Aktualności

„Sprawiedliwy socjolog” – jaki jest Jerzy Brzęczek?

Reprezentacja12.07.2018 
Nominacja Jerzego Brzęczka na selekcjonera reprezentacji Polski mogła być dla wielu sporym zaskoczeniem. Były już trener Wisły Płock jest jednak człowiekiem, który nie powinien mieć problemu z udźwignięciem presji. – Na pewno był dla nas wzorem, to profesjonalista w każdym calu. Uważam, że zasłużył na to, by trafić na szczyt – uważają jego koledzy z drużyny, a także podopieczni. Jaki naprawdę jest Jerzy Brzęczek?

Truskolasy, licząca dziś około 2000 mieszkańców wieś w województwie śląskim, położona nieopodal Częstochowy. Na początku lat 70. nie wyróżniała się absolutnie niczym. Niegdyś znajdowała się tam kopalnia rud żelaza, o której dziś już chyba nikt nie pamięta. Truskolasy zapewne do dziś byłyby wioską jak wiele innych w Polsce, gdyby nie dwie osoby – Jerzy Brzęczek i Jakub Błaszczykowski. Pierwszy z nich, nowy selekcjoner reprezentacji Polski, właśnie w tamtejszej Olimpii Truskolasy stawiał swe pierwsze piłkarskie kroki. Zapewne nie spodziewał się wówczas, że po kilkunastu latach będzie piłkarzem reprezentacji Polski, a także srebrnym medalistą olimpijskim. Tym bardziej nie mógł wiedzieć, że jego siostrzeniec także osiągnie tak wiele w futbolu. Ale po kolei…

Talent młodziutkiego Brzęczka bardzo szybko zaczął przerastać Olimpię. Naturalnym krokiem były więc przenosiny do dużo większego klubu, położonego blisko Truskolasów – Rakowa Częstochowa. Tam „Brzękol” spędził kolejne kilka lat i gdy osiągnął wiek seniora, przyszedł czas na wyjazd w dalsze regiony kraju. W 1988 roku zakotwiczył w ekstraklasowej wówczas Olimpii Poznań. Wśród jego kolegów z drużyny znaleźli się między innymi bardzo doświadczeni Piotr Skrobowski i Marek Filipczak. W drugim sezonie spędzonym w stolicy Wielkopolski Brzęczek stał się już podstawowym piłkarzem Olimpii, a wiosną bardzo często na boisku towarzyszył mu równie młody i obiecujący Grzegorz Mielcarski.

Czas pokazał, że wkrótce obaj na stałe zapisali się w historii polskiego futbolu. W 1992 roku znaleźli się bowiem w reprezentacji młodzieżowej, z którą wywalczyli drugie miejsce na Igrzyskach Olimpijskich w Barcelonie. „Brzękol” był w Hiszpanii niezastąpiony. Wystąpił we wszystkich sześciu meczach, tylko raz opuszczając boisko przed ostatnim gwizdkiem – na siedem minut przed końcem półfinałowego spotkania z Australią zmienił go Dariusz Gęsior. Turniej przyniósł efekt nie tylko w postaci srebrnego medalu, ale także transferu Brzęczka do Lecha Poznań. Miał już wtedy za sobą debiut w reprezentacji Polski – 19 maja 1992 roku zagrał bowiem w starciu z Austrią.

W Lechu Brzęczek dopisał do swojego konta mistrzostwo kraju, po czym przeprowadził się na Śląsk. Tam założył trykot Górnika Zabrze i przez półtora roku był jednym z filarów 14-krotnego mistrza Polski. Wiosną 1995 roku podpisał jeszcze umowę z GKS Katowice, jednak po zaledwie kilku miesiącach wyjechał do Austrii, by zagrać w Tirolu Innsbruck. Był już wówczas także ważną postacią reprezentacji Polski, ciesząc się coraz większym zaufaniem kolejnych selekcjonerów. Jego spokój, piłkarska inteligencja i boiskowa kultura spowodowały też, że otrzymał nowy przydomek – „Papież”.

Podczas swojej kariery zagranicznej Brzęczek występował jeszcze w austriackich LASK Linz, Sturmie Graz i FC Kaernten oraz izraelskim Maccabi Hajfa. Dwukrotnie sięgnął po tytuł mistrza Austrii, a do Polski powrócił w 2007 roku. 36-latek ponownie wzmocnił szeregi zabrskiego Górnika. Tam bardzo szybko wypracował sobie ogromne poważanie w szatni. – Wniósł do niej przede wszystkim olbrzymie doświadczenie, ale też nauczył drużynę wiele w zakresie relacji międzyludzkich. Pamiętam, że potrafił do każdego dotrzeć, zmobilizować, zmotywować. Zarówno w trudnych momentach na boisku, jak i poza nim – wspomina jego kolega z tamtego zespołu Mateusz Sławik. – Gdy pojawiały się w zespole jakiekolwiek różnice zdań, zawsze stawał w roli mediatora. Gdy trzeba było kogoś wesprzeć w trudniejszej chwili, na przykład w obliczu kontuzji, starał się pomagać, jak tylko umiał. W naszej drużynie byli też zawodnicy, którzy stawiali pierwsze kroki w reprezentacji Polski i oni również mogli liczyć na bardzo cenne wskazówki ze strony Jurka – dodaje były golkiper.

