Aktualności
[PROJEKT MUNDIAL] Kamil Grosicki o obsesji liczb
<<<CZYM JEST „PROJEKT MUNDIAL”?>>>
Znasz swoje statystyki z każdego rozegranego dotychczas sezonu?
Pamiętam i to praktycznie z każdego klubu w którym byłem. Na początku nie były one najwyższe, ale już w ostatnich latach, gdy wyjechałem za granicę, to już się je ceniło. A poza Polską było o nie trudniej.
(…)
O swoich liczbach zacząłeś myśleć po wyjeździe z Polski. Czy teraz to już obsesja?
Gdy nie mam liczb z meczu, to jestem zawiedziony, bo one mnie nakręcają: do następnego treningu, najbliższego meczu. Wtedy chcę więcej, bardziej. Łatwiej się śpi i moja najbliższa rodzina wie, jak zachowuję się po meczu ze strzelonym golem lub zaliczoną asystą, a jak bez… są to ciężkie dni, pierwsza noc. Liczby mnie nakręcają. To też przyczyna dla której nie zostałem na dłużej w Premier League: nie miałem goli, zaliczyłem tylko kilka asyst. Musiałem zrobić krok do tyłu, by potem wykonać kolejne dwa do przodu.
Zbigniew Boniek napisał kiedyś na Twitterze: „Gdyby Grosik miał liczby, to dziś byłby wart 20 milionów euro”. Zgodzisz się?
Bardzo możliwe, ale to też zależne od wieku. Będąc młodszym, moja wartość rynkowa byłaby wyższa. Dążę jednak do tego, by mieć coraz lepsze liczby. Z doświadczeniem przychodzi inne zachowanie pod bramką przeciwnika, dokładniej podaję do partnerów, celniej strzelam na bramkę… Nawet te gole z Armenią i Czarnogórą na koniec eliminacji: nic wyjątkowego, niby łatwe, ale na takie właśnie czekam. By się znaleźć, dołożyć nogę. Teraz takie bramki cieszą mnie bardziej, niż te zdobyte po strzale z trzydziestu metrów. Wiem, że mogę mieć podobnych sytuacji w meczu więcej, dochodzić do nich.
Podobnie do kwestii strzelania goli podszedł kiedyś Cristiano Ronaldo, który w Manchesterze United usłyszał, że będzie miał lepsze liczby, gdy skupi się na mniej skomplikowanych rozwiązaniach, prostym wykończeniu akcji, a nie próbując zdobyć zawsze piękną bramkę.
Takiej klasy piłkarze jak Ronaldo potrafią strzelić każdą częścią ciała. Z kolei mi Paweł Frelik powtarza, że muszę być łowcą, być w polu karnym, bo tam najczęściej zdobywa się bramki. W klubie i w kadrze gramy jednym napastnikiem, więc muszę go wspierać. Dośrodkowana piłka często przechodzi wzdłuż bramki, a ja powinienem zamykać akcję. Czasem czuję, gdzie piłka może spaść i wtedy idę na pełnym gazie… Ale tak naprawdę muszę depnąć, jak z Armenią, gdy ten sprint był długi i szybki. Lekkie opóźnienie i obrońca wybiłby piłkę.
Kibice często widzą efekt, strzał lub podanie, a nie ruch, który zrobiłeś, by znaleźć się w danej pozycji?
Najlepiej analizują to trenerzy, którzy widzą, jaki ruch wykonałem. Mój były agent Mariusz Piekarski, a także Tomasz Frankowski powtarzali mi, żebym jak najczęściej wbiegał w pole karne. „Piekarz” mówił mi: „nie zatrzymuj się, bo w sprincie jesteś najgroźniejszy”. A gdy zatrzymam się z piłką, to łatwiej mi ją odebrać. Mam te podstawy z tyłu głowy, pamiętam o nich w trakcie meczu i po efektach widzę, jak ważne one są.
(…)
Gdy ty przez brak liczb tworzysz sobie presję, jak Paweł Frelik pomaga ci się z nią zmierzyć?
W tych złych momentach narzekam, że nie czuję się dobrze fizycznie, że coś mnie boli, nie jestem tak szybki… A on mnie nakręca pozytywnie. Mówi mi, że tylko ja mam wpływ na moją grę w najbliższym meczu, na to, co zrobię w trakcie 90 minut. Mogę wyjść i strzelić trzy bramki, bo mam wpływ. Gorzej byłoby bez tego. Nie ma gdybania, że mogłem zachować się lepiej, zagrać dokładniej… Nie, mam wpływ – jestem skuteczniejszy. Gdy mówię, że czuję się słabo fizycznie, to on pokazuje mi filmik z triatlonu w którym ojciec wystartował ze swoim niepełnosprawnym synem. „Zobacz, to jest wysiłek. Nie ma limitów. Możesz tyle, ile chcesz.” Dlatego nie mówię sobie, że tego czy tego nie zrobię… Miałem kryzys w Stade Rennes, gdy po podpisaniu kontraktu nie strzeliłem w lidze gola przez półtora roku. Była kontuzja ręki, ale nawet w reprezentacji brakowało mi liczb, nie mogłem trafić. On i trener Nawałka powtarzali mi: „Grasz dobrze, gole przyjdą”. I jak już wpadło raz – „centrostrzał” na zwycięskie 1:0 – to wpadały kolejne. W tym trudnym czasie mieliśmy sesje – pierwszą, dziesiątą, kolejne… Zaczynałem wątpić, czy taka praca ma sens. Ale to minęło, zobaczyłem, jaka to pomoc.
(…)
Rozmawiali Łukasz Wiśniowski i Michał Zachodny