Aktualności

Reprezentanci Polski i ligowcy na piłkarskich krańcach świata

Reprezentacja24.02.2021 

Weekendowy transfer Mateusza Cetnarskiego do Pili Pili Dulla Boys Jambiani FC, zespołu z drugiej ligi zanzibarskiej dał impuls, by sprawdzić w jak odległych krajach i egzotycznych ligach występowali Polacy. Polscy piłkarze, w tym także reprezentanci kraju, zawędrowali w najdalsze zakątki świata i grali na wszystkich kontynentach, na których można kopać piłkę. Wenezuela i Brazylia w Ameryce Południowej, Kanada, Meksyk w Ameryce Północnej, w Afryce RPA, Angola i Tunezja, a do tego mnóstwo państw z Azji – Arabia Saudyjska, Tajlandia, Jordania, Bahrajn, Japonia, Chiny, Singapur, Tajwan, Korea, ZEA, Filipiny, Katar, Iran, Wietnam, Malezja, Indonezja oraz Australia i Nowa Zelandia.

Wędrówkę po kontynentach i niecodziennych kierunkach wybieranych przez Polaków zaczniemy od Europy. Tu też można znaleźć ligi, w których obecność naszych zawodników zaskakuje. Jednym z bardziej popularnych kierunków są Wyspy Owcze. Przez większość zespołów farerskiej ekstraklasy przewinęło się kilkudziesięciu Polaków. Wśród nich można znaleźć nawet trzykrotnego reprezentanta Polski – Zdzisława Janika. Grał tam też Jacek Burkhardt, ojciec Filipa i Michała. Zresztą „wyjazdy rodzinne” to cecha charakterystyczna dla Polaków na Wyspach Owczych. Występowali tam bracia Tomasz i Jacek Przybylski, a teraz świetnie radzi sobie syn tego pierwszego Michał. Strzelał gole nawet w eliminacjach Ligi Europy. W ślady ojca Roberta Cieślewicza w tamtejszej ekstraklasie poszli jego synowie. Starszy Łukasz rozpocznie wkrótce 11 sezon, a w tym czasie zdobył trzy mistrzostwa. Młodszy Adrian szybko wyjechał i robi karierę w Walii (pięć tytułów mistrzowskich z The New Saints FC).

Wyspy Owcze, Gibraltar, Albania

– Miałem trzy lata jak wyjechałem z Polski z rodzicami. Tata grał i pracował. Od kiedy pamiętam piłka nożna była obecna w moim życiu. Od razu chciałem w nią grać, chyba jak wielu młodych chłopców zapatrzonych w ojców – mówił Michał Przybylski. – To mały kraj, więc prawie każdy się ze sobą zna, co też sprawia, że piłkarze są dość popularni i rozpoznawalni. Oczywiście jest to na dużo większym luzie i bez zadęcia. Po prostu jesteś jednym z nas, a do tego nieźle – jak na Wyspy Owcze – grasz w piłkę. Takie poklepywanie po plecach, a nie wytykanie palcami – zauważa.

Na niecodzienny kierunek zdecydował się Aleksander Januszkiewicz, który rundę spędził w ekstraklasie Gibraltaru. – Zdawałem sobie sprawę, że poziom pewnie nie będzie wysoki, ale z drugiej strony najlepsze drużyny grają w eliminacjach Ligi Mistrzów i Ligi Europy. Uznałem, że to może być fajna przygoda także z tego powodu i zdecydowałem się na grę w Lynx – tłumaczy Januszkiewicz. – W najlepszych klubach w Lincoln czy Europa FC można zarobić nawet trzy tysiące euro. W moim przypadku to było więcej niż kiedy występowałem w III lidze. W Lynx grali miejscowi piłkarze, którzy najczęściej łączyli to z pracą. Zarobki są w granicach 800-1700 euro – opowiadał.