– W 2007 roku przeszedłem z Hutnika Kraków do Górnika. Do drużyny wprowadzali mnie właśnie Jurek Brzęczek i przede wszystkim Tomek Hajto. Każdy zwracał na nich uwagę, mieli bogatą przeszłość reprezentacyjną, wiele lat grali w zagranicznych klubach. Miałem wtedy 20 lat, podglądałem ich, uczyłem się pewnych zachowań. Dzisiaj jestem o 10 lat starszy i sam mam duże doświadczenie – opowiadał w rozmowie z Łączy Nas Piłka Michał Pazdan, który grał z Brzęczkiem w Górniku, a dzisiaj będzie jego podopiecznym w reprezentacji Polski.

Jak podkreślają zarówno jego koledzy z boiska, jak i późniejsi podopieczni, Jerzy Brzęczek jest w pełni profesjonalistą. – Dbał o siebie w każdej chwili. Przed treningami wykonywał własne, dodatkowe ćwiczenia, doskonale się odżywiał, zwracał baczną uwagę na właściwą odnowę biologiczną. Praktycznie w każdym detalu dawał nam przykład – wspomina Sławik. – Bardzo miło wspominam czas naszej współpracy. Jeśli chodzi o warsztat i podejście do pracy, zawsze było ono bardzo profesjonalne. Co więcej, grał w piłkę na bardzo wysokim poziomie, więc miał duży autorytet u zawodników – zaznacza Bartosz Iwan, który był podopiecznym Brzęczka w GKS Katowice.

Jeszcze jako czynny piłkarz nowy selekcjoner reprezentacji Polski przygotowywał się powoli do pracy trenerskiej. To także zauważa Mateusz Sławik. – Można powiedzieć, że wraz z Tomkiem Hajtą był prawą ręką trenerów. Na pewno był dla nas wzorem. Potrafił z wielką klasą zachować się w każdej sytuacji. To właśnie on jako kapitan reprezentował nas na spotkaniach ze sponsorami klubu czy miejskimi władzami. Zachowywał się bardzo godnie i na boisku, i poza nim. Każdy zawsze mógł na niego liczyć. Uważam, że zasługuje na to, żeby być selekcjonerem – mówi były kolega Brzęczka z Górnika Zabrze.

Ostatnim klubem w karierze piłkarskiej Brzęczka była Polonia Bytom. Wówczas już pełnił funkcję asystenta trenera bytomskiej ekipy. – Był przede wszystkim prawdziwym przywódcą. Na boisku kierował całą grą, miał ogromny respekt i szacunek nie tylko przez wcześniejszą karierę, ale też przez to, jakim był człowiekiem. Naturalna koleżeńskość, bezinteresowna pomoc… Wszyscy byli tym zachwyceni. A do tego na murawie był także świetny, nie wiem, czy grałem w jednym zespole z lepszym od niego piłkarzem. Pomagał też przy organizacji treningów i bardzo dobrze się z tym czuł. Naturalności przy prowadzeniu zajęć nie da się nauczyć, a on to miał. Wiedział, co chce osiągnąć i jak to zrobić. Potrafił przekonać zespół do swoich racji – wspomina Jacek Trzeciak, który grał w Polonii z nowym selekcjonerem.

Po zawieszeniu butów na kołku Jerzy Brzęczek rozpoczął samodzielną pracę w Rakowie Częstochowa, gdzie spędził cztery lata. Wyważony, stonowany, poważny – tak często określany jest nowy selekcjoner biało-czerwonych. Nie oznacza to jednak, że brakuje mu poczucia humoru. – Żartów w szatni nie brakowało, ale wszystko miało swój poziom, którego nie przekraczaliśmy. Jurek zawsze podkreślał, że w zespole powinien być pewien luz, ale także i konkretne zasady. Wielokrotnie mieliśmy okazję się pośmiać, lubi zwłaszcza humor sytuacyjny. Z pewnością nie jest smutasem, jak wielu niesłusznie uważa – opowiada Mateusz Sławik.

