Aktualności

Pięćdziesiąt do jednego Bartłomieja Drągowskiego

Reprezentacja30.11.2020 
Z jednej strony pięćdziesiąt meczów w Fiorentinie, z drugiej strony debiut w reprezentacji Polski i występ przeciwko Finlandii. Bartłomiej Drągowski przeżywa „złoty czas” w stolicy Toskanii. A na swój klubowy jubileusz sprawił sobie najlepszy z możliwych prezentów.

Można to interpretować jako symbol albo też doszukiwać się innego znaczenia: „pięćdziesiątka” przypadła Bartłomiejowi Drągowskiemu akurat na starcie z liderem Serie A. Oczywiście to przypadek, niemniej jubileusze w piłce są tym szczególniejsze, im atrakcyjniejszy rywal po drugiej stronie. Milan zepsuł jubileusz polskiemu bramkarzowi, który dwukrotnie musiał wyjmować piłkę z siatki. Jednak 23-latek zadbał też i o dobre wspomnienie związane z meczem numerem 50 w barwach „Violi” – w końcówce pierwszej połowy obronił rzut karny. Zatrzymał strzał Francka Kessiego.


Jasna deklaracja klubu

Na „pięćdziesiątkę” Drągowskiego we Fiorentinie składają się: 47 meczów w Serie A oraz 3 spotkania w Pucharze Włoch. Pierwszy oficjalny występ w drużynie ze stolicy Toskanii zaliczył w sezonie 2017/18. W tamtym czasie Drągowski dopiero wyrabiał sobie markę we Włoszech. W ekipie ze Stadio Artemio Franchi długo musiał pogodzić się z rolą rezerwowego, bramkarza, który jest w cieniu innych. Sezony 2016/17 i 2017/18 minęły byłemu golkiperowi Jagiellonii Białystok na czekaniu. Czekaniu aż zmieni się hierarchia w bramce. Nie doczekał się. Musiał więc pogodzić się z jednorazowymi występami w lidze.



W sezonie 2017/18 trafił na wypożyczenie do Empoli. Tutaj zaskoczył. Bronił znakomicie, w wielu meczach był pierwszoplanową postacią swojej drużyny. I choć w 14 spotkaniach wpuścił 26 bramek, to zewsząd był chwalony. Przymiotnik świetny stał się jednym z najczęściej wymienianych słów w kontekście gry, występu, interwencji Polaka. Do dziś wielu kibiców pamięta grę „Drążka” w spotkaniu z Atalantą Bergamo. Mimo silnego naporu Atalanty zdołał zachować „czyste konto”. Co więcej, obronił aż 17 strzałów! Za to spotkanie specjalistyczny portal sofascore.pl przyznał mu notę 10. Spektakularnych meczów miał więcej, może nie tak efektownych, z tyloma zatrzymanymi uderzeniami, dzięki czemu do Florencji wrócił z podniesioną głową. Zbudowany udanymi spotkaniami, jeszcze pewniejszy siebie.

Na powrocie spotkała go miła niespodzianka. Usłyszał, że od teraz ma być numerem jeden. – Jeśli tylko zadeklaruje, że chce z nami zostać, będzie pierwszym bramkarzem – oznajmił na konferencji prasowej dyrektor sportowy „Violi” Daniele Prade. Takie słowa stały się wystarczającym powodem, aby Polak przedłużył kontrakt z Fiorentiną. Największemu konkurentowi Polaka – Albanowi Lafontowi – pozwolono odejść do Francji. Tym sposobem między słupkami zwolniło się miejsce dla Drągowskiego.

Lekcja pokory

W największym klubie Toskanii został poddany ciężkiej próbie. Fiorentina, mówiąc delikatnie, nie stanowiła monolitu w obronie. W całym sezonie zespół Polaka stracił 48 goli. Drągowski jednak grał w 31 meczach, 43 razy wyjmował piłkę z siatki. – Szkoda jedynie, że kontuzja pleców nie pozwoliła mi dokończyć sezonu. Zajęliśmy dziesiąte miejsce w lidze. Nie były to jednak jakieś rewelacyjne rozgrywki, po których mógłbym być zachwycony. Wiem, że potrafię więcej i mogę grać zdecydowanie lepiej. Chcę to pokazać już w przyszłym sezonie – mówił nam polski bramkarz.



