Aktualności
Przemysław Frankowski, czyli nowe turbo w kadrze
Nie jest wysoki, ale za to piekielnie szybki. Na boisku podejmuje coraz lepsze decyzje. Jedną błyskotliwą akcją czy uderzeniem potrafi przełamać boiskowy impas. Kolejni szkoleniowcy widzieli w nim ogromny potencjał, ale skrzydła rozwinął dopiero w Białymstoku, do którego z Gdańska ściągnął go trener Michał Probierz. Teraz zaś po raz drugi szansę zaprezentowania swoich umiejętności daje mu selekcjoner reprezentacji Polski Adam Nawałka.
Z „Heniem” w świat seniorów
– Pamiętam jak debiutował w seniorach. Byłem wówczas grającym drugim trenerem w rezerwach Lechii, grałem na środku obrony, a „Franek” w środku pomocy. Wraz z trenerem Untonem zabraliśmy go z juniorów do drugiego zespołu, debiutował jako szesnastolatek. Przemek od najmłodszych lat był wychowywany właśnie do gry w środku pola. Tak się nasze losy potoczyły, że później dużo razem pracowaliśmy – wspomina początki współpracy z Przemysławem Frankowski trener Krzysztof Brede.
– Ciężko było na boisku krzyknąć do trenera „Heniu”. Brede był wówczas drugim szkoleniowcem w zespole, w którym jednocześnie z nami grał. Sam jednak powiedział, żebyśmy się nie krępowali, ale i tak było trochę dziwnie. Później do tego przywykliśmy i czasem człowiek się zapominał, krzyknął do trenera w ten sposób również poza boiskiem – mówi z uśmiechem Frankowski.
Z uwagi na biologiczne uwarunkowania, Przemek musiał pracować więcej, niż jego rówieśnicy. Był jednak pilnym uczniem. Rady udzielane przez trenera Brede wdrażał nie tylko na boisku, ale i poza nim. W ten sposób wkrótce zrobił kolejny krok. – Z rezerw zabraliśmy go wyżej. Pracowałem wówczas przy pierwszym zespole Lechii z trenerem Bogusławem Kaczmarkiem. Można więc powiedzieć, że powtórzyła się sytuacja z jego wejściem do drużyny rezerw. Pamiętam, że dużo w tamtym czasie pracowaliśmy indywidualnie. Często zostawaliśmy po treningach, spędziliśmy wspólnie na boisku bardzo dużo czasu – tłumaczy obecny szkoleniowiec Chojniczanki Chojnice.
– Sporo było suszenia głowy, co robić, żeby być lepszym piłkarzem i człowiekiem. Dużo zawdzięczam trenerowi Brede, ale też trenerowi Probierzowi. To są świetni fachowcy, którzy cały czas udowadniają swoją wartość – przekonuje skrzydłowy Jagiellonii.
– Byłem spokojny o jego rozwój. Należy jednak pamiętać, że Przemek był z kategorii chłopców wolno dojrzewających. Zawsze był malutki, ale bardzo sprytny, z dobrą techniką i świetną wizją przestrzenną. W tamtym czasie brakowało mu jedynie dryblingu. Świetnie jednak realizował się w środku pola, grał na jeden, dwa kontakty, dużo widział, przewidywał, co wydarzy się na boisku i potrafił bardzo dobrze dograć piłkę, a dodatkowo kapitalnie bronił – charakteryzuje młodego Frankowskiego Krzysztof Brede i dodaje: – Wiedzieliśmy, że on eksploduje, to było tylko kwestią czasu. Po trenerze Kaczmarku w Lechii pracował trener Michał Probierz, który również bardzo mu pomógł w rozwoju. Jedyne, co się zmieniło, to że przestawił „Franka” na bok pomocy. Widział w nim bardziej skrzydłowego. Ja z kolei uważałem, że dla niego najważniejsza jest regularna gra, był na tyle dobrym piłkarzem, że wiedziałem, że sobie poradzi również na skrzydle.
