Aktualności
[OKIEM ZA] Piotr Świerczewski (Francja 1:1 Polska, 1995)
Nie był to świetny mecz Polaków, a na pewno nie tak udany, jak pierwsze spotkanie eliminacji EURO 1996 z Francją u siebie (0:0). Remis na wyjeździe (1:1) zapamiętany zostanie jako popis Andrzeja Woźniaka, lecz w przekroju całego spotkania równie interesujący oraz ważny był przebieg rywalizacji w środku pola. Jak Piotr Świerczewski poradził sobie z Zinedinem Zidanem?
Polacy do Paryża przylecieli pewni swego: w poprzednich dwóch meczach eliminacji pokonali Słowację (5:0) i Izrael (4:3), a nawet porażka z Brazylią w meczu towarzyskim (1:2) pokazała potencjał drużyny. Faktycznie, Henryk Apostel dysponował młodym zespołem, w wyjściowym składzie przeciwko Francji było tylko dwóch zawodników powyżej 30 roku życia, a sześciu w wieku 25 lat lub mniej. Z kolei remis z tym rywalem w pierwszym meczu eliminacji był ze wskazaniem na Polaków, wówczas świetnie spisywał się Tomasz Wałdoch, który wyłączył z gry Erika Cantonę. Słynnego piłkarza Manchesteru United zabrakło w Paryżu, lecz w roli głównego reżysera miał zastąpić go Zinedine Zidane: wówczas jeszcze zawodnik Bordeaux, na rok przed transferem do Juventusu Turyn.
Polacy wyszli na mecz ustawieni w systemie 1-3-5-2, ale co istotne, w środku pola kryjąc przeciwników indywidualnie. Świerczewskiemu, jako najbardziej defensywnemu pomocnikowi z tej trójki przypadł właśnie Zidane. Znali się bardzo dobrze, bo w styczniu tego samego roku doszło do ich starcia w meczu ligowym, gdy Polak grał w barwach Saint-Etienne. – Doszło między nami do małego spięcia. Zrobił mi główeczkę, a ja potraktowałem go łokciem, jak stary góral. A łokieć, jak to bywa, powędrował wysoko – wspominał po latach w wywiadzie dla Sport.pl.
Krycie indywidualne przez zdecydowaną większość meczu jest już bardzo rzadko spotykanym sposobem unieszkodliwiania najlepszego piłkarza przeciwnej drużyny. Preferowały je włoskie drużyny w latach 60. i 70., było to zjawisko spotykane w kluczowych meczach, jak np. finale mistrzostw świata w 1974, gdy Berti Vogts opiekował się Johanem Cruyffem. Współcześnie zdarza się to coraz rzadziej, głównie ze względu na wyrównującą się jakość zespołów, różnorodność indywidualności w najlepszych drużynach, tym samym mnogość opcji w ofensywie. Nie opłaca już się tracić jednego piłkarza w meczu, który spełnia niemal wyłącznie zadania defensywne.
Czy Świerczewskiemu udało się wyłączyć Zidane’a z tego meczu? Zdecydowanie nie, choć Francuz nie strzelił gola. Miał ku temu okazje, gdy Świerczewski gubił go z pola widzenia (grafika poniżej) i w środku pola stwarzała się wolna przestrzeń, z której tak genialna „dziesiątka” chętnie korzystała. Tym bardziej, że w drugiej linii biało-czerwoni wcale nie byli tak skuteczni. Wykonywali dużą liczbę wślizgów, lecz już wówczas widać, że było to bardziej ratowanie sytuacji wynikające ze złego ustawienia lub bycia spóźnionym.
Jednak należy też wspomnieć, że ostra gra przeciwko zwłaszcza Zidane’owi Polakom się opłaciła. To rozgrywający, gdy został podwojony pod koniec pierwszej połowy, stracił na środku boiska piłkę, a dwa podania prostopadłe później Andrzej Juskowiak kończył kontrę strzałem na 1:0 dla gości. Oczywiście, że ocena takiej taktyki byłaby inna, gdyby Francuz był skuteczniejszy: jego piękny strzał w pierwszej połowie wpadł w okienko bramki, a po przerwie po kapitalnym dryblingu już w polu karnym uderzyłby nie w Woźniaka, ale wolny róg bramki. Także gdyby Bixente Lizarazou wykorzystał jedenastkę po faulu na rozgrywającym: bo to wówczas umknął Świerczewskiemu (grafika poniżej), wbiegł na długie podanie w szesnastkę i jeszcze kryjącego go Polaka nawinął. Nawiasem mówiąc, grający wówczas w osłabieniu goście byli bardzo szeroko ustawieni w obronie, a fakt, że nikt nie zaasekurował Świerczewskiego pokazuje, jak ważne były zadania indywidualne przypisane zawodnikom.
Oczywiście, że krycie Zidane’a to ogromne wyzwanie, choć przecież on wciąż nie był w szczytowym punkcie swojej kariery. Jednak widać, że Francuz miał już doświadczenie w radzeniu sobie z takim podejściem rywali: skutecznie szukał wolnych przestrzeni, (poza jednym wyjątkiem) kapitalnie utrzymywał się przy piłce, robiąc ruch ze środkowej strefy dawał możliwość wbiegnięcia w nią innym zawodnikom. Zwłaszcza ten ostatni element kryjącym indywidualnie Polakom stwarzał przed przerwą największe problemy, choć w drugiej połowie już prezentowali się lepiej.
To, że Świerczewski popełnił faul na rzut karny nie oznacza, że był słabym ogniwem polskiej drużyny. Wręcz przeciwnie: jego statystyki pokazują, jak istotną pracę wykonywał. Miał aż siedem odbiorów, do tego trzy dryblingi i dwa strzały, sam był też dwukrotnie faulowany. Dał też sygnał do odważniejszej gry do przodu, gdy jego dwa strzały z początku meczu sprawiły problemy Polakom. A stosunkowo niska dokładność zagrań (mniej niż 70%) wynikała głównie z faktu, że w drugiej połowie goście wyłącznie piłkę wybijali. Nawet w przed przerwą się ograniczali do tego, choć akurat Świerczewski był tym, który stwarzał możliwość podania obrońcom, ilekroć tego potrzebowali. Trzeba przyznać również, że pressing Francuzów był coraz skuteczniejszy: Zidane starał się pilnować swojego „opiekuna” (grafika poniżej), a także gospodarze ryzykowali coraz większą liczbę zawodników, gdy z czerwoną kartką z boiska zszedł Tomasz Łapiński.
Warto również podkreślić, że Świerczewski wykonał ogrom pracy na boisku, zwłaszcza, gdy musiał asekurować obrońców, schodząc w boczne sektory w drugiej połowie za wahadłowych, a także biegając przez niemal cały mecz za Zidanem. Stąd często sprawiał wrażenie bycia po prostu kolejnym obrońcą drużyny Henryka Apostela, ale też bez dłuższych przerw biegał na rzecz reprezentacji. Pod tym względem można więc powiedzieć, że miał swój spory udział w wyszarpaniu słynnego remisu.
Michał Zachodny
Zdjęcie na stronie głównej: 400mm.pl, zdjęcie na górze artykułu: EastNews