Aktualności
Styczniowe mecze reprezentacji. Jak szło biało-czerwonym?
Styczeń to miesiąc, w którym drużyny klubowe przygotowują się do wznowienia rozgrywek ligowych na wiosnę, a futbol reprezentacyjny najczęściej zamiera. W przypadku reprezentacji Polski jest podobnie, choć historia – nawet nieodległa – zna przypadki, w których styczeń stawał się okazją do „przeglądu wojsk” i rozegrania meczów towarzyskich.
Reprezentacja Polski w styczniu rozegrała dotąd piętnaście spotkań. Po raz pierwszy zdarzyło jej się to jeszcze przed II wojną światową. 22 stycznia 1939 roku biało-czerwoni zmierzyli się w Paryżu z Francją. Niestety, meczu na Parc des Princes nie wspominali najlepiej. Dwa gole Emile’a Veinante’a – w tym jeden bezpośrednio z rzutu rożnego – a także trafienia Oscara Heisserera i Mario Zatelliego przyniosły gospodarzom zwycięstwo 4:0. Spotkanie, którym karierę reprezentacyjną zakończył późniejszy selekcjoner polskiej kadry narodowej Michał Matyas, oglądał z trybun legendarny Jules Rimet, nazywany ojcem piłkarskich mistrzostw świata.
Na kolejny styczniowy mecz polskiej drużyny trzeba było poczekać niemal 27 lat. 5 stycznia 1966 roku biało-czerwoni zostali zaproszeni na spotkanie towarzyskie z Anglią, przygotowującą się do turnieju finałowego mistrzostw świata, który został rozegrany kilka miesięcy później. Polacy mieli być dla gospodarzy mundialu sprawdzianem przed starciami z zespołami z tzw. bloku wschodniego. Choć w Liverpoolu zdecydowanym faworytem byli podopieczni Alfa Ramseya, biało-czerwoni postawili im trudne warunki. Co więcej, tuż przed przerwą wyszli na prowadzenie po trafieniu Jerzego Sadka. W bramce polskiej kadry świetnie spisywał się Marian Szeja, zatrzymujący rywali. Nie udało mu się jednak zachować czystego konta – na nieco ponad kwadrans pod końcem pokonał go Bobby Moore. O tym, jak dobry to był wynik podopiecznych Ryszarda Koncewicza powinien świadczyć fakt, że kilka miesięcy później Anglicy okazali się najlepszą drużyną świata.
Po kolejnych piętnastu latach reprezentacja Polski wyruszyła do Japonii, gdzie przyszło jej zmierzyć się z tamtejszą kadrą aż… czterokrotnie. Co ciekawe, do Azji wyjechała drużyna złożona głównie z zawodników reprezentacji młodzieżowej. Do „Kraju Kwitnącej Wiśni” nie poleciał choćby pierwszy selekcjoner, Antoni Piechniczek, a na czele zespołu stanął Waldemar Obrębski. W Japonii w kadrze narodowej zadebiutowało aż piętnastu piłkarzy, a to, czy spotkania zaliczyć do oficjalnych, stało się przedmiotem dyskusji. – Do Azji poleciała kadra młodzieżowa, przyjmująca wówczas rolę pierwszej. Wzmocniło nas kilku bardziej doświadczonych zawodników, jak choćby Mirek Okoński. Wystąpiłem wówczas w czterech meczach, uznanych oczywiście za oficjalne, w których zdobyłem jedną bramkę. Wiadomo, była to nieco rezerwowa ekipa, ale według przepisów mam na koncie cztery spotkania w kadrze A. Tego nie pozwolę sobie odebrać – mówił dla Łączy Nas Piłka Jarosław Nowicki. Polacy wygrali wszystkie cztery spotkania. Odprawili z kwitkiem Japończyków zwyciężając 2:0, 4:2, 4:1 i 3:0, choć ostatnią z tych potyczek rozegrali już w lutym.
Trzy lata później biało-czerwoni – już z Antonim Piechniczkiem – wybrali się do Indii, by tam zagrać w towarzyskim turnieju w Kalkucie. Polacy rozegrali tam pięć meczów, z których cztery zostały uznane za oficjalne. Tym razem debiut w kadrze zaliczył tylko jeden piłkarz, Czesław Jakołcewicz. Reprezentanci Polski w oficjalnych starciach wygrali z Indiami 2:1, dwukrotnie z Chinami 1:0, a w meczu z Argentyną padł remis 1:1.
Styczeń na czas swojego premierowego meczu w roli selekcjonera reprezentacji narodowej wybrał Jerzy Engel. 26 stycznia 2000 roku jego zespół zmierzył się w Kartagenie z Hiszpanią. Do przerwy Polacy przegrywali 0:1 po bramce Raula Gonzaleza, a po zmianie stron wyrok wykonał Ismael Urzaiz, dwukrotnie pokonując debiutującego w kadrze Radosława Majdana. Oprócz niego szansę założenia koszulki z orłem na piersi po raz pierwszy otrzymali też Marcin Baszczyński, Krzysztof Bizacki, Paweł Kaczorowski, Arkadiusz Kaliszan i Marek Zając. Choć dla Jerzego Engela start w nowej roli był nieudany, później awansował z kadrą do turnieju finałowego mistrzostw świata w Korei Południowej i Japonii.
Egzotyczną wycieczkę swoim podopiecznym zorganizował także Franciszek Smuda. W styczniu 2010 roku przygotowująca się do mistrzostw Europy reprezentacja Polski wyleciała do Azji, by wystąpić w turnieju o Puchar Króla Tajlandii. Dla Smudy były to pierwsze kroki stawiane w roli selekcjonera, dokonał więc swoistego przeglądu kadr. W drużynie narodowej zadebiutowało wówczas ośmiu zawodników, w tym Kamil Glik, który zresztą w swoim premierowym występie zdobył także bramkę. Polacy przegrali z Danią 1:3, wygrali z Tajlandią 3:1 oraz rozbili Singapur 6:1. Ostatecznie w towarzyskim turnieju zajęli drugą pozycję.
Szeroką grupę debiutantów do Zjednoczonych Emiratów Arabskich zabrał w styczniu 2014 roku selekcjoner Adam Nawałka. Biało-czerwoni rozegrali w Abu Dabi dwa mecze towarzyskie, z Norwegią i Mołdawią. Podczas tych spotkań w kadrze narodowej po raz pierwszy wystąpiło ośmiu piłkarzy, w tym występujący na drugim szczeblu rozgrywkowym w Polsce Rafał Leszczyński. Polacy wracali w dobrych nastrojach – wygrali z Norwegami 3:0, natomiast z Mołdawią 1:0.
Mecze reprezentacji Polski rozegrane w styczniu:
22.01.1939, Francja – Polska 4:0
05.01.1966, Anglia – Polska 1:1
25.01.1981, Japonia – Polska 0:2
27.01.1981, Japonia – Polska 2:4
30.01.1981, Japonia – Polska 1:4
11.01.1984, Indie – Polska 1:2
15.01.1984, Polska – Chiny 1:0
17.01.1984, Polska – Argentyna 1:1
27.01.1984, Polska – Chiny 1:0
26.01.2000, Hiszpania – Polska 3:0
17.01.2010, Polska – Dania 1:3
20.01.2010, Tajlandia – Polska 1:3
23.01.2010, Singapur – Polska 1:6
18.01.2014, Polska – Norwegia 3:0
20.01.2014, Polska – Mołdawia 1:0