– Przemek jest typem zawodnika, którego naturalnym środowiskiem jest boczna strefa. Potrafi jednak też zejść do środka i fajnie, że się pod tym względem rozwija, zanotował również skok pod względem gry na lewej stronie. Coraz lepiej radzi sobie w grze na małej przestrzeni, w tłoku. Wiem, że w grupach młodzieżowych grał w środku, ale z jego predyspozycjami i dynamiką, to zawodnik, który zdecydowanie lepiej radzi sobie na boku, w moim odczuciu „dziesiątka” musi mieć trochę inne cechy – mówi z kolei trener Ireneusz Mamrot.
Kierunek Białystok
Licznik Frankowskiego w Lechii Gdańsk zatrzymał się na 44 występach, w których młody skrzydłowy zdobył 3 bramki i zanotował 3 asysty. W pierwszym sezonie po zmianie barw klubowych otrzymał od trenera Probierza szasnę gry w 30 meczach (3 gole, 2 asysty). W kolejnym rozegrał 36 spotkań i zdobył 10 bramek, ale mimo to – podobnie jak cały zespół z Białegostoku – nie mógł być do końca zadowolony ze swojej gry. Często stawał w ogniu krytyki, ale jak przyznaje – nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.
– Nie miałem łatwego startu, nie było proste stawić czoła krytyce, mimo że zdawałem sobie sprawę, że nie zawsze na boisku wyglądałem tak, jakbym sobie życzył tego ja czy trener. Z perspektywy czasu uważam jednak, że to wszystko mi pomogło, uodporniło na niepowodzenia. Nawet teraz, jak nie wyjdzie mi mecz, to łatwiej wszystko przyjąć, przeanalizować i się poprawić. Dużo w tym okresie zawdzięczałem trenerowi Probierzowi, który z dużym uporem na mnie stawiał, co mogło się wielu osobom nie podobać, ale dziś dzięki temu mogę dać dużo radości sobie, drużynie i kibicom – wspomina Frankowski.
– To, że „Franek” teraz tak gra, nie jest dla mnie żadnym zaskoczeniem. Miał ogromny potencjał. Dużą rolę, być może nawet najważniejszą w jego dotychczasowej karierze, odegrał trener Michał Probierz, który konsekwentnie stawiał na Przemka. Wiele osób stawiało na nim krzyżyk. Michał zaś wykazał się trenerskim nosem i wielką klasą, widział ten potencjał Frankowskiego, pozwolił mu dojrzeć piłkarsko i złapać doświadczenie – dodaje Krzysztof Brede.
Efekty wytężonej pracy Przemka dostrzega też obecny szkoleniowiec „Żółto-Czerwonych”. – Po tylu meczach w Ekstraklasie widać, że ma sporą pewność siebie. Imponuje tym, że nawet jeśli czasem przytrafi mu się gorszy mecz, to cały czas stara się być pod grą, a to świadczy o tym, że jest pewny swoich umiejętności. Z każdym sezonem nabiera większego doświadczenia – tłumaczy Ireneusz Mamrot.
– Największy wpływ na zawodnika ma praca w grupach młodzieżowych. Nigdy nie powiedziałem o piłkarzu, że czegoś go nauczyłem. Mogę mu tylko pomóc dalej się rozwijać. Ludzie w Lechii Gdańsk zrobili świetną robotę, później bardzo dużo zrobił dla niego Michał Probierz, który nie uległ presji. Ludzie nie zawsze w niego wierzyli tak, jak teraz. W takich przypadkach praca trenera jest bardzo trudna. Jeśli zawodnikowi nie idzie, a trener na niego stawia, to raz, że naraża się na krytykę kibiców, a dwa – że w szatni pojawi się ktoś niezadowolony z faktu, że ktoś gra mimo braku formy – dodaje.
