Aktualności
„Spokojny, świadomy chłopak”. Jakub Błaszczykowski – piłkarz o wielkim sercu
Los Błaszczykowskiego nigdy nie oszczędzał. Jako dziecko przeżył rodzinną tragedię, o której napisano już chyba wszystko. Pod opiekę wzięła go babcia Felicja, a także wujek, Jerzy Brzęczek – srebrny medalista Igrzysk Olimpijskich w Barcelonie i reprezentant Polski. Kuba, trenujący wówczas w Rakowie Częstochowa, przerwał grę w piłkę na rok, ale wkrótce wrócił. Jak się okazało, była to kapitalna decyzja. Po powrocie niemal z marszu wystąpił w turnieju halowym, gdzie wywalczył tytuł najlepszego zawodnika. Sukces i słowa wujka, który przestrzegał go przed zmarnowaniem talentu, stały się dla Błaszczykowskiego świetną motywacją do wytężonej pracy.
Nie przeszkadzało mu nic. Nawet fakt, że musiał dojeżdżać na treningi z Truskolasów do Częstochowy. Rozwijał się z treningu na trening, wyrastając na coraz lepszego zawodnika. Kolejni trenerzy podkreślali ogromne zaangażowanie nastolatka. W 2002 roku 17-letni Błaszczykowski trafił do Górnika Zabrze, jednak zbyt długo miejsca tam nie zagrzał. Gdy osiągnął wiek seniora, wrócił do Częstochowy i przywdział koszulkę tamtejszego KS. Często wyjeżdżał na testy do klubów wyższych lig, jednak sukcesem zakończyły się dopiero te w 2005 roku.
W Wiśle Kraków talent, jakim obdarzony był Błaszczykowski, błyskawicznie dostrzegł trener Verner Licka. Po nieco ponad dwóch tygodniach testów Kuba otrzymał propozycję podpisania kontraktu, z której skwapliwie skorzystał. Na debiut nie musiał zbyt długo czekać. Już w marcu wystąpił w Pucharze Polski, a w 3. minucie meczu z Polonią Warszawa wpisał się na listę strzelców. Nic dziwnego, że czeski szkoleniowiec zaczął na niego stawiać także w rozgrywkach ekstraklasy, a Błaszczykowski nie zawodził. Wiosną 2005 roku rozegral w najwyższej klasie rozgrywkowej 11 spotkań, zdobywając jedną bramkę, i dopisał do swojego konta tytuł mistrza Polski.
Kolejny sezon – choć już bez triumfu w lidze – był prawdziwym popisem chłopaka z Truskolasów. Błaszczykowski stał się motorem napędowym drużyny, co nie umknęło ówczesnemu selekcjonerowi reprezentacji Polski, Pawłowi Janasowi. Z orłem na piersi zadebiutował w marcu 2006 roku, wychodząc na murawę w spotkaniu z Arabią Saudyjską. Był bardzo blisko wyjazdu na mundial w Niemczech, ale plany pokrzyżowała mu kontuzja pleców. Z powodu urazu Błaszczykowski nie pojechał też dwa lata później na mistrzostwa Europy w Austrii i Szwajcarii. – Kontuzje go nie oszczędzały, często mu się coś przyplątywało. Tak to czasami w piłce bywa. Jedni przez karierę przechodzą bez żadnego urazu, a Kubie zdarzały się akurat w najważniejszych momentach. Sam tego doświadczyłem wielokrotnie i wiem, jaki to ból. Tym większy szacun dla Kuby, że z każdej takiej sytuacji wychodził obronną ręką i wracał do gry na najwyższym poziomie jeszcze silniejszy – wspomina Paweł Golański, były reprezentant Polski, który do kadry wprowadzał się w tym samym czasie co Błaszczykowski.
Kuby nie mogły powstrzymać nawet takie sytuacje. Wciąż ciężko pracował, robią istną furorę w polskiej lidze. To zaowocowało wysypem nagród – w ręce Błaszczykowskiego trafił m.in. piłkarski Oscar dla najlepszego pomocnika ekstraklasy. Po uzdolnionego i przy tym wciąż młodego piłkarza zgłosiła się wielka Borussia Dortmund. – Przede wszystkim widać było w nim duże możliwości. To chłopak, który był mega ambitny, w każdym treningu dawał z siebie wszystko. Dysponował umiejętnościami, które zaprocentowały w przyszłości – tłumaczy Golański.
