Aktualności
[OKIEM ZA] Euzebiusz Smolarek z Portugalią (2:1, el. EURO 2008)
Odwrócony skrzydłowy
Rola skrzydłowego zawsze ewoluowała. Od bycia jednym z pięciu zawodników linii ataku, do gry bliżej środka w systemie W-M, aż przeżywając kryzys, gdy również na tej pozycji trenerzy wybierali bardziej defensywne rozwiązania taktyczne, od połowy lat 60. Reprezentacja Anglii, która zdobyła w 1966 roku Mistrzostwo Świata była nazywana "cudami bez skrzydeł". Z kolei już w XXI wieku to tam grali najwięksi piłkarze (Cristiano Ronaldo, Lionel Messi), wyznaczając generalny trend gry w roli: z zejściem spod linii bocznej do środka, wkręcając skrajnego obrońcę i stwarzając przewagę w środku. Tak powstał "odwrócony skrzydłowy".
W Polsce zmieniało się to powoli. Kibice uwielbiali bocznych pomocników w typie Jacka Krzynówka, Kamila Kosowskiego, czy Jakuba Błaszczykowskiego: zawsze atakujących wzdłuż linii, rzadko ścinających do środka na słabszą nogę. Na mundialach w 2002 i w 2006 roku nie było wielkiej różnorodności. Można nawet powiedzieć, że pierwszym selekcjonerem, który zdecydował się na takie rozwiązanie był Leo Beenhakker. Jeszcze zaczynał eliminacje EURO 2008 z duetem Krzynówek-Błaszczykowski ustawionym na ich nominalnych, mocniejszych stronach, lecz prawdziwe odbicie w wynikach przyniosło przesunięcie na przeciwne skrzydło Euzebiusza Smolarka. Z Kazachstanem oraz Portugalią w odstępie kilku dni strzelił trzy zwycięskie gole.
– Zastanawialiśmy się głównie nad lewą stroną pomocy. Wiedzieliśmy, że u rywali prawy obrońca Miguel często podłącza się do akcji ofensywnych. Mogliśmy postawić na kogoś, kto wspomoże naszego lewego obrońcę, albo przeciwnie: na gracza ofensywnego, który będzie