Aktualności

[PIĘĆ PUNKTÓW] Pożegnanie Piszczka, popis „Lewego” i wejście „Szymka”

Reprezentacja19.11.2019 
W pięciu punktach analizujemy mecz reprezentacji Polski ze Słowenią (3:2) na zakończenie eliminacji UEFA EURO 2020. Jak przebiegło pożegnanie Łukasza Piszczka? Dlaczego Sebastian Szymański tak świetnie wprowadza się do kadry? Czy gol Roberta Lewandowskiego jest jednym z najpiękniejszych w kadrze? Zapraszamy do lektury.

Piękne pożegnanie

Owszem, nie było już dynamicznych rajdów prawym skrzydłem. Nawet tych interwencji w ciągu 45 minut nie było tak wiele, bo rywale – jakby nie chcieli burzyć święta, lub po prostu wiedząc, że to nadal mocne ogniwo – raczej atakowali przeciwległym skrzydłem. Jednak choćby to, że zejście z boiska i pożegnanie Łukasza Piszczka z reprezentacją Polski zostało przedłużone o kwadrans od tego, co zaplanowano było pewną premią i symbolem. Raz jeszcze potrzebowała kadra, by dał z siebie więcej, a on to chętnie zrobił.

Uśmiech na pożegnanie w ostatnim, 66. występie w reprezentacji Polski też wyszedł jak z filmu, ale z Piszczkiem tak już jest. Oczywiście jego kariera klubowa jeszcze potrwa, jeszcze będzie można go oglądać w barwach Borussii Dortmund, ale mecze w kadrze miały inny wymiar, również dla niego. On sam stał się jednym z przykładów dla wszystkich: jak sumiennością, poświęceniem, inteligencją i z charakterem prowadzić karierę, by dołączyć do piłkarzy z samego szczytu. W reprezentacji zagrało dotychczas 942 Polaków, lecz niewielu może powiedzieć o sobie właśnie to: że zostanie wzorcem na lata.

Niech to wejście Sebastiana Szymańskiego trwa

Na zgrupowania jeździł jeszcze za kadencji poprzedniego trenera kadry narodowej, ale się nie przebił. Zagrał w narodowych barwach dopiero po raz piąty, ze Słowenią po raz drugi zaliczył pełnych 90 minut. Narzekano, że nie ma w klubie wystarczających liczb, jak na zawodnika ofensywnego. Nie był nawet pierwszym Szymańskim, którego powoływał selekcjoner Jerzy Brzęczek.

A jednak wejście Sebastiana Szymańskiego zasługuje na wyjątkową uwagę. W moskiewskim Dinamie potrzebował aż 32 strzałów na zdobycie swojego pierwszego gola. W kadrze było mu znacznie łatwiej, w zasadzie już przeciwko Austrii dał sygnał pozytywnym debiutem. W październiku przeciwko Łotwie była pierwsza asysta i wiele dobrych akcji, potem aktywność utrzymywał z Macedonią, męcząc swoją ruchliwością rywali. Wreszcie w sobotę z Izraelem tworzył sytuacje i sam miał jedną doskonałą do strzelenia gola. Ale i tak w reprezentacji do trafienia do bramki potrzebował prób tylko siedem, ta pierwsza przeciwko Słowenii okazała się udana.

Nie była to łatwa sytuacja. Owszem, bramkarz rywali po wypiąstkowaniu piłki leżał na murawie, lecz w świetle bramki było kilkunastu zawodników obu drużyn, do tego strzał z pierwszej nie jest najprostszym rozwiązaniem. A jednak precyzja i siła uderzenia Szymańskiego pokazały jego jakość, talent. Nic dziwnego, że w ten atut – a konkretnie w ułożenie lewej stopy przy kontakcie z piłką – tak wierzy Jerzy Brzęczek, oddając Szymańskiemu część stałych fragmentów. Mało która reprezentacja ma 20-latka z tak odpowiedzialną rolą i wydaje się, że po obiecującej jesieni przyjdzie jeszcze więcej.

Wielki Robert Lewandowski

To będzie akcja powtarzana latami, kto wie zresztą, czy nie był to najpiękniejszy gol Roberta Lewandowskiego w reprezentacji Polski? A przede wszystkim był to przebłysk geniuszu, którego niektórzy napastnikowi odmawiali. Zresztą i jemu zdarzało się powtarzać, że nie może drużyna liczyć na to, by on sam wziął piłkę, minął kilku rywali i strzelił gola.

