Aktualności

Skradzione kurtki, kożuchy, paszport, ale i tak 19 grudnia Polska wygrała z Grecją

Reprezentacja18.12.2020 
Pięć dni przed wigilią Bożego Narodzenia reprezentacja Polski pod wodzą Andrzeja Strejlaua wygrała z Grecją 2:1 po golach Piotra Soczyńskiego i Romana Koseckiego. – Uprosili nas, by z nimi zagrać, ale potem chyba żałowali. Zasłużenie wygraliśmy, a prezes ich związku po meczu ganiał greckiego sędziego, bo im nie pomagał – wspomina Andrzej Strejlau, wówczas selekcjoner reprezentacji Polski.

Tak późno reprezentacja nigdy nie rozgrywała spotkania. Mecz na wyspie Volos odbył się 19 grudnia 1990 roku. Wtedy nie było podgrzewanych muraw i nowoczesnych stadionów. Dlatego rozgrywki w Polsce kończyły się zwykle w listopadzie. W sezonie 1990/1991 ostatnią kolejkę rundy jesiennej rozegrano 17 i 18 listopada. Towarzyskie spotkanie reprezentacji zaplanowano miesiąc później, więc powołani zawodnicy musieli wrócić z urlopów. Jedynie grający w Grecji Józef Wandzik i w Turcji Czesław Jakołcewicz byli w rytmie meczowym.

I początek spotkania jakby to potwierdzał, bo Grecy w dziewiątej minucie objęli prowadzenie, ale jeszcze przed przerwą wyrównał Piotr Soczyński, dla którego było to jedyne trafienie w reprezentacyjnych występach. W drugiej połowie zwycięska bramkę zdobył Roman Kosecki. Polacy mieli jeszcze kilka okazji na kolejne gole, ale nieźle spisywał się bramkarz gospodarzy

– Taki termin meczu zaproponowali Grecy. Wtedy korzystało się z zaproszeń na mecze towarzyskie, by sprawdzać kandydatów do kadry. Teraz jest tyle spotkań o stawkę, że coraz rzadziej gra się takie sparingi. Poza podstawowymi zawodnikami było więc kilku sprawdzanych, którzy wyróżniali się w lidze. To był dla nich egzamin też z inteligencji piłkarskiej. Będą współpracowali z resztą drużyny czy będą próbowali wykazywać się indywidualnie – opowiada trener Strejlau.



Jednym ze sprawdzanych był Adam Zejer, wówczas piłkarz Zagłębia Lubin, obecnie trener w Akademii Stomilu Olsztyn. To był jego trzeci z pięciu występów w reprezentacji. – Nie wnikałem w to, dlaczego gramy tuż przed Bożym Narodzeniem. Byłem zadowolony, że dostałem powołanie. Każdy występ z orzełkiem na klacie, to była wielka sprawa. Z mojego podania Kosecki strzelił na 2:1. Sam też byłem blisko bramki, ale po strzale z rzutu wolnego bramkarz końcówkami palców odbił piłkę na słupek – wspomina Zejer. – Liczyłem, że uda się zadomowić w kadrze, ale konkurencja była duża i trochę mi brakowało. Jestem zadowolony, że grałem w reprezentacji, choć do pełni szczęścia trochę brakowało większej liczby występów. Cieszyłem się, że ktoś zauważył takiego filigranowego piłkarzyka pochodzącego z Olsztyna – zaznacza.

Polacy na przełomie lat 80. i 90. XX wieku siedem razy grali z Grekami. Mieli na nich patent, bo pięć razy wygrali. – Byliśmy cenieni jako piłkarze i trenerzy. Grali tam między innymi Warzycha, Wandzik, Pisz, Karaś, a zespoły prowadzili Kazimierz Górski, Jacek Gmoch, ja i jeszcze kilku szkoleniowców – zauważa trener Strejlau. – Kiedy byłem selekcjonerem, często z nami na mecze jeździł właśnie Kazimierz Górski. Kto mógł mi lepiej doradzić, jak nie on. Na dodatek w Grecji darzono go ogromnym szacunkiem – podkreśla.

Przeciwko Grekom dziesiąte spotkanie w reprezentacji zaliczył Jakołcewicz. Były piłkarz m. in. Lecha Poznań, wtedy grał już w Fenerbahce. – Aż nie chce mi się wierzyć, że tak późno graliśmy. To był taki mecz nie do zapamiętania, rozgrywany, gdy niemal wszyscy mieli już wolne. Kiedyś też już po sezonie dostałem powołanie na spotkanie w Radomiu z Walią. Miałem wykupione wczasy w Turcji i zrezygnowałem z wakacji. Powołanie rzecz święta – przyznaje Jakołcewicz. – Meczu z Grecją za bardzo nie pamiętam, jedynie tyle że wygraliśmy. Za to podróż utkwiła mi w pamięci. Wtedy Fenerbahce bardzo dbało o swoich piłkarzy. Jak przychodziło powołanie, to załatwiali najlepsze połączenie lotnicze, by jak najszybciej wrócić. Leciałem z Istambułu do Aten, tam dosiadł się Józef Wandzik. Lot do Salonik, choć krótki, to był bardzo trudny i w chmurach – wspomina.



Polacy wygrali na boisku, ale za to przegrali ze złodziejami. – Właściciel hotelu uprosił nas, byśmy wyprowadzili się przed meczem, a nie dopiero po spotkaniu zabrali sprzęt i walizki. I kiedy my graliśmy, okradziono nasz autokar. Coś zginęło Dariuszowi Kubickiemu, a jeden z piłkarz miał problemy z powrotem do Polski – mówi trener Strejlau.



Kubicki miał stracić dwa kożuchy, a pechowcem okazał się też Zejer. – Zabrali mi kurtkę, kluczyki do samochodu i paszport. Dzięki pomocy prezesa Górskiego udało mi się wrócić do Polski. Już w Warszawie kierownik reprezentacji okazał się takim spryciarzem, że nie tylko otworzył mojego dużego fiata, ale jeszcze spiął przewody na krótko i auto odpaliło. Na szczęście paliwa wystarczyło na powrót do domu – opowiada Zejer. – Może trochę straciłem, bo to fajna kurtka była, ale zyskałem sportowo i przywiozłem wygraną – zaznacza.

19 grudnia 1990, Volos

Grecja – Polska 1:2

Bramki: Giotis Tsalouhidis - Piotr Soczyński, Roman Kosecki.

Polska: Józef Wandzik (46. Kazimierz Sidorczuk) - Dariusz Kubicki, Czesław Jakołcewicz, Roman Szewczyk, Robert Warzycha, Janusz Nawrocki, Piotr Czachowski (46. Andrzej Lesiak), Piotr Soczyński, Adam Zejer, Roman Kosecki, Tomasz Cebula (82. Dariusz Grzesik).

Andrzej Klemba

Fot. Cyfrasport, 400mm.pl

Zobacz również

© PZPN 2014. Wszelkie prawa zastrzeżone. NOWY REGULAMIN ŁNP od 25.03.2019 REGULAMIN PROFILU UŻYTKOWNIKA PZPN Polityka prywatności