Aktualności
[WIDEO] Drugi medal na mundialu. Retransmisja meczu Polska – Francja (1982) od godz. 18:00
Przygoda naszej drużyny na hiszpańskim mundialu w 1982 roku rozpoczęła się od dwóch bezbramkowych remisów z Włochami i Kamerunem. Nerwowo w naszym obozie zrobiło się w ostatnim spotkaniu fazy grupowej. Konieczne było zwycięstwo z Peru, które było obowiązkiem, aby kontynuować udział w rozgrywkach. Trwała niemoc biało-czerwonych, którzy bardzo męczyli się z Peruwiańczykami. Przecież toczyła się walka „o być albo nie być” na hiszpańskim mundialu. Na szczęście podopiecznym trenera Antoniego Piechniczka w przerwie udało się oczyścić głowy i na drugą połowę wyjść z zupełnie innym nastawieniem. Na placu gry pojawił się również jeden z bohaterów tamtego turnieju, czyli Janusz Kupcewicz, ówczesny zawodnik Arki Gdynia.
W końcu rozwiązał się worek z bramkami. Biało-czerwoni zaczęli strzelać jak na zawołanie i zasłużenie pokonali Peru 5:1. Ostatnie spotkanie w fazie grupowej było zatem przełomowe. Także dla Janusza Kupcewicza, który wcześniej nie był pierwszym wyborem trenera Piechniczka. Później już został w składzie do samego finału. – Zaczynałem jako gracz rezerwowy, siedziałem na trybunach, ale najważniejszy moment nastąpił w meczu z Peru. Wcześniej zawaliłem debiut i trenera Górskiego i nie mogłem pozwolić sobie na kolejną wpadkę. Zagrałem na totalnym luzie. Jeśli nie wygralibyśmy tego spotkania, to kto mógłby mnie winić za odpadnięcie z turnieju? Co miałem do stracenia? Nic. Czasem trzeba umieć wykorzystać swoje pięć minut – opowiadał nam Janusz Kupcewicz.
Reprezentacja Polski mogła zatem wziąć głęboki oddech, bo udało się wygrać i awansować dalej. Biało-czerwoni udali się do Barcelony, gdzie na stadionie Camp Nou rywalizowali z Belgią, ZSRR i Włochami. Niestety spełnił się czarny scenariusz, taki sam jak w 1974 roku, i nasz zespół w spotkaniu o finał poniósł porażkę 0:2. Do meczu o złoty medal zakwalifikowali się Włochy i RFN, a Polakom został do rozegrania ostatni mecz z Francją. Kadra musiała rywalizować już po sześciu wyczerpujących meczach, grę dodatkowo utrudniał hiszpański skwar, który mocno dawał się we znaki. Piekielnie mocno odczuł to później Waldemar Matysik, który miał odwodniony organizm i nie mógł grać w piłkę przez kolejny rok…
Na mecz o trzecie miejsce z Francją trener Antoni Piechniczek mógł skorzystać ze Zbigniewa Bońka, który wrócił do wyjściowego składu po pauzie za żółte kartki. Biało-czerwoni byli rozczarowani porażką, ale został do wykonania ostatni krok, by wrócić do domu z medalem mistrzostw świata. – Oczywiście byliśmy podłamani po porażce z Włochami. Francuzi też byli rozbici, bo ich celem był złoty medal mistrzostw świata, a został im tylko mecz o trzecie miejsce. Złe emocje udało nam się odłożyć jednak na bok, bo zaraz czekał nas ostatni mecz. Stanęliśmy przed ogromną szansą, aby powtórzyć osiągnięcie wielkiej drużyny trenera Kazimierza Górskiego. Na murawę każdy z nas wyszedł zmobilizowany. Chcieliśmy za wszelką cenę wygrać – mówił Janusz Kupcewicz.
Spotkanie lepiej ułożyło się dla rywali, bo szybko objęli prowadzenie, ale Polakom udało się przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Wyrównał Andrzej Szarmach, przed przerwą po dośrodkowaniu z rzutu rożnego gola strzelił Stefan Majewski. Po zmianie stron trzecie trafienie dołożył Janusz Kupcewicz. – Moja bramka była wyjątkowej urody. Mówili mi nawet, że był to jeden z najpiękniejszych goli na mistrzostwach światach. Taki inny, nietypowy. Nie decydowałem się na dośrodkowanie. Od razu wiedziałem, co chciałem zrobić. Planowałem uderzać i zaskoczyłem wielu. Pewnie także kolegów z drużyny. Mało kto przypuszczał, że uda się zdobyć bramkę z tak ostrego kąta. Chyba najbardziej zdezorientowany był golkiper Francuzów, bo wyszedł do dośrodkowania i został złapany przeze mnie na wykroku. Nie miał prawa puścić takiej bramki – stwierdził Janusz Kupcewicz.
Po ogromnym wysiłku reprezentacja Polski udanie zakończyła mistrzostwa świata. Powtórzyła sukces sprzed ośmiu lat, gdy po medal sięgnęła drużyna trenera Kazimierza Górskiego. Zdobytą bramkę w meczu o trzecie miejsce Janusz Kupcewicz zadedykował swemu tacie. – To nie tylko mój osobisty sukces, ale również rodzinny. Wielokrotnie będę podkreślał, że wszystko zawdzięczam rodzicom. Wszyscy w rodzinie byli związani z piłką nożną. Łącznie z psem, który stał na bramce. Mój tata poświęcał mi mnóstwo czasu, budził o szóstej rano i zabierał na treningi do lasu. Nauczył mnie bardzo wiele. Cierpiał na nieuleczalną chorobę zaniku mięśni i to był jeden z ostatnich momentów, w których miał radość z syna. On mi poświęcił wiele, po czasie to dało efekt. Miał tyle radości przed śmiercią… To właśnie jemu zadedykowałem tę bramkę. Chciałem nią odwdzięczyć się za wszystko, co mi dał – zakończył Kupcewicz.
Polacy mistrzostwa świata w Hiszpanii zakończyli z następującym bilansem: siedem spotkań, trzy zwycięstwa (Peru, Belgia, Francja), trzy remisy (Włochy, Kamerun, ZSRR) i jedna porażka (Włochy). Strzelili jedenaście goli (najwięcej z Peru) i stracili pięć bramek (po dwa gole reprezentacji Polski strzelili piłkarze Włoch i Francji). Najwięcej goli na hiszpańskim turnieju zanotował Zbigniew Boniek (hat-trick w meczu z Belgią i jedno trafienie w spotkaniu z Peru).
Po więcej treści serdecznie zapraszamy na stronę Biblioteki Piłkarstwa Polskiego. Znajdziecie tam kompleksowe dane z meczu Polska – Francja, jak składy, przebieg meczu, statystyki, galerie zdjęć, postaci meczu, historyczne okładki gazet, statystyki, a także nagranie z obchodów 35-lecia wywalczenia medalu na mistrzostwach świata przez biało-czerwonych. Wystarczy kliknąć TUTAJ .
Zachęcamy do codziennego odwiedzania strony internetowej i mediów społecznościowych Łączy Nas Piłka, gdyż przez kolejne dni codziennie będziemy retransmitować historyczne mecze biało-czerwonych.
fot. East News