wychodzimy zawsze dwoma, więc jestem przekonany, że Dawid będzie grał dużo więcej i strzela gole. Już w sparingach zagrał najwięcej spośród naszej biało-czerwonej trójki. Jest to dla niego kolejny krok w karierze. Musi zagrać pełniejszy sezon. W Sampdorii często daje się zawodnikom pół roku, by przygotować ich do wymogów włoskiego futbolu. „Kownaś” strzelił już kilka goli i na pewno dostanie więcej szans, by udowodnić swoją wartość.
A co z Twoją rolą na boisku? W systemie, którym gra Sampdoria, boczny obrońca jest bardzo obciążony defensywą, mało jest przyzwolenia na włączanie się w akcje ofensywne.
To prawda, boczny obrońca jest w nim od tego, by walczyć w defensywie, choć dziś w piłce nożnej grają zazwyczaj ofensywnie i są postrzegani jako skrzydłowi. Tutaj muszę ograniczać się do destrukcji i rozgrywania od tyłu. To, że gramy bez skrzydłowych, jest jeszcze trudniejsze. Może wydawać się, że dzięki temu mam więcej miejsca, ale tak nie jest. Brakuje mi tych wejść, ciągnie mnie do przodu, ale już się tego nauczyłem. Choć nie ukrywam, że chciałbym dorzucić troszkę ofensywnych aspektów.
Może będzie ku temu okazja w reprezentacji Polski?
Na razie boczni obrońcy rzeczywiście grali ofensywnie. Mamy ku temu predyspozycje, ale o taktyce będzie defydował selekcjoner. Rozmawiałem już z nim, ma na razie na głowie mnóstwo rzeczy organizacyjnych, ale być może niebawem odwiedzi nas w Genui i jeszcze przed zgrupowaniem będziemy mieli okazję się spotkać. Nie ukrywam, że liczę na większą ilość zadań ofensywnych niż w klubie.
Występowałeś też na lewej obronie. Jak się z tym czujesz?
Nicola Murru doznał kontuzji, ale trener na lewej stronie widzi bardziej Jacopo Salę. Ja jestem przywiązany do prawej strony. To w klubie, ale reprezentacja to inna bajka. Chcę grać jak najwięcej i jestem przekonany, że poradziłbym sobie na przeciwległej flance. Wiadomo jednak, że moją nominalną pozycją jest prawa defensywa.
Po rezygnacji z gry w kadrze Łukasza Piszczka powinno być łatwiej.
Poprzedni sezon w moim wykonaniu oceniam nieźle, ale znałem swoje miejsce w szeregu. Uznaję klasę Łukasza, więc nawet nie miałem prawa być niezadowolony, że jestem zmiennikiem. To wybitny piłkarz, gdy jest w formie, to jeden z najlepszych prawych defensorów w Europie. Cieszę się, że mogłem go podpatrywać. Podjął decyzję o odejściu, na pewno nie było to dla niego łatwe, ale nie zostawia kadry osieroconej na tej pozycji. Jestem ja, jest Tomek Kędziora, kolejni zawodnicy pukają do drzwi. Zrobię wszystko, by godnie zastąpić Łukasza.
Rozmawiał Łukasz Wiśniowski