Aktualności

Optymizm, pewność siebie i projekt. Klinsmann nauczycielem Piątka

Reprezentacja31.01.2020 
Napastnikami zajmuje się często sam, bo nikt inny w jego sztabie nie wie więcej o tej pozycji. Od początku stara się zarażać optymizmem, ale musiał walczyć z rozbitą szatnią i krytyką, gdy... spóźniał się z dosłaniem licencji trenerskiej. Juergen Klinsmann chce, by jego Hertha Berlin grała jak Liverpool, ale na razie do ideału jej równie daleko, jak do czołówki Bundesligi. Już z pomocą Krzysztofa Piątka 55-letni szkoleniowiec zamierza to zmienić.

FOT: East News

Młody Juergen zaczynał grać w Gingen i to tam w pierwszym sezonie w młodzieżowej drużynie strzelił 106 goli w 18 meczach i ujawnił swój snajperski talent. Dalej poszło już łatwo: przed pełnoletnością zadebiutował na zapleczu Bundesligi, przed 20. rokiem życia strzelił w drugiej lidze 19 goli dla Stuttgarter Kickers. W kolejnych czternastu sezonach, czyli do końca kariery zdarzył mu się tylko jeden sezon w którym nie zdołałby przekroczyć granicy dziesięciu trafień – o tym wyjątku jeszcze wspomnimy. Został mistrzem świata, Europy, brązowym medalistą igrzysk olimpijskich, wygrywał Bundesligę i Puchar UEFA.

Był napastnikiem-sprinterem, ale potrafił na swojej pozycji zrobić wszystko. Strzelić gola przewrotką lub po prostu odnaleźć się w chaosie i to tak, by piłka spadła mu pod nogi. Był szybki, więc zdarzały mu się rajdy przez pół boiska, ale jak trzeba było, to uderzał z dystansu. Świetnie grał głową, miał i timing wyskoku, i zwrotność, gdy trzeba było zgubić rywala. A gdy taka była potrzeba, jak w mistrzostwach świata w 1994 roku z Koreą, to prawą nogą piłkę podbijał, a lewą z woleja pakował do siatki. Kibiców Tottenhamu rozkochał od pierwszego meczu, dziennikarzy zmuszał do zmiany zdania: reporter „Guardiana” najpierw pisał, czemu Klinsmanna nienawidzi, by po dwóch miesiącach wyznawać swoje uwielbienie do napastnika. W Anglii sprzedano 150 tys. koszulek z jego nazwiskiem, gdy tak naprawdę był to dopiero początek marketingowego szaleństwa w tamtejszym futbolu.

Po roku w Londynie trafił do Bayernu, gdzie wygrał swoje jedyne mistrzostwo Niemiec. Wówczas był już tak pewny swego, że nie miał obaw, by kolegom wytykać słabsze występy lub błędy. Nienawidził go za to pomocnik Lothar Matthaus, ale Klinsmann miał to gdzieś. Był już mistrzem świata, grał w Serie A, Ligue 1 i Premiership, w Bayernie strzelał najwięcej goli. Zresztą konflikt tej dwójki trwał latami, także w okresie, gdy Klinsmann budował reprezentację według swojego pomysłu i podejmował decyzje, które nie podobały się Matthausowi. Jakby były takie, które przypadłyby mu do gustu.

Bajkowe lato 2006

Po karierze wyemigrował do Stanów Zjednoczonych, gdy niemiecki futbol – pomimo drugiego miejsca na mundialu w 2002 roku – przeżywał kryzys tożsamości. Gdy w 2004 roku szukano selekcjonera dla reprezentacji, która kolejny mistrzowski turniej miała zagrać na własnych stadionach, wcale nie był pierwszym wyborem. I selekcjonerem został dlatego, że Otto Rehhagel i Ottmar Hitzfeld odmówili, a Berti Vogts pofatygował się do Las Vegas i umówił z Klinsmannem na grilla. W stworzeniu prezentacji, która przekonała szefostwo federacji pomogli mu partnerzy z biznesu. – Wyszczególniłem te zmiany, które uważałem za konieczne, bo stare sposoby nie działały. Presja na federacji była ogromna. Nie mogli sobie pozwolić na to, by kolejny gość odmówił im przejęcia kadry. Wszystko było do góry nogami, aż zaczął się projekt – opowiadał Raphaelowi Honigsteinowi w książce „Das Reboot”.

W Stanach nie był trenerem, ale kurs szkoleniowy miał za sobą. Skończył go w Niemczech i to tam poznał Joachima Loewa, którego później zaprosił do współpracy w sztabie reprezentacji. – W ciągu 18 lat mojej kariery nikt nie wyjaśnił mi tego, jak ma grać czwórka obrońców w linii. A Jogi zrobił to w kilka minut – mówił. Zaprosił więc jego i Ursa Siegenthalera, by pomogli mu w dokonaniu całkowitej przemiany w sposobie gry reprezentacji. Odmiana ta była początkiem lat sukcesów, rewolucji, która dotknęła każdy aspekt niemieckiej piłki nożnej.

W Stanach Zjednoczonych pracował przy piłkarskim projekcie dotyczącym marketingu i promocji. Wierzył w siłę przekazu. Przy autoryzacji wywiadu dla "SuddeutscheZeitung" w którym przed objęciem roli selekcjonera nawoływał do rewolucji w niemieckim futbolu, tylko zwiększał moc swoich teorii, zamiast tonować niewygodne dla swojej reputacji opinie. Hasło dla jego reprezentacji było jedno: teraz to my chcemy piłkę, nie będziemy już za nią biegać. Zaczął od tego, co poza boiskiem. Sprawił, że powoływani piłkarze byli ciągle inspirowani i motywowani, chętnie ze sobą rozmawiali, bawili się na wspólnych wyjściach. Zatrudnił psychologa, choć wcześniej w Niemczech uważano mentalność za największy atut drużyny. Ekspertów od przygotowania fizycznego ściągnął ze Stanów Zjednoczonych, gdy od zarządców ligi słyszeli, że to głupota, bo nic nie wiedzą o piłce nożnej.

Jednak latem 2006 roku Niemcy przeżyły futbolową bajkę, nawet jeśli bez pełnego „happy endu”. Ich zespół grał na pełnej szybkości, często kosztem ogromnych przestrzeni w defensywie. Trzy miesiące przed mundialem ulegli Włochom 1:4 i wszyscy w kadrę, pomysł Klinsmanna wątpili. W półfinale MŚ rozgrywanym w Dortmundzie też przegrali z nimi 0:2, ale po golach w samej końcówce dogrywki. Trafienia Fabio Grosso i Alessandro Del Piero złamały gospodarzom serca, lecz zjednoczyły jeszcze mocniej naród z zespołem. Naród, który zakochał się po zwycięstwach z Kostaryką, Polską, Ekwadorem, Szwecją i Argentyną w karnych. W meczu o trzecie miejsce Niemcy porwali tłumy jeszcze raz i z Portugalią wygrali 3:1. A jednak Klinsmanna zapamiętano – również za sprawą dokumentu filmowego z wewnątrz niemieckiej drużyny – jako pokrzykującego motywatora, gdy to Loew odpowiadał za taktykę.

Jego reputacji nie pomógł krótki okres pracy w Bayernie Monachium w sezonie 2008/2009, gdy m.in. Philipp Lahm narzekał, że plan na mecz piłkarze musieli ustalać między sobą. Jeden z dzienników kpiąc z optymizmu trenera wydrukował karykaturę zainspirowaną jednym z popularniejszych skeczów Monty’ego Pythona. Na obrazku ukrzyżowany Klinsmann z uśmiechem śpiewał, by zawsze patrzeć na jasną stronę życia. Po kiepskich wynikach na początku rundy wiosennej miał odlecieć do Los Angeles pierwszym możliwym samolotem. W Bayernie zostało po nim tylko wybudowane na życzenie Klinsmanna nowoczesne centrum przygotowania fizycznego.

Stany Pewności Siebie

Latem 2011 roku wrócił do pracy szkoleniowej w roli selekcjonera reprezentacji Stanów Zjednoczonych i osoby, która miała przyspieszyć proces zakochiwania się tego kraju w soccerze. Tamten klimat pasował mu najlepiej: tam pewność siebie jest na porządku dziennym, w tym również u młodzieży, a nie bywa akceptowana tylko u starszych, ustatkowanych i z odpowiednią reputacją. W 2013 roku jego zespół pokonał Włochów, osiągnął historyczny sukces wygrywając z największym na kontynencie rywalem, po raz pierwszy na wyjeździe w Mexico City. W 2016 roku Stany Zjednoczone dotarły do półfinału turnieju na stulecie Copa America.

Szczytowym momentem był jednak mundial w 2014 roku w Brazylii, gdy drużyna wyszła z grupy śmierci złożonej z Ghany, Portugalii i Niemiec. Niemiec, które Klinsmann pomagał zrewolucjonizować, które prowadził jego kolega Joachim Loew, które miały ten turniej wygrać. W ostatnim meczu fazy grupowej jego ojczyzna pokonała tą nową po golu Thomasa Muellera, a w 1/8 finału Stany Zjednoczone zmierzyły się z Belgią. Jedna z najbardziej utalentowanych ekip mundialu potrzebowała dogrywki, by rozbić dobrze zorganizowany zespół Klinsmanna. W Ameryce mecze reprezentacji oglądało rekordowe 22 miliony ludzi.

Klinsmann został zwolniony po fatalnym początku eliminacji MŚ 2018. Jednak nawet wtedy żegnano go z żalem. – Od początku prosił całe środowisko piłkarskie w naszym kraju, byśmy zaczęli myśleć w nowy sposób. Dzięki jego wysiłkom rozwinęliśmy się jako organizacja, oczekujemy pozytywnych rezultatów jego pracy w kolejnych latach – mówił prezydent amerykańskiej federacji Sunil Gulati.

Berlin ma być jego

Do pracy w Hertcie został zaproszony w listopadzie ubiegłego roku, początkowo w roli doradczej. Latem berliński klub przejął biznesmen Lars Windhorst, inwestując z miejsca 140 milionów euro, a potem wkładając jeszcze więcej w drużynę. Jednak na początku grudnia wymagana była zmiana na ławce trenerskiej i wówczas posiadanie Klinsmanna szybko się opłaciło. Przejmując drużynę mówił z ogromnym optymizmem, że Hertha jest prawdopodobnie najbardziej ekscytującym projektem w Europie, określił klub mianem „śpiącego giganta”. Jednak w pierwszych tygodniach musiał mierzyć się z rozbitą szatnią, kilku zawodników pożegnał, po porażce z Bayernem na inaugurację wiosny jego zespół wygwizdano.

Projekt to zresztą określenie, które w kontekście Herthy pojawia się ostatnio bardzo często. Nie tylko w słowach Klinsmanna, ale też u kolejnych piłkarzy. W tym Krzysztofa Piątka, który w Berlinie znalazł się w środę wieczór, by dzień później z uśmiechem robić sobie zdjęcia z trenerem i dyrektorem sportowym. – Jestem szczęśliwy, że tu się znalazłem. Decydujący w rozmowach był związany ze mną plan klubu, dotyczący tego, co razem możemy osiągnąć – mówił polski napastnik.

Piątek ostatnie pół roku miał koszmarne, jego rozwojowi w Milanie nie pomagały ciągłe zmiany w drużynie, sztabie szkoleniowym. Po fantastycznym poprzednim sezonie można było odnieść wrażenie, że w obecnym obrońcy Serie A nauczyli się jego gry i skrzętniej go pilnowali. Ale Klinsmann też coś o tym wie. Ten jedyny sezon w karierze, gdy nie strzelił przynajmniej 10 goli też przeżył w Mediolanie, choć w tym drugim klubie. – Minęły lata nim zrozumiałem włoski sposób myślenia, który krążył wyłącznie wokół wyników. Oni chcieli samych 1:0, ja wolałem wygrywać 4:3 – mówił później Niemiec.

Na razie Hercie muszą wystarczyć nawet skromne wygrane, by odbić się od dna. W planach jest wdrożenie stylu gry Liverpoolu, ale Klinsmann zaczyna od pragmatycznego podejścia. – Musimy odbić się od dna. Im szybciej to zrobimy, tym lepsza będzie atmosfera, a wszyscy w lepszych nastrojach będą chętniej podejmować ryzyko. Na razie nie chodzi o piękno, o wymarzone kombinacje, o fajerwerki, ale po prostu strzelanie goli – mówił. I w tym pomóc ma transfer Piątka.

Zresztą Polaka czeka bardzo bliska współpraca z Klinsmannem. O ile większą część treningów zostawia swoim asystentom, o tyle napastnikami lubi zaopiekować się sam. – Współpraca z nim to najlepsze, co mogło mi się zdarzyć, bo jest na tej pozycji legendą. Dużo z nami rozmawia – cieszył się Dodi Lukebakio. – Obserwuje, wyciąga wnioski i potem nam je jasno komunikuje. Przy pracy z napastnikami daje nam małe rady. Nie chodzi tylko o gole, ale też o to, jak pracować w defensywie, ile metrów wybiegać, by później dostać nagrodę. Zawsze zdecydowanie wyraża się, czego od nas oczekuje – dodawał Davie Selke.

Zimą to Hertha zaczęła przygotowania najwcześniej, wylatując na Florydę. Później grała sparing w Petersburgu, gdzie swoim jachtem przypłynął Windhorst i zaprosił na pokład całą drużynę. W styczniu oprócz Piątka do Berlina trafili Santiago Ascacibar ze Stuttgartu oraz Lucas Tousart z Lyonu. Polak wcale nie ma być tym ostatnim zimowym transferem Herthy, a wydanie już prawie 60 milionów euro ma symbolizować aspiracje klubu.

Wzmocnienia są konieczne, ponieważ gra kuleje i to pomimo ostatniej wygranej z Wolfsburgiem na wyjeździe (2:1). W pięciu czołowych ligach Europy tylko dwie drużyny oddały mniej strzałów od Herthy, identycznie jest w klasyfikacji kluczowych podań. Nie trzeba dodawać, że pod tym względem to najgorsza drużyna Bundesligi. Tomasz Urban, ekspert w Eleven Sports, pisze, że „to niemiecki Milan”, co oznaczałoby, że Piątek trafia z deszczu pod rynnę. Nadziei 24-latek może jednak szukać właśnie w Klinsmannie, który nie tylko zarazi Polaka optymizmem, lecz przede wszystkim pomoże odczarować go w tym, czego Hertha tak bardzo potrzebuje: strzelania goli.

Michał Zachodny


Zobacz również

© PZPN 2014. Wszelkie prawa zastrzeżone. NOWY REGULAMIN ŁNP od 25.03.2019 REGULAMIN PROFILU UŻYTKOWNIKA PZPN Polityka prywatności