Aktualności
Willi Orban – obrońca w wersji (nie)klasycznej
Orban nie jest jednym zawodnikiem węgierskiej drużyny narodowej, którzy na co dzień reprezentują barwy Lipska. Niedawno piłkarzem wicelidera Bundesligi został największy talent tamtejszego futbolu, Dominik Szoboszlai, w ten sposób kolonia Węgrów w tym niemieckim zespole wzrosła do trzech osób. Poza wymienionymi jest tam także bramkarz Peter Gulacsi.
Mieszanka pochodzenia
Orban długo nosił opaskę kapitana klubowej drużyny, stracił ją w poprzednim sezonie, kiedy przez kilka miesięcy był kontuzjowany. Po powrocie grał bardzo mało i wydawało, że jego dni w Red Bullu są policzone. Tymczasem w obecnych rozgrywkach znów wszedł w buty lidera zespołu, razem z Gulacsim stanowi kluczowy element defensywy ekipy z Lipska.
Co charakterystyczne dla niego, prezentuje równą i wysoką formę. Zdobył cztery bramki w Bundeslidze, co sprawia, że jest czołowym strzelcem w RB. Już samo to, że 28-latek cieszy się zaufaniem Nagelsmanna, uważanego za rewolucjonistę w Niemczech, zwolennika gegenpressingu, prawdziwego myśliciela, ceniącego zawodników inteligentnych, wystawia jak najlepsze świadectwo Orbanowi. Nagelsmann poprowadził RB Lipsk do półfinału poprzedniej edycji Champions League, w którym przegrali 0:3 z PSG.
Reprezentant Węgier powoli staje się legendą „Byków”. Gra tutaj od lipca 2015 roku, kiedy to przeniósł się z 1. FC Kaiserslautern, gdzie z kolei spędził pierwsze lata swojej piłkarskiej edukacji. Przechodząc przez struktury akademii, rezerwy, trafił w sezonie 2011/12 do pierwszej drużyny. W Kaiserslautern przyszedł na świat. I tutaj ciekawostka: ma on polskie pochodzenie – matka piłkarza urodziła się nad Wisłą, z kolei ojciec jest Węgrem. Willi zaś reprezentacyjną przygodę zaczynał w 2014 roku w niemieckiej „młodzieżówce”. W 2018 roku zadebiutował w pierwszej reprezentacji Węgier. Odtąd występuje w niej regularnie, co jakiś czas wpisując się na listę strzelców.
Przywódca
Od początku przejawiał cechy lidera. Kapitanem był w 1. FCK, został nim po roku gry w RB Lipsk. – Po prostu staram się być sobą. Być może determinacja leży w mojej naturze. Ale jeśli chcesz być liderem w piłce, musisz dawać przykład. Jako lider bierzesz na siebie odpowiedzialność, w dodatku będąc środkowym obrońcą powinieneś interweniować werbalnie, lecz zawsze z myślą o drużynie – przyznał. Bycie liderem uważa za swój najważniejszy cel. Były szkoleniowiec jego obecnej drużyny Ralph Hassenhuttl nazwał go „Masterprofi”. Cenił w nim profesjonalizm, zaangażowanie, cechy przywódcze. To spowodowało, że w wieku 21 lat Orban pierwszy raz założył opaskę kapitana drugoligowego Kaiserslautern.
Ma wojowniczą duszę – to na pewno. Odziedziczył to po ojcu, byłym mistrzu Węgier juniorów w karate. Z natury był hałaśliwy. – Nie mam doświadczenia w sztukach walki, ale byłem w stanie sobie to wyobrazić jak to jest walczyć. Zawsze wszystko psułem w domu. Zbiłem wiele wazonów na kwiaty, butelek, grając w piłkę. Nic wielkiego. To jednak wystarczyło, by mama zapisała mnie na treningi piłkarskiej – opowiadał. I tłumaczył: – Moim obowiązkiem jest być najlepszym Willim Orbanem, jakim mogę być.
Skrzypek w szatni RB
Wiele zawdzięcza mamie. – Wychowała mnie i moją starszą siostrę Sandrę w przeświadczeniu, że na wszystko trzeba sobie zapracować. To bardzo silna kobieta – podkreślił reprezentant Węgier, który tak naprawdę nazywał się Vilmos Tamas Orban, ale kiedy rodzice zdecydowali się zostać w Niemczech to Vilmos stał się Willim.
Nigdy nie powiedział o sobie, że jest klasycznym środkowym obrońcą, bardziej nowocześnie grającym stoperem. Przymiotnik klasyczny jest jednak z nim mocno związany. Willi uwielbia bowiem muzykę klasyczną. Gra na skrzypcach. Miał nawet okazję wcielić się w rolę jednego z muzyków Orkiestry Gewandhaus w Lipsku.
– Wcześniej byłem gościem, sesja muzyczna to coś zupełnie innego. Na scenie wszystko wygląda na większe, pełniejsze, zmienia się perspektywa. To było doświadczenie, które bardzo mi się spodobało. Dali mi do ręki skrzypce. Fascynujące poczuć, kiedy na nim grasz – opowiadał w rozmowie z dierottenbullen.com. Pierwszy raz zagrał do muzyki z „Króla Lwa”. Dziś trudno wyobrazić sobie grę Lipska i Węgier bez Orbana.
Piotr Wiśniewski