Jesienią 2007 roku „Błaszczu” wylądował w Dortmundzie, gdzie został na kolejne osiem lat. W stolicy Westfalii odnosił wielkie sukcesy, będąc częścią „polskiego trio”, które uzupełniali Robert Lewandowski i Łukasz Piszczek. Dwa mistrzostwa Niemiec, Puchar i Superpuchar tego kraju, finał Ligi Mistrzów… Błaszczykowski wskoczył na poziom, którego zaczynając karierę w Truskolasach zapewne się nie spodziewał. – Transfer do Bundesligi wpłynął na jego karierę bardzo pozytywnie, znakomicie się rozwinął. Facet ma teraz 32 lata, a tak naprawdę ciągle gra na wysokim poziomie. Miał więc duży potencjał, ale sporą rolę odegrał charakter. Zawsze dawał z siebie wszystko, bo nie tylko samym talentem robi się karierę. W przypadku Kuby spore znaczenie miała zawziętość i solidna praca każdego dnia, na każdym treningu – wspomina Golański.
Wspomniane mistrzostwa Europy w 2008 roku jeszcze go ominęły, ale już dwa lata po nich Błaszczykowski pierwszy raz założył opaskę kapitana reprezentacji Polski. Stało się tak podczas towarzyskiego meczu z Wybrzeżem Kości Słoniowej. Nie oddał jej bardzo długo, będąc filarem drużyny narodowej podczas przygotowań i samego turnieju finałowego EURO 2012. W nim reprezentacja Polski zawiodła, ale do Kuby nie można było mieć niemal żadnych zastrzeżeń. W pierwszym meczu asystował przy bramce Roberta Lewandowskiego, w drugim sam pokonał bramkarza reprezentacji Rosji.
Mimo wielu sukcesów, Błaszczykowski pozostawał sobą. Zaangażował się w działalność charytatywną, założył fundację „Ludzki Gest”, która powstała w celu pomagania dzieciom i młodym ludziom potrzebującym pomocy. – Kuba nigdy nie był „gwiazdą”. Gdy rozpoczynaliśmy przygodę w reprezentacji nie był rozkapryszony, a wręcz przeciwnie, zawsze uśmiechnięty. Nie stanowił może duszą towarzystwa i myślę, że do tej pory to się nie zmieniło. Spokojny chłopak, świadomy, co chce w życiu osiągnąć – charakteryzuje Błaszczykowskiego Paweł Golański. Działalność Kuby i to, jakim pozostaje człowiekiem, jest bardzo doceniana przez kibiców. Reprezentant Polski zawsze znajduje czas dla fanów, nikomu nie odmawia zdjęć czy autografu. To sprawiło, że nawet po zmarnowaniu rzutu karnego w meczu z Portugalią podczas EURO 2016, co spowodowało pożegnanie się Polaków z turniejem, na lotnisku witany był owacjami. Nie bez powodu otrzymał też w 2016 roku Order Uśmiechu.
Dziś Błaszczykowski jest piłkarzem VfL Wolfsburg i wciąż ważnym ogniwem reprezentacji Polski. Selekcjoner Adam Nawałka stawiał na niego zarówno na nominalnej pozycji, jak też cofał do obrony. – Z Kubą gra się bardzo dobrze. To piłkarz, który docenia pracę bocznego obrońcy. Gdy szedłem za jego plecy na obieg, zazwyczaj dostawałem od niego podanie. Tak samo wygląda współpraca Kuby z Łukaszem Piszczkiem. Widać, że szanują się na boisku i poza nim, a także uwielbiają ze sobą grać. Kuba jest piłkarzem, który potrafi zaasekurować, wie, kiedy zostać na własnej połowie. Gra z nim to była czysta przyjemność, bo zawsze można na niego liczyć. Niezbyt często skrzydłowi, nastawieni na ofensywę, tak chętnie angażują się w obronę. To naprawdę fantastyczny piłkarz – kończy Golański.
Emil Kopański