Jednak w 55. minucie meczu ze Słowenią dokładnie to się stało. Już samo przyjęcie, które pozwoliło Lewandowskiemu obrócić się w stronę bramki i uniknąć ataku rywala było najwyższej klasy, lecz także kolejne jego ruchy pokazały, że uznanie selekcjonera – „To dla mnie najlepsza dziewiątka na świecie”, mówi Jerzy Brzęczek – jest zasłużone. Często za drybling uznaje się efektowne triki, sztuczki piłkarskie, tymczasem w tym pierwotnym znaczeniu po prostu chodziło o sprawność w prowadzeniu piłki. I Lewandowski to zaprezentował, zwodząc rywali, wykorzystując wolną przestrzeń, świetnie czując to, co dzieje się przed nim i co zdarzy się za chwilę. Po kilkudziesięciometrowym rajdzie nawet wykończenie z nie do końca wygodnej pozycji wydawało się formalnością, ukoronowaniem momentu geniuszu wielkiego piłkarza. Tym bardziej warto zapamiętać to jak najlepiej.

Nietypowy bohater

W kadrze zagrał dopiero po raz trzynasty, na reprezentację przyjechał po koszmarnym, ledwie półgodzinnym i zakończonym czerwoną kartką meczu Łudogorca z Espanyolem w Barcelonie (0:6). W tych eliminacjach zagrał dopiero po raz trzeci na siedem spotkań. Nie jest pierwszym wyborem, bo jesienią formą w wyżej cenionym Derby County błysnął Krystian Bielik.

A jednak to Jacek Góralski okazał się nietypowym bohaterem reprezentacji Polski na zakończenie drogi do UEFA EURO 2020. Przecież mowa o piłkarzu, którego rolą było zabezpieczania Grzegorza Krychowiaka, by ten ostatnio znacznie bardziej ofensywnie usposobiony pomocnik mógł rozgrywać wyżej, bliżej Lewandowskiego.

Zresztą to jak w 81. minucie wdarł się w pole karne – niepostrzeżenie, bez rywala, który by się nim zainteresował – niejako pokazuje, jak jest postrzegany. Tymczasem taki piłkarz jest nieoceniony wobec turnieju, który czeka na kadrę: po prostu świadom i swoich ograniczeń, i atutów, które zabezpieczają ofensywę i utrzymują równowagę z defensywą.

Wiedzą to już w drużynie. Po poprzedniej przerwie na kadrę, gdy Góralski po bardzo udanym dla siebie meczu z Macedonią Północną (2:0) wszedł na salę posiłków w hotelu, koledzy zaczęli nucić przyśpiewkę dedykowaną… N’Golo Kante, innemu defensywnemu pomocnikowi. Francuz w swojej kadrze i w klubie jest ulubieńcem wśród kolegów, podobnie jest z Góralskim w reprezentacji Polski. Ale ta sympatia jest wyrazem uznania dla umiejętności i pracy, którą wykonuje, by innym na boisku było łatwiej. Czasem i takich piłkarzy czeka nagroda.

Widowiskowe zakończenie

To nie były piękne eliminacje w wykonaniu biało-czerwonych, choć zakończone bardzo dobrym bilansem: ośmioma zwycięstwami, ledwie jedną porażką. W siedmiu meczach Polacy nie tracili goli, awansowali, więc spełnili oczekiwania kibiców. Oczywiście, zwłaszcza wiosną 2019 roku przekonali się, że wraz z chęcią wygranych rośnie również pragnienie oglądania kadry z odpowiednim ofensywnym stylem.

Ze Słowenią to były fragmenty: pierwszy kwadrans, większość drugiej połowy. Wtedy, gdy Polacy rozwijali skrzydła, to grali ze swobodą, przy dużej wymienności pozycji, bazując na indywidualnej jakości i zaskoczeniu, której wyrażeniem był i drybling Lewandowskiego, i gol Góralskiego. Takie momenty zdarzały się i w dwóch meczach z Izraelem, i z Macedonią.

Oczywiście UEFA EURO 2020, jak większość turniejów międzynarodowych, niesie zupełnie inne wyzwanie, a pamiętając ostatnie Mistrzostwa Europy można założyć, że trendem będzie defensywa. Jej podstawę chyba najbardziej udało się wypracować w tych eliminacjach, podobnie jak stałe fragmenty – „dziś te piłki były zagrywane perfekcyjnie”, zachwycał się po meczu Jerzy Brzeczek na dośrodkowania Szymańskiego i Piotra Zielińskiego.

Polska pokazała i atuty, i te aspekty, które musi w krótkim okresie poprawiać. Tego czasu nie jest zbyt wiele, bo kolejne zgrupowanie dopiero w marcu, a następne to już przed turniejem. Do losowania spekulacje o losach reprezentacji są zbędne, teraz czas na satysfakcję, że pozornie niebezpieczna grupa okazała się dla biało-czerwonych zwycięska i to w satysfakcjonującym nawet najwybredniejszych kibiców stylu na zakończenie.

Michał Zachodny

 

Zobacz również

© PZPN 2014. Wszelkie prawa zastrzeżone. NOWY REGULAMIN ŁNP od 25.03.2019 REGULAMIN PROFILU UŻYTKOWNIKA PZPN Polityka prywatności