W ekstraklasie albańskiej rundę w Partizani Tirana (16-krotny mistrz Albanii) rozegrał Przemysław Norko, były bramkarz młodzieżowych reprezentacji Polski, a także Zagłębia Lubin i Pogoni Szczecin. Dawid Banaczek z FC Vaduz w 2004 roku zdobył Puchar Lichtensteinu. Andrzej Bledzewski, mistrz Europy U-16 w polskiej ekstraklasie rozegrał 213 spotkań, pewnie mogło być więcej, ale sezon spędził w lidze maltańskiej w Birkirkara FC. Marcin Garuch, obecnie pomocnik Miedzi Legnica, jest jedynym Polakiem, który zagrał w lidze czarnogórskiej. Estonię próbowali podbijać bramkarze Damian Jaroszewski i Marcin Zomerski. W 2013 roku szlaki do ligi gruzińskiej przetarł Paweł Hajduczek. W Sioni Bolnisi rozegrał dziewięć spotkań i zdobył gola.

Polak w słynnym Flamengo

Rzadko polscy piłkarze odkrywali ligi w Ameryce Południowej. Dali o sobie znać tylko w Brazylii i Wenezueli. W kraju pięciokrotnych mistrzów świata grali Mariusz Piekarski, Krzysztof Nowak i Łukasz Adamski. Wszyscy razem wyjechali do Atletico Paranaense Kurytyba jesienią 1996 roku. Piekarski i Nowak trafili do pierwszej drużyny, a 16-letni wówczas Adamski do juniorów. W Ateltico Nowak i Piekarski zagrali na słynnej Maracanie. Po dwóch latach Nowak trafił do Vfl Wolfsburg. W reprezentacji Polski rozegrał dziesięć spotkań. Piekarski występował w jednym z najlepszych brazylijskich klubów Flamengo Rio de Janeiro. Jacek Grembocki, siedmiokrotny reprezentant Polski, miał okazję przez pół roku poznać Wenezuelę. W 1996 roku występował w stolicy w Caracas FC.



Pele, reprezentacja USA i Kanada pachnąca piłką

Za to dużo lepiej polscy piłkarze eksplorowali Amerykę Północną. W latach 70. i 80. XX wieku do Stanów Zjednoczonych wyjechało wielu reprezentantów Polski, którzy odnosili sukcesy w mistrzostwach świata czy igrzyskach olimpijskich. Część grała na trawie w North American Soccer League, część w popularnych wtedy rozgrywkach w hali. Najsłynniejszym wtedy klubem był Cosmos Nowy Jork. To w nim grali m. in. Pele czy Franz Beckenbauer, ale także Polacy – Bronisław Sularz był nawet przez rok w zespole razem ze słynnym Brazylijczykiem. Później w tej drużynie występowali też Władysław Żmuda czy Stanisław Terlecki. W San Diego Sockers przez cztery lata grał Kazimierz Deyna, 97–krotny reprezentant Polski, mistrz i wicemistrz olimpijski, brązowy medalista mistrzostw świata. Za ocean wyjechali też inni kadrowicze – Adam Musiał, Robert Gadocha, Henryk Szymanowski, Janusz Kowalik, Jan Domarski czy Adam Nawałka.

Janusz Michallik to postać, która łączy grę w Stanach Zjednoczonych sprzed mundialu w 1994 roku i po mistrzostwach świata. Najpierw głównie występował w rozgrywkach halowych, a kiedy wrócił na murawę znalazł się w reprezentacji USA. Na mundial jednak nie pojechał. Po tej imprezie powstała istniejąca po dziś Major League Soccer. Zagrał w niej przez trzy sezony. Później w jego ślady poszło wielu reprezentantów Polski – m. in. Robert Warzycha, Piotr Nowak, Jerzy Podbrożny, Roman Kosecki, Przemysłąw Frankowski, Damien Perquis, Przemysław Tytoń, Adam Buksa, Tomasz Frankowski, Jarosław Niezgoda, Andrzej Juskowiak czy Jacek Ziober.



– Mój tata Krystian w Stanach Zjednoczonych grał od 1975 roku. Dołączyłem do niego dziewięć lat później. Najpierw miałem grać w rozgrywkach halowych w Pittsburghu, w którym było sporo polskich piłkarzy, jak Zdzisław Kapka, Janusz Sybis, Piotr Mowlik czy Terlecki. Na te mecze czasem przychodziło po 18-20 tys. widzów. Piłka nożna miała jednak spore problemy, bo rozgrywki ligowe upadały – wspomina Michallik. – Na mundialu udało się zarobić duże pieniądze, które zainwestowano w MLS. Żałuję, że tak późno doczekałem się zawodowej ligi. Szkoda, że nie miałem wtedy 22 lat, ale już 30. Amerykanie pokochali MLS. Obecnie pod względem organizacji jest w czołowej piątce na świecie. Tu wszystko dopięte jest na ostatni guzik. Liga jest popularna. Na większości spotkań frekwencja była niemal maksymalna – dodaje.