Trener Probierz niejednokrotnie otwarcie bronił swojego podopiecznego i był w tym bardzo przekonujący. – Często mówi się, że „Franek” nie prezentuje wszystkiego, co mógłby pokazać. Od nas na pewno otrzymuje odpowiednie wsparcie. Cały czas czekamy na jego najlepszą wersję. Przestaje mnie już jednak bawić to, że mówi się, że Frankowski jest synkiem Probierza. W Jagiellonii grają ci, którzy w danym momencie wyglądają najlepiej. Przemek na treningach prezentuje się naprawdę bardzo dobrze. Nie potrafi tego jednak przełożyć na mecz – mówił przed dwoma laty ówczesny szkoleniowiec zespołu z Białegostoku, Michał Probierz.
– Przemek na pewno nie czuje obecnie wsparcia kibiców. Nie wiem zupełnie dlaczego tak jest i to mnie trochę dziwi. Trzeba pamiętać, że to jest jeszcze młody zawodnik, a już kilka spotkań zdołał rozstrzygnąć na naszą korzyść. Jak każdy, ma lepsze i gorsze momenty. Dziś wszyscy na niego narzekają, a przyjdzie czas, że odpali, odejdzie do innego klubu i wszyscy będą narzekać nie na jego grę, a na to, że odszedł. To jest sytuacja podobna, do tej, która miała miejsce z Igorem Lewczukiem, o którym kiedyś mówiłem, że będzie dobrze grał, że potrzebuje czasu. Trzeba mieć cierpliwość i nie szukać dziury w całym – dodawał Probierz.
– Z reguły bywa tak, że niezrozumiałe decyzje trenerów ostatecznie okazują się trafne i tak też było w tym przypadku. Konsekwencja Michała sprawiła, że Przemek stale się rozwijał. Teraz ja dokładam kolejną cegiełkę. Zawodnik z każdym trenerem może szlifować inne elementy gry. Każdy zwraca uwagę na coś innego. Najgorzej jest, gdy zawodnikowi na nic nie zwraca się uwagi. Z Przemkiem również mieliśmy dużo indywidualnych rozmów dotyczących tego, co jeszcze można udoskonalić. Najczęściej rozmawialiśmy o grze jeden na jednego. On cały czas poprawia swoje statystyki wygranych pojedynków, a wciąż uważam, że ma na tym polu spore rezerwy. Uważam też, że system, w którym aktualnie gramy, również pozwolił mu poprawić kilka elementów piłkarskiego rzemiosła i zrobić krok w przód – analizuje trener aktualnego lidera ekstraklasy.
Wejście na wyższy poziom
– Jeszcze trener Probierz często zwracał uwagę na to, że za rzadko schodzę do środka. Teraz u trenera Mamrota taki ruch u skrzydłowych jest bardzo pożądany. Przez to więcej gramy piłką, dzięki temu wydaje mi się, że jeszcze bardziej ruszyłem do przodu, bo nie stoję już tylko przy linii i czekam na piłkę, a częściej angażuję się w grę – zauważa „Franiu”.
Poprzedni sezon był dla Frankowskiego prawdopodobnie najlepszym w dotychczasowej przygodzie z piłką. 8 goli, 4 asysty, 35 ligowych występów i srebrny medal za zajęcie drugiego miejsca, choć jeszcze na kilka minut przed zakończeniem sezonu Jagiellonia wciąż liczyła się w walce o tytuł mistrza kraju. Młodzieżowym reprezentantem Polski zaczęły interesować się zagraniczne kluby, ale ostatecznie, by jeszcze bardziej ugruntować swoją pozycję, został w Białymstoku.
Dobra forma zaowocowała powołaniem na zgrupowanie pierwszej reprezentacji Polski, a te jeszcze bardziej nakręciło 22-letniego zawodnika. – Powołanie pozwala wierzyć ci w to, że jesteś blisko kadry, a także mobilizuje do tego, żeby dobrymi meczami udowadniać selekcjonerowi, że się nie mylił. Dobre występy, bramki i asysty mogą tylko pomóc zbliżyć się do zrealizowania marzeń – tłumaczy gracz Jagi.
– Widać było, że dużo dało mu powołanie do reprezentacji, pozytywnie na niego wpłynęło. Nie możemy też zapominać o tym, że jeszcze przed moim przyjściem miał już ponad sto występów w lidze. To wszystko teraz procentuje. Dał się poznać jako zawodnik, który mocno pracuje i nie marudzi, to dla trenera też ważna obserwacja – dodaje trener Mamrot.
