Aktualności
[RAPORT] Krzysztof Piątek – miły wyjątek w debiucie. Przed nim Wilczek, a za nim Stępiński
Sześć minut potrzebował Krzysztof Piątek na strzelenie pierwszego gola w barwach Genoi w meczu ligowym. Tak dobrze, od razu po wyjeździe z LOTTO Ekstraklasy, nie poradził sobie jeszcze żaden polski snajper. Powołany właśnie na zgrupowanie reprezentacji Polski napastnik zdobył premierową bramkę w Serie A szybciej niż Dawid Kownacki, Arkadiusz Milik czy Mariusz Stępiński. Gola w debiucie w nowym klubie strzelił też Kamil Wilczek, tyle że był to jego drugi klub, odkąd wyprowadził się z Piasta Gliwice.
Piątek bardzo szybko wkupił się w łaski kibiców i kierownictwa swojego nowego klubu. Strzelał gole w przedsezonowych przygotowaniach, zdobył bramki w Pucharze Włoch (cztery), wysoką formę potwierdził także w pierwszym, ligowym spotkaniu Genoi. Potrzebował 5 minut i 37 sekund, żeby pokonać bramkarza Empoli (2:1). Od 17 lat nie zdarzyło się, aby jakikolwiek piłkarz debiutujący we włoskiej ekstraklasie zdobył bramkę szybciej niż Polak. W 2001 roku Ernesto Javier Chevanton, który debiutował w barwach Lecce przeciwko Parmie, do siatki trafił już w 2. minucie. Były piłkarz Cracovii zaliczył trafienie w debiucie w Serie A tak szybko, że pobił wynik takich napastników, jak: Carlos Tevez, Zlatan Ibrahimović, Andrij Szewczenko, Marco van Basten, Diego Milito, czy Alvaro Recoba. Debiutanckie trafienie Piątka widział na żywo sam Enrico Preziosi. Właściciel „Rossoblu” bardzo nieregularnie pojawia się na stadionie, by oglądać w akcji swój zespół. Tym razem zrobił wyjątek, gdyż chciał z bliska przyjrzeć m.in. najnowszemu nabytkowi klubu, czyli snajperowi z Polski. – Po raz pierwszy obserwowałem go w maju. Olśnił mnie natychmiast. Jest niezwykle utalentowanym i zdeterminowanym zawodnikiem – powiedział Preziosi „La Gazzetta dello Sport”.
Komplementów po pierwszym występie naszemu zawodnikowi nie szczędził trener Davide Ballardini. – Boję się o nim mówić, bo w ten sposób tylko nałożę na niego większą presję, ale wydaje się bardzo silnym i kompletnym napastnikiem. Czuję, że może stać się wielkim piłkarzem, ale wolę o tym szeptać, aniżeli krzyczeć z dachów – przyznał szkoleniowiec Genoi w rozmowie ze „Sky Sport”. Krzysztof ma powody do podwójnej satysfakcji. Nie dość, że szybko zaczął spłacać się jego transfer, to jeszcze jest autorem najszybszej bramki polskiego zawodnika w Serie A.
Drugi Stępiński
Jeśli chodzi o premierowe trafienia Polaków na boiskach najwyższej klasy rozgrywkowej Włoch, to najdłużej minuty do debiutanckiego gola odliczał Zbigniew Boniek. Prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej czekał na taką bramkę 288 minut. Udało mu się to w czwartym meczu Serie A z Napoli. To był sezon 1982/83, który jeden z najlepszych polskich piłkarzy w historii, zakończył z dorobkiem pięciu goli. Arkadiusz Milik pierwszy raz z gola w Napoli cieszył się w drugim występie. Z Pescarą zagrał 37 minut, a strzelanie przeciwko Milanowi rozpoczął w 18. minucie. Potrzebował więc niespełna godzinę na zapisanie się w protokole włoskiej ligi. Świetne wejście do Chievo zaliczył Mariusz Stępiński. Dziewięć minut po zmianie w pojedynku z Cagliari Calcio, zanotował pierwsze trafienie we Włoszech. Z kolei Dawid Kownacki pierwszy raz na listę strzelców Sampdorii wpisał się w trzecim występie. Potrzebował do tego tylko 21 minut. Radosław Matusiak oraz Kamil Wilczek nie strzelili gola w Serie A, Łukasz Teodorczyk dopiero zaczyna swoją przygodę z Włochami.
Piątek potwierdza, że wysoką formę z ekstraklasy można potem przełożyć na dobre występy w dużo mocniejszej lidze. Musisz jednak czuć wsparcie kolegów, mieć zaufanie trenera i trafić na odpowiednie osoby. No i w tym wszystkim ważny jest też instynkt pod bramką i łut szczęścia. Dla porównania, innemu czołowemu strzelcowi naszej ligi poprzedniego sezonu, Jakubowi Świerczokowi, zdobywcy 16 bramek dla Zagłębia Lubin, aż tak świetnie po przeprowadzce do nowego klubu nie poszło. W Łudogorcu Razgard pojawił się w styczniu, w rozgrywkach bułgarskiej ekstraklasy po raz pierwszy wystąpił 27 lutego. Piłkę w siatce umieścił w piątym meczu ligowym. Od jego debiutu do pierwszej bramki minęły 133 minuty.
Duński dynamit
Królem strzelców ekstraklasy sezonu 2014/15 został Kamil Wilczek, który w lipcu 2015 roku odszedł do ówczesnego beniaminka Serie A – Carpi FC. Z perspektywy czasu, transfer ten okazał się złym posunięciem piłkarza. Zagrał trzy mecze, a wiosną przeszedł do Broendby IF. I tam odpalił. W Danii czuł się dobrze od samego początku i już w debiucie strzelił gola (66. minuta).
Tego samego lata, co Wilczek, za granicę przeprowadził się Mateusz Piątkowski, odchodząc z Jagiellonii Białystok do APOEL-u Nikozja. Piątkowskiemu daleko do takiego debiutu, jaki miał snajper Brondby. On pierwszą bramkę na Cyprze zdobył w czwartym meczu. APOEL rozgromił 9:0 NEA Salamina Famagusta, a były gracz „Jagi” w 86. minucie podwyższył prowadzenie drużyny na 8:0. 26 minut wcześniej pojawił się na boisku. Licząc 69 minut z Pafos, 14 z Doxa Katokopias, 11 z Aris Limassol, daje to łącznie 120 minut oczekiwania napastnika na premierowe trafienie.
W tym czasie, gdy za granicą pierwsze kroki stawiali Wilczek oraz Piątkowski, gole w Niemczech od dawna strzelali Artur Sobiech i Robert Lewandowski. Sobiech od sezonu 2011/12 reprezentował barwy Hannoveru. Bardzo długo czekał na swoją pierwszą szansę. Najpierw był kontuzjowany, w 6. kolejce zagrał, ale dostał czerwoną kartkę i pauzował trzy kolejne spotkania. Potem raz grał, raz nie. 12-krotnie wchodził z ławki, za szóstym razem trafił do bramki. To była 47. minuta czasu, jaki spędził na murawie Bundesligi.
Lewandowski, który podtrzymuje własną serię z przynajmniej jednym golem na inaugurację ligi niemieckiej, trwającą od 2015 roku, w miarę szybko przebił się do składu Borussii Dortmund. Miał za sobą bardzo dobre sezony w Lechu Poznań, ale w debiucie w BVB nie zdołał trafić do siatki. Zrobił to w trzecim meczu (64 minuta). W Bayernie premierowego gola też nie strzelił w pierwszym spotkaniu, lecz w drugim.
Piotr Wiśniewski