Część reprezentantów Polski wybrało Kanadę. Tam grali Grzegorz Lato (100 występów), Zygfryd Szołtysik (46), Janusz Żmijewski (15) czy Zbigniew Hnatio (jeden). Król strzelców mistrzostw świata z 1974 roku zanim wyjechał do Kanady, dwa lata spędził w lidze meksykańskiej w zespole ze stolicy Atalante FC. Z Latą w składzie zdobyli w 1983 roku Puchar Mistrzów strefy CONCACAF.

Afryka wciąż piłkarsko mało odkryta

Wspomniany Cetnarski, dwukrotny reprezentant kraju, jest czwartym Polakiem, który zagra na tym kontynencie. Pierwszym i najbardziej znanym jest Robert Gaszyński. To wicemistrz Europy z reprezentacją Polski U-18, a w Wiśle Kraków zwykle rezerwowy bramkarz – przez 10 lat rozegrał w ekstraklasie 42 spotkania. W 1990 roku na rok wyjechał do Republiki Południowej Afryki. W Wits University FC wystąpił 18 razy. Przez rok (2014–2015) był prezesem Wisły Kraków. W 2004 roku epizod w lidze tunezyjskiej zaliczył Robert Stachura, który prze rundę był zawodnikiem Athlétique Bizertin. Więcej czasu w Angoli spędził Jacek Magdziński. Przez 2,5 roku był piłkarzem czterech drużyn.

Cetnarski w lidze zanzibarskiej to efekt działań Żelisława Żyżyńskiego, do niedawna komentatora Canal + Sport, który w 2021 roku rozpoczął pracę na Zanzibarze. Opowiada za stronę sportową w nadmorskim kurorcie Pili Pili. Za jego namową właściciel został sponsorem drugoligowego klubu, który teraz nazywa się Pili Pili Dulla Boys Jambiani FC. Organizuje wydarzenia sportowe, w tym mecze, a także na co dzień zajmuje się drużyną.



– Chcemy zrobić coś dla lokalnej społeczności. Dlatego zainwestowaliśmy w klub, zbudujemy sztuczne boisko, by nie tylko zawodnicy, ale wszyscy mieli gdzie grać w piłkę. Mamy też ambicje sportowe, by awansować z drugiej ligi zanzibarskiej. Potrzebowaliśmy osoby, która poprowadziłby zespół i była autorytetem dla zawodników. Mateusz Cetnarski, mistrz Polski i reprezentant kraju, to mój pierwszy transfer. Wydawało się to nierealne, ale postanowił tu przyjechać – tłumaczy Żyżyński. – I od razu zaczął pracować. W ciągu tygodnia poprowadził pięć treningów Dulla Boys, testował nowych piłkarzy, poświęcił kilkanaście godzin na sprawy organizacyjne i przygotowanie planów. Chciałbym, by każdy trener miał taką wizję. Mógł odciąć jeszcze parę kuponów od swojej kariery, ale wybrał inną drogę. I sprawia wrażenie bardzo szczęśliwego – podkreśla.

Polscy ligowcy w krainie kangurów

Australia, podobnie jak Stany Zjednoczone, była kierunkiem chętnie obieranym przez polskich zawodników. Jechali tam grać w piłkę i pracować. Najczęściej wybierali kluby zakładane przez polską mniejszość po II Wojnie Światowej – Polonia Melbourne (obecnie Western Eagles), Polonia Sydney, czy Polonia Adelajda. W latach 60. i 70. grało tam wielu polskich zawodników na czele z Edmundem Zientarą, 40-krotnym reprezentantem Polski, późnej sekretarzem generalnym PZPN. Kolejna fala nadeszła w latach 80. XX wieku. Najbardziej utytułowanym był Zygmunt Kalinowski, który choć w reprezentacji zagrał tylko cztery razy, to wywalczył brązowy medal mistrzostw świata. W lidze wystąpił 245 razy i ze Śląskiem Wrocław sięgnął po mistrzostwo i Puchar Polski. Na Antypodach wylądowali też inni polscy ligowcy – Albin Mikulski (mistrzostwo z Ruchem Chorzów) i Mariusz Niewiadomski rozegrali w ekstraklasie ponad 200 meczów, Zdzisław Kostrzewa 183 (dwa Puchary Polski z Zagłębiem Sosnowiec), Jarosław Nowicki 170, Janusz Baran 150 (dwa Puchary Polski z Legią), Edward Lonka ponad sto (mistrzostwo Polski w z Widzewem), Paweł Wieczorek 27, a Stefan Mila (ojciec Sebastiana) 26.