– Przemek jest obecnie w kapitalnej formie, to jeden z najbardziej wyróżniających się piłkarzy w naszej lidze. Wiem, że trener Nawałka ma swoją listę zawodników, którym stale się przygląda. Biorąc pod uwagę, że wielu piłkarzy ma obecnie problem z regularną grą w swoich klubach, to sytuacja w jakiej jest teraz Frankowski, może pozwolić mu przesunąć się wyżej w tej klasyfikacji. Sądzę, że może być w tej kadrze dżokerem, a z czasem nawet stać się jej ważną postacią. Reprezentacyjny klimat nie jest dla niego niczym nowym. Pamiętajmy, że był podstawowym zawodnikiem w kadrze trenera Marcina Dorny. Wydaje mi się, że byłby gotowy, pytanie jak przebiegłby jego proces aklimatyzacyjny. „Franek” jest typem zawodnika, który potrzebuje czuć wsparcie trenera i jego zaufanie. Sądzę, że selekcjoner Nawałka jest w stanie mu to zapewnić – mówi Krzysztof Brede.
– Powołanie do kadry jeszcze bardziej wzmacnia pewność siebie. Druga kwestia to kontakt z piłkarzami z absolutnego topu. Obserwując ich zachowania widzi, że jeszcze bardziej może pójść do góry. Trochę zaryzykuję, ale to powiem – wydaje mi się, że aby podtrzymać ten entuzjazm i by wrócił podobnie naładowany, jak jesienią, musiałby zadebiutować w kadrze. Oczywiście, jeśli tak się nie stanie, to na pewno się nie załamie, ale ma swoje cele i chce je realizować. Nie wchodzę w kompetencje selekcjonera, ale patrząc z perspektywy zawodnika, to by mu jeszcze bardziej pomogło. Kilkanaście czy kilkadziesiąt minut sprawiłoby, że stałby się jeszcze silniejszy – analizuje Mamrot.
– Wiem, jak wygląda sytuacja w kadrze na mojej pozycji. Ja jednak skupiam się na swojej robocie. Na dobrej grze w Jagiellonii, poprawie swoich statystyk, bo bramek i asyst mogę mieć jeszcze więcej. Wierzę, że dzięki temu trener Nawałka może się przekonać do mojej osoby – dodaje „Franek”.
W ostatnim czasie ważną rolę w rozwoju Przemka odgrywa również specjalista od przygotowania fizycznego w Jagiellonii, Piotr Jankowicz, z którym współpracę chwalą sobie wszyscy zawodnicy „Żółto-Czerwonych”. W czym tkwi sekret tak dobrej dyspozycji Frankowskiego w ostatnim czasie?
– Franek ma olbrzymie uwarunkowania szybkościowe. Jest bardzo dynamiczny. W ostatnim czasie bardzo mocno poświęcił się pracy nad swoim organizmem. Praktycznie cały czas nad czymś dodatkowo pracujemy, chociażby nad prewencją, wzmacniamy mięśnie. „Franek” kiedyś był zawodnikiem, który notorycznie łapał drobne urazy i kontuzje. Cały czas poprawiamy też moc biegową, zwiększamy możliwości jej generowania. Myślę, że zwyżki formy możemy po części upatrywać właśnie w jego poświęceniu nad dążeniem do ciągłej poprawy. Czasem sam chce dać odpocząć, bo uważam, że jednostek jest za dużo, a on cały czas chce więcej. Widzi, że to przynosi efekty, nakręca się i chce więcej – tłumaczy Jankowicz.
Szkoleniowcy, którzy najlepiej znają Przemka Frankowskiego, twierdzą, że na tym jeszcze nie koniec. – Doświadczenie i dojrzałość w grze, które już nabył, zaczyna procentować. Sądzę jednak, że Przemek jest jeszcze w stanie dalej się rozwijać. To nie jest jeszcze wszystko, na co go stać – zapewnia Krzysztof Brede.
Kamil Świrydowicz