Dużym osiągnięciem było osiem „czystych kont”. Za swoją postawę zbierał komplementy, mimo że „Viola” spisywała się średnia, to do „Drążka” nikt pretensji nie miał. Bo i Polak nie dawał ku temu żadnych powodów. – W klubie pokazano, że wiążą ze mną przyszłość. Mogę być tylko za to wdzięczny i nadal ciężko pracować. Musiałem sporo przejść i przecierpieć, aby znaleźć się w tym miejscu, w którym jestem. Pamiętam o tym. We Włoszech bardzo mocno rozwinąłem się pod względem mentalnym. Nauczyłem się umiejętnie reagować na niespodziewanie wydarzenia. Wcześniej bardzo często miałem z tym problem, ta reakcja nie była najlepsza. Wyciągnąłem jednak wnioski i nie chcę popełniać więcej błędów – przyznał. 


Fiorentina w rękach „Drążka”

Dziś notowania Polaka w klubie nie spadły. Nadal ma mocną pozycję. We Florencji, jak wcześniej w Empoli, pracował m.in. z trenerem Iachinim (odszedł po 7. kolejce trwającego sezonu – przyp. aut.), który wyniósł karierę Polaka na wyższy poziom. – Trener Giuseppe Iachini to kolejna osoba, której wiele zawdzięczam. W sezonie 2018/2019 to właśnie on postawił na mnie w Empoli. Wyciągnął rękę, gdy tego potrzebowałem. Starałem się za to odwdzięczyć jak najbardziej w każdym meczu. Do ostatniej kolejki biliśmy się o utrzymanie, ale ostatecznie spadliśmy z Serie A. Wypożyczenie do Empoli dało mi jednak drugie życie, na nowo otworzyło drzwi do świata piłki – opowiadał Łączy Nas Piłka.

„Drążek” długo walczył o swoje w obecnym zespole. Kiedy dostał poważną szansę, wiedział jak ją wykorzystać. W miniony weekend mógł dzięki temu obchodzić na boisku swój mały jubileusz. – Drągowski to bramkarz, który zrobił olbrzymi postęp w grze. Bardzo dobrze wywiązuję się z roli ostatniej instancji. Ma trochę niefart, że Polska bramkarzami stoi, przez co ma utrudnione zadanie, jeśli chodzi o reprezentację Polski. Występuje w drużynie z problemami, ale w tym wszystkim, polski bramkarz pokazuje, że zna się na swoim fachu. Ma wszystko w swoich rękach. I tymi rękami zrobi wszystko, aby sytuacja Fiorentina się poprawiła – komentuje specjalnie dla Łączy Nas Piłka były piłkarz Udinese Calcio, ekspert od ligi włoskiej w stacji Eleven Sports Piotr Czachowski.



Trwający sezon jest szczególny dla „Drążka”, ponieważ we wrześniu pojawił się na zgrupowaniu kadry Jerzego Brzęczka. Na kolejnym również się stawił. Selekcjoner zaś postawił na niego w meczu towarzyskim z Finlandią (5:1), rozegranym 7 października w Gdańsku.

Czachowski przewiduje polskiemu bramkarzowi Fiorentiny ciekawe perspektywy na przyszłość. – Cała kariera stoi przed nim otworem. Na pewno jego interwencje wzbudzają podziw nie tylko u nas Polaków. Nie raz bronił nieprawdopodobne piłki. Czy to na linii, czy na przedpolu, czy w sytuacjach kryzysowych, spisuje się dobrze. Dziwnie to zabrzmi, ale zła postawa drużyny pomaga mu w grze na wysokie noty – stwierdza nasz rozmówca. – Bartek dużo wcześniej udowadniał, jakim potencjałem dysponuje. Na pewno stojąc przed lustrem nie musi się niczego wstydzić. A nie ma łatwo. To miała być inna Fiorentina, obrońcy mu nie pomagają. Musi co rusz wykazywać się swoimi interwencjami. Długo jednak na to pracował, żeby być kimś, o kim mówi i pisze się w pozytywnym tonie – przekonuje Czachowski.

Piotr Wiśniewski

Zobacz również

© PZPN 2014. Wszelkie prawa zastrzeżone. NOWY REGULAMIN ŁNP od 25.03.2019 REGULAMIN PROFILU UŻYTKOWNIKA PZPN Polityka prywatności