Potem nastąpiła długa przerwa i, pomijając kilku mało znanych zawodników, w ostatnich latach znów do Australii wybrali się polscy piłkarze. Pierwsi pojechali Adrian Mierzejewski i Marcin Budziński, którzy trafili do australijskiej ekstraklasy. Ten pierwszy z Sydney FC zdobył puchar. Kolejnymi byli Michał Kopczyński i Filip Kurto – zagrali razem w nowozelandzkim Wellington Phoenix występującym w lidze australijskiej. Krótki epizod ze względu na kontuzję miał Radosław Majewski. W Western Sydney Wandereres zagrał jedynie trzy mecze w Pucharze Australii. Uraz leczył prawie rok. Obecnie gra tam wciąż Kurto (Western United FC), a od stycznia do Central Coast Mariners dołączył Michał Janota.



– Poleciałem w lipcu, a w sierpniu i wrześniu trwały przygotowania do sezonu. Niestety na treningu kolega z drużyny z całym impetem wpakował się w moje nogi. Poczułem, że umieram. Wynik rezonansu był bezlitosny. Zerwane więzadła krzyżowe i poboczne, a do tego uszkodzona łąkotka. Byłem bardzo zły. To był punkt zwrotny, bo do tej pory czułem, że jestem na fali wznoszącej. Rozegrałem trzy mecze, strzeliłem gola – wspomina Majewski, obecnie zawodnik Wieczystej Kraków. – Miałem podpisaną roczną umową z opcją przedłużenia na kolejny sezon, jeśli rozegram 20 spotkań. Działacze zachowali się w porządku i pomagali podczas leczenia. Kiedy spytałem, co dalej, stwierdzili, że w moje miejsce podpisali już innego zawodnika i dla mnie nie ma miejsca – przyznał.

Azja – najbardziej popularna

Podbój Azji rozpoczęli piłkarze ŁKS i Widzewa. Zatrudnienie w koreańskim Yukong Elephants znaleźli najpierw Leszek Iwanicki i Tadeusz Świątek. Przyjechali tam na drugą rundę i pomogli w zdobyciu mistrzostwa Korei. Późnej Iwanickiego zastąpił Witold Bendkowski. – Do Polski przyjechała pani menadżer z Nowego Jorku zajmująca się szukaniem piłkarzy do koreańskich klubów i zgłosiła się do PZPN. Stamtąd przyszła oferta dla Widzewa i postanowiliśmy skorzystać. Ujrzeliśmy świat dobrobytu i kolorowych świateł na ulicach. Coś zupełnie innego niż wtedy w naszym kraju. Ten przeskok był bardzo duży dla mnie – opowiadał Światek na oficjalnej stronie klubu. – 28 października 1989 roku w dniu moich imienin zagraliśmy na Stadionie Olimpijskim w Seulu mecz, który zdecydował o tym, że zostaliśmy mistrzami Korei. Wygraliśmy 3:2, a ja strzeliłem bramkę na 2:0. Odniosłem tam duży sukces sportowy, bo po zakończeniu sezonu zostałem jako jedyny z drużyny wybrany do jedenastki sezonu – dodaje.

Po Korei polscy piłkarze zaczęli stawiać kroki na Półwyspie Malajskim. Wojciech Jagoda, obecnie komentator NC+, choć miał za sobą występy w Legii, w wieku 26 lat postanowił wybrać się na drugi koniec świata. Po trzech latach w Australii przeniósł się w 1991 roku do Singapuru, a w kolejnym do Malezji. Tam spotkał byłego zawodnika Śląska Wrocław Grzegorza Kowalskiego. Później w Malezji zagrał także Arkadiusz Żarczyński.