Do ekstraklasy w roli trenera Jerzy Brzęczek trafił w 2014 roku, przejmując stery w Lechii Gdańsk. Dziś wielu ocenia tamten czas jako nieudany, ale trzeba pamiętać, że w jego pierwszym sezonie drużyna otarła się o awans do europejskich pucharów. – Była to dla niego pierwsza praca w ekstraklasie, ale trener był przecież obyty z zagraniczną piłką i miał zawsze plan na to, co chce zrobić z nabytym wcześniej doświadczeniem. Ciągle poszerzał swoją wiedzę, rozwijał się. Nie wyglądało to przecież u nas aż tak źle. W jego pierwszym sezonie tylko jeden mecz zadecydował o tym, że nie zakwalifikowaliśmy się do europejskich pucharów. W drugim doszło w klubie do sporych roszad kadrowych. To też był pewien powód tego, że nam nie szło na początku rundy, podczas której trener został zwolniony. Nie wiemy jednak, co byłoby dalej gdyby został, ale późniejszą pracą, zwłaszcza w Wiśle Płock, udowodnił, że ma potencjał na świetnego szkoleniowca. Dziś dużo osób może być zaskoczonych nominacją na selekcjonera kadry narodowej, ale moim zdaniem ma wszystko: charyzmę, wiedzę, inteligencję, autorskie spojrzenie na futbol – opisuje Mateusz Bąk, który był piłkarzem Lechii w czasie, gdy prowadził ją Brzęczek.

Podopieczni nowego selekcjonera zgodnie podkreślają, że ma bardzo dobry warsztat trenerski, ale także zdolności interpersonalne. – W dzisiejszych czasach przygotowanie jednostki treningowej nie jest najtrudniejsze. Powszechnie dostępna wiedza i informacje pozwalają na przygotowanie konspektu. Moim zdaniem najważniejsze jest jednak, także w pracy z reprezentacją, zarządzanie grupą oraz socjologia. Trener Brzęczek zawsze imponował dobrą organizacją pracy i podejściem do sztabu oraz zawodników. Często rozmawiał z nami indywidualnie i mówił prawdę prosto w oczy, choć czasami była bardzo bolesna. Zawsze jednak były to bardzo celne uwagi, które powinniśmy usłyszeć. Jest duża szansa na to, że właśnie dzięki swoim umiejętnościom socjologicznym Jerzy Brzęczek będzie bardzo dobrym selekcjonerem – mówi Mateusz Bąk.

To, że umiejętność porozumienia się z zespołem jest w przypadku Brzęczka bardzo dużym atutem, podkreśla także Bartosz Iwan. – Nie byłem wtedy w optymalnej formie, brakowało mi dobrej dyspozycji, ale nie miałem nigdy żadnych problemów komunikacyjnych. Trener zawsze był bardzo sprawiedliwy. Nie mogę powiedzieć na jego temat złego słowa – mówi. – To facet obdarzony ogromną charyzmą. Zawsze umiał dotrzeć do zawodników, żeby realizowali to, co szkoleniowiec założył. Wiadomo, wszystko weryfikuje boisko i to od piłkarzy zależy końcowy rezultat, więc raz było z tym lepiej, raz gorzej. Niemniej jednak wszyscy starali się z całych sił i grali dla trenera – dodaje. – Bogata kariera piłkarska, medal olimpijski czy doświadczenie wyniesione z gry za granicą to aspekty, które na pewno dziś pomagają trenerowi Brzęczkowi w pracy. Inna sprawa, że miał też okazję dokształcać się trenersko w dużych klubach, w których odbywał staże. Teraz dostał szansę w kadrze i możliwości, by pokazać pełnię swoich umiejętności – zauważa Mateusz Bąk.

Zawodnicy podkreślają też, że dużym atutem szkoleniowca jest umiejętność znalezienia złotego środka w relacjach z drużyną. Zaznaczają, że istotne jest jego podejście i sprawiedliwość. – Trener Brzęczek często słuchał głosu drużyny, na tym to polega. Obie strony muszą wysłuchiwać wzajemnie swoich racji i na pewno trener bardzo dużo czasu poświęcał na rozmowy z zawodnikami. Dzięki temu zawsze można było dojść do konsensusu. Oczywiście, to właśnie do niego należało ostatnie zdanie, potrafił zamknąć dyskusję twardym stanowiskiem. Nikt nigdy się nie obijał na treningach, każdy dawał z siebie wszystko. Trener każdego zawodnika traktował równo. Nie miało znaczenia żadne nazwisko. Jerzy Brzęczek bardzo bacznie przyglądał się zawodnikom na treningach i niezależnie od statusu w drużynie, grali ci, którzy na to zasługiwali swoją postawą na zajęciach – mówi Bartosz Iwan. – Potrafił być zarówno przyjacielem zawodników, jak i bardzo srogim trenerem. Gdy trzeba było krzyknąć, postawić kogoś do pionu czy powiedzieć kilka gorzkich słów, też umiał to zrobić. To dobra mieszanka, oby posłużyła reprezentacji – kończy Mateusz Bąk.

Emil Kopański

Fot: CyfraSport, 400mm.pl

Zobacz również

© PZPN 2014. Wszelkie prawa zastrzeżone. NOWY REGULAMIN ŁNP od 25.03.2019 REGULAMIN PROFILU UŻYTKOWNIKA PZPN Polityka prywatności