Aktualności

Przed Kazachstanem: jak odzyskać kontrolę i pewność siebie?

Reprezentacja02.09.2017 
Piątkowy mecz w Kopenhadze był tak niecharakterystyczny dla drużyny Adama Nawałki, że mógł kibiców reprezentacji zaszokować. – Jednak porażka jest wtedy, gdy nie wyciąga się wniosków – mawia selekcjoner. Czego więc dowiedzieliśmy się po spotkaniu z Danią (0:4) i jak zespół może poprawić swoją dyspozycje w dwa dni do poniedziałkowego starcia z Kazachstanem (godz. 20.45)?

Podstawowe rzeczy

Opisywanie piątkowego meczu można zacząć od podstaw na które Adam Nawałka kładzie ogromny nacisk i których odpowiedniego wykonania najbardziej zabrakło. Zaczynając od krycia przy stałych fragmentach, przez wymaganą jakość podań - wiele z zagrań w początkowej części spotkania było niedokładnych, niechlujnych - kończąc na wyborach w oczywistych sytuacjach. Pierwszy aspekt dał prowadzenie Duńczykom w 15. minucie, drugi nie pozwalał biało-czerwonym wyprowadzić akcji spod pressingu rywali, a trzeci zemścił się przed przerwą, gdy Kamil Glik stracił piłkę pod własnym polem karnym. Zapewne to była największa różnica w porównaniu tego spotkania do poprzednich w eliminacjach mistrzostw świata.

Kontrola i drugie piłki

Rzadko zdarza się w futbolu na najwyższym poziomie, by jeden z trenerów z satysfakcją przyznawał, że jego pomysłem na mecz była taktyka chaosu. - Jednak my wiedzieliśmy, że Polacy bardzo dobrze czują się kontrolując przebieg meczów, a tracąc to mają problemy, jak w spotkaniu w Czarnogórze. Nasz pomysł był więc odmienny od tego, jak graliśmy zwykle. Wybraliśmy więc długie podania, wprowadzające chaos, a skutecznie zbieraliśmy drugie piłki - powiedział selekcjoner Duńczyków Age Hareide. I zaczęło się już po kilkunastu sekundach od pierwszego gwizdka, dwóch górnych zagrań gospodarzy, szybszej ich reakcji i strzału Thomasa Delaneya. Zresztą oglądając raz jeszcze bramki zdobywane przez jego zespół można dostrzec, że to właśnie drugie piłki były kluczowe przy trzech z czterech trafień. W całym meczu Duńczycy zebrali ich 70, o dziewięć więcej od Polaków, w tym aż 26 na połowie biało-czerwonych.

Fizyczność nadal kluczem

Dzieląc spotkanie na piętnastominutowe fragmenty można dostrzec, że tylko w drugim kwadransie statystycznie Polacy wygrywali większość pojedynków z Duńczykami. W pozostałej części meczu znacznie lepsi byli gospodarze. Ich przewaga wzrostu spowodowała, że wygrali 55% starć w powietrzu, a szybkość i pressing wpłynęły na to, że mieli dwa razy więcej skutecznych odbiorów (20 do 10). To kolejny przykład braku kontroli biało-czerwonych nad spotkaniem, ale wpływający nie tylko na defensywę, ale również ofensywę. Dość powiedzieć, że Polakom udało się ledwie siedem z 18 prób dryblingów, a Kamil Grosicki, Jakub Błaszczykowski i Robert Lewandowski wygrali sześć pojedynków na połowie przeciwnika. - Wszystko rozgrywa się w podstawowych płaszczyznach. Gdy rywal jest w nich zdecydowanie lepszy, to zwykle wygrywa i tak się zdarzyło dzisiaj - podkreślił dobitnie po meczu Adam Nawałka.

Docenić rywala

Trudno było selekcjonerowi skomentować występ, którego nie spodziewał się nikt. Adam Nawałka nie szukał usprawiedliwień, ale powiedział wprost: "byliśmy tłem dla przeciwnika, a mi pozostaje pogratulować rywalom". Kilka minut wcześniej siedzący na jego miejscu Age Hareide chwalił swój zespół mówiąc, że był to najlepszy występ Duńczyków od lat, efekt długiego procesu nauki. Faktycznie, rywale wcześniej mający problemy ze skutecznością i agresywnością - choćby w zeszłorocznym meczu w Warszawie - teraz funkcjonowali niemal idealnie. Wykorzystali naturalne atuty siły i połączyli je z jakością jednostek: Christiana Eriksena, Pione Sisto i Nicolaia Jorgensena. Dla nich może być to taki mecz przełomowy w kontekście odnawiania drużyny, stawiania na nową generację piłkarzy, również nadający sensu wielu zmianom - pod względem znaczenia mniej więcej taki, jaki Polacy rozegrali trzy lata temu z Niemcami w Warszawie. Ich determinacja pokazywała również, że był to ostatni moment na odpalenie w trwających eliminacjach, a Hareide przyznał później, że z Polską wygrali swój pierwszy finał.