Kolejny, jeszcze bardziej wysunięty na wschód kraj, choć mniej egzotyczny piłkarsko, to Japonia. Pierwszy był tam Tomasz Frankowski – 22-krotny reprezentant Polski zrobił sobie przerwę od francuskiej Ligue 1 i rok 1996 rok spędził w Nagoya Grampus Eight. Jeszcze przed mundialem w Japonii i Korei miał kilku następców – Piotra Świerczewskiego, Andrzeja Kubicę czy Piotra Sowisza. Na kolejnych polskich piłkarzy w J–League trzeba było czekać ponad 10 lat. W 2015 roku trafił tam Krzysztof Kamiński i spędził cztery lata. Kolejny bramkarz Jakub Słowik gra w klubie Vegalta Sendai od lata 2019 roku.

Japonia i nowe spojrzenie na świat

– Wyjazd do Japonii to był świetny pomysł. Zyskałem nie tylko piłkarsko, ale także jako człowiek. Poznanie zupełnie innej kultury bardzo rozwija. Pozwala na zupełnie nowe spojrzenie na świat. Organizacyjnie klub i życie w tym kraju są na najwyższym poziomie. Zawodnik nie musi się o nic martwić poza formą – przyznaje Kamiński. – W pierwszym roku awansowaliśmy do ekstraklasy. W kolejnym jako beniaminek walczyliśmy o utrzymanie i to się udało. 2017 rok był bardzo udany – zajęliśmy szóste miejsce i z tego powodu apetyty na kolejne rozgrywki były bardzo rozbudzone. Mieliśmy nawet nadzieję, że zakwalifikujemy się do azjatyckiej Ligi Mistrzów – wspomina.



Kolejna grupka Polaków próbowała sił w Wietnamie. Mistrz Polski z ŁKS Tomasz Cebula razem z Mariuszem Wysockim (Stomi Olsztyn) pojechali w 2001 roku do klubu Quang Nam, a wkrótce dołączył do nich Andrzej Stretowicz. Piotr Orliński z Pawłem Bocianem na pół roku wybrali się grać w piłkę w indonezyjskim Persib Maung. Półtora roku w stolicy Filipin – Manilli grał Ben Starosta. Za to Robert Iwanicki na dobre związał się z tajwańskim Royal Blues Taipei (od 2005 roku), osiadł tam i jest trenerem. W 2013 roku dołączył do niego też bramkarz Adam Łupiński. Jeśli chodzi o Polaków w krajach, w których piłka nożna nie stoi na wysokim poziomie, to rok w lidze irańskiej występował Andrzej Bednarz, były zawodnik m. in. Górnika Zabrze.

Katar Polaków

Kolejnym kierunkiem obranym przez polskich piłkarzy są Chiny. Kiedy w 2003 roku wyjechał tam dwukrotny mistrz Polski z Wisłą Kraków Marek Zając było to spore zaskoczenie. Tymczasem grał przez sześć lat i nawet został mistrzem Chin, a potem rozpoczął pracę szkoleniową. W 2006 roku dołączył do niego kolejny ekswiślak Bogdan Zając. Kolejnym Polakiem w chińskiej Super League był Emmanuel Olisadebe, który spędził w niej trzy sezony. Sił próbowali tam też Krzysztof Mączyński i Mateusz Zachara. Od 2018 roku w Chinach gra 41–krotny reprezentant Polski Adrian Mierzejewski.



On, a także Łukasz Gikiewicz, Jacek Bąk czy Euzebiusz Smolarek upatrzyli sobie też kraje Półwyspu Arabskiego. Mierzejewski grał w Arabii Saudyjskiej i Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Bąk dwa sezony spędził w katarskim Al–Rayyan i zdobył puchar tego kraju. W sezonie 2011/2012 w Katarze w Al-Khor występował Smolarek. Gikiewicz geografię tego regionu Azji powinien mieć w małym palcu – Arabia, Jordania, a ostatnio występy w Bahrajnie. 34–letni napastnik to jeden z największych obieżyświatów spośród polskich piłkarzy. Od wyjazdu ze polskiej ekstraklasy w 2013 roku grał jeszcze na Cyprze, w Kazachstanie, Bułgarii, Rumunii i Tajlandii.

Andrzej Klemba

Fot. Cyrasport/ archiwum prywatne

Zobacz również

© PZPN 2014. Wszelkie prawa zastrzeżone. NOWY REGULAMIN ŁNP od 25.03.2019 REGULAMIN PROFILU UŻYTKOWNIKA PZPN Polityka prywatności