Aktualności
[PIĘĆ WNIOSKÓW] Błędy, potrzeba reakcji i największy rywal Polaków
Po prostu inaczej
Ten zespół jeszcze długo będzie porównywany do tego, co grał dwa lata temu na mistrzostwach Europy we Francji. Zwłaszcza, gdy Adam Nawałka podał skład i w ofensywie postawił na duet Arkadiusz Milik – Robert Lewandowski, czyli ten, który był atutem na poprzednim turnieju. Jednak naprzeciw nie stała Irlandia Północna, ale Senegal, choć obydwaj rywale byli nastawieni defensywnie i na kontry. Różnicę w jakości można było dostrzec w trudności, jaką Polakom sprawiało rozegranie piłki i przejście do ataku. W pierwszej połowie Milik miał 12 kontaktów z piłką, Lewandowski niewiele więcej, bo 14.
Swoją rolę odegrały mundialowe emocje, choćby widoczne po stratach Thiago Cionka, ustawionych na prawej stronie Łukasza Piszczka i Jakuba Błaszczykowskiego. To brak płynności w grze był największą zmorą w pierwszej połowie, wpłynął na to, że Polacy nie oddali celnego strzału, a potem również stracili gola. I przez to znaleźli się w nowej dla siebie sytuacji, bo w EURO 2016 przecież nie przegrywali przez ani sekundę.
Pokazać reakcję
Stracony gol zdecydowanie wpłynął na końcówkę pierwszej połowy i wymagał reakcji w przerwie. Pierwszy krok zrobił Adam Nawałka: za kontuzjowanego Błaszczykowskiego wpuszczając Jana Bednarka i zmieniając ustawienie na testowane od eliminacji 3-4-3. Drugi sygnał dał Lewandowski, kilka minut po wznowieniu odzyskując piłkę w środku pola, po rajdzie zdobywając rzut wolny i oddając pierwszy celny strzał, który Khadim Ndiaye obronił.
Polacy zaczęli bardziej ryzykować, zostawiać więcej zawodników w ofensywie i narażać się na kontry. Ale wreszcie pojawiły się szanse do strzelenia wyrównującej bramki: po dobrym dośrodkowaniu Macieja Rybusa akcję zamykał Łukasz Piszczek, ale źle trafił w piłkę. Niestety następnego gola Polacy w zasadzie strzelili sobie sami, jakby wytrąceni z rytmu, który powoli wypracowywali. Zagapił się Bednarek, nie zauważając wracającego na boisko Mbaye Nianga, a ten podanie Krychowiaka do tyłu przechwycił i z łatwością wykończył akcję.
Czas pokazał, że tych pozytywnych sygnałów było zbyt mało – nawet licząc gola Krychowiaka – by liczyć choćby na remis. Dlatego przed Polakami jeszcze większe wyzwanie: po pierwsze, odbudować pewność siebie, która zdecydowanie ucierpiała; po drugie, poradzić sobie z falą zasłużonej krytyki. Po trzecie, potwierdzić słowa Adama Nawałki z przedmeczowej konferencji. Zdecydowanie selekcjonera, gdy mówił, że jego zespół jest optymalnie przygotowany musi uwidocznić się już w niedzielę w Kazaniu.
Walka systemów
Biało-czerwoni zaczęli mecz w swoim bazowym ustawieniu 4-4-2, ale z racji średniego pressingu gości trudno było przejść podaniem przez linię pomocy. Najczęściej próbował to robić Zieliński, który podzielił się zadaniami z Krychowiakiem – on rozgrywał na połowie przeciwnika, defensywny pomocnik na swojej. Kilka prostopadłych podań w stronę Kamila Grosickiego sprawiło problemy Senegalczykom, lecz z czasem i oni dostosowali się do rozwiązań Polaków. Gorzej funkcjonowała prawa strona, gdzie ogromne problemy Piszczkowi oraz Błaszczykowskiemu stwarzał Sadio Mane.
Z 3-4-3 problem był podobny, nawet jeśli Polacy wyglądali na lepiej i odważniej grających. Stracona druga bramka nie była efektem źle funkcjonującej taktyki, lecz niedopatrzenia. Jednak w ofensywie biało-czerwoni częściej zdobywali przestrzeń, szybciej zmieniali stronę akcji, angażowali obrońców Senegalu. Drugi wypracowywany system miał być alternatywą na różne momenty, teraz w obliczu ogromnego wyzwania staje się nadzieją, że w rozstrzygającym o szansach Polaków meczu z Kolumbią pozostanie Adamowi Nawałce taka opcja.
Odzyskać Lewandowskiego
Po ostatnim gwizdku Robert Lewandowski podszedł do głównej trybuny, przytulił się do swojej żony i usłyszał: „będzie dobrze”. Musi być – z Senegalem Polakom i kapitanowi nie szło do tego stopnia, że zdołał on oddać tylko dwa strzały, w tym jeden z rzutu wolnego. To zdecydowanie za mało i Lewandowski mógł poczuć się jak w trakcie EURO 2016 – i ściśle kryty przez Kalidou Koulibaly’ego, i odłączony od podań przez nisko grających defensywnych pomocników.
Dlatego z 34 kontaktów z piłką tylko cztery miał w polu karnym przeciwnika i to stojąc tyłem do bramki. Dlatego wykonywane dryblingi miały miejsce odpowiednio 30 i 40 metrów od jego celu. Dlatego niemal połowę (siedem) ze swoich osiemnastu podań wykonał na własnej połowie.
Ale nie chodzi wyłącznie o Lewandowskiego, bo on sam podkreślał, że kluczem przy wyłączeniu go będzie to, jak koledzy wykorzystają przestrzeń. Tego także zabrakło, choć w EURO 2016 swoje szanse Arkadiusz Milik miał – we wtorek również, lecz jedyną zmarnował. Z Senegalem nić porozumienia między napastnikami była mniejsza, lepiej w tym względzie spisywali się Kamil Grosicki i Dawid Kownacki, ale wciąż wymaga to dopracowania. Jeśli w ofensywie Polacy mieliby wybrać konkretne aspekty do poprawy w najbliższych dniach, to to zadanie jest tym priorytetowym. Uda się i na pewno będzie dobrze.
Największy rywal
Kto jest największym rywalem reprezentacji Polski? Oni sami. To wielokrotnie przekazywali sami piłkarze. – Musimy zagrać na sto procent swoich możliwości, a wtedy jesteśmy w stanie pokonać każdy zespół – mówił Robert Lewandowski w trakcie eliminacji i przed mundialem. Jednak w Moskwie, na stadionie Spartaka uwidocznił się największy wróg biało-czerwonych – oni sami. Popełniane błędy przy pierwszym i drugim golu były z typu tych, które zdarzały się, ale zwykle przy wysokim prowadzeniu.
Teraz tego nie było, dwukrotnej zapaści i odłączenia nie da się wytłumaczyć niczym. Ale da się to wykluczyć, jeśli wróci skupienie oraz organizacja gry sprzed mundialu. Teraz właśnie tego potrzebuje zespół Adama Nawałki: wyciszenia oraz przypomnienia sobie, co doprowadziło zespół do europejskiej czołówki. Jeśli uda się znów zjednoczyć w celu oraz podnieść z arcytrudnej sytuacji, to wtedy szansa na awans wróci – lecz tylko pod rygorem spełnienia tego warunku.
Michał Zachodny, Moskwa