Bez zaskoczenia

Na pewno nie było tak, że Polacy nie docenili rywali. Robert Lewandowski był pierwszym, który stwierdził, że piłkarsko Duńczycy mogą mieć w sumie zespół lepszy od biało-czerwonych, o ich jakości przestrzegali również trener Nawałka i jego asystent Hubert Małowiejski. Rozpracowywanie rywali było długie i dokładne, skupiało się nie tylko reprezentacji, lecz także na obserwacji poszczególnych ogniw, sprawdzaniu warunków w Kopenhadze, dociekaniu ich możliwych rozwiązań na ten mecz. - Spodziewaliśmy się wielu długich podań na napastników i w tym wypadku trzeba zbierać drugie piłki - komentował selekcjoner, jednocześnie dodając, że nie ma dla jego drużyny żadnych usprawiedliwień. Z jego wypowiedzi można wywnioskować, że to nie plan zawiódł, ale jego realizacja, co zresztą przyznawali później sami piłkarze. - Dokonamy bardzo dokładnej analizy, jeśli chodzi o podstawowe płaszczyzny funkcjonowania zespołu: mentalne przygotowanie, realizowanie założeń i motorycznosć. Zawsze czuję się odpowiedzialny za to, co się dzieje, więc zapewniam, że wyciągniemy wnioski z tego spotkania - dodawał selekcjoner.

Jeden z tych dni

Także te precyzyjne przygotowania wskazują, że Polaków zawiodła po prostu dyspozycja dnia. - Wierzę, że odbudujemy się i ta porażka spowoduje, że już od najbliższego spotkania będziemy funkcjonować zupełnie inaczej - powiedział Nawałka. Zauważył również, że mecz nie układał się jego drużynie od pierwszej akcji rywali, później Polacy mieli problemy z odbiciem się i powrotem do swojej gry. Widać było to w ofensywie, gdzie nawet po zdobyciu przestrzeni, wywalczeniu niezłej pozycji brakowało albo poprawnego przyjęcia, szybszego podania... Do tego doszły dwie wymuszone, ograniczające pole manewru zmiany i obraz niepowodzenia Polaków jest pełny. Wszystko, co mogło tego dnia pójść nie tak ułożyło się dla biało-czerwonych właśnie negatywnie. Nic dziwnego, że trener i zawodnicy nie szukali usprawiedliwień, oni najlepiej wiedzą, że w sporcie do takich porażek po prostu raz na jakiś czas dochodzi. Polakom w ostatnich latach udawało się utrzymywać taki poziom, że nawet w swoim słabszym dniu - można przywołać mecz z Ukrainą w Euro 2016 - nie przegrywali. Także dlatego Adam Nawałka powiedział, że z jednej porażki nie zamierza robić tragedii, choć on i jego piłkarze doskonale zdają sobie sprawę, jak ważne w jej kontekście jest poniedziałkowe spotkanie.

Jak poprawić wszystko?

Stąd więc pytanie: skoro nic nie funkcjonowało jak należy, to czy w dwa dni można poprawić wszystko? - W ciągu 90 minut nie zapomnieliśmy, jak gra się w piłkę - zapewnia trener biało-czerwonych. Możliwe, że całkowite niepowodzenie ułatwi analizę: nie ma jednego pozytywu, którego można się chwycić, każdy musi wejść, wrócić na poziom wyżej. Chociaż niektórym zawodnikom brakuje formy, to taka świadomość po wysokiej przegranej może nieco ułatwić pracę selekcjonerowi i w kontekście zmian, i utrzymaniu części podstawowej jedenastki. W meczu z innym, słabszym rywalem, gdy Polakom powinno być łatwiej utrzymać kontrolę. W tak krótkim czasie między spotkaniami kluczowe jest przygotowanie mentalne: motywacja trenera i samych piłkarzy. Pierwszego dnia było wewnątrz drużyny sporo rozmów, dyskusji liderów, w tym Roberta Lewandowskiego. - Nasza drużyna ma potencjał, ja w nią wierzę i szybko wrócimy na dobre tory - zapewniał Nawałka. - Po burzy jest najlepsze, najbardziej świeże powietrze – dodawał. Pod tym względem dla niego i drużyny to dobrze, że następny mecz jest już po dwóch dniach i to na własnym stadionie. Idealna okazja, by rozwiać wszelkie wątpliwości, nawet jeśli nie będzie to łatwe.

Michał Zachodny

Zobacz również

© PZPN 2014. Wszelkie prawa zastrzeżone. NOWY REGULAMIN ŁNP od 25.03.2019 REGULAMIN PROFILU UŻYTKOWNIKA PZPN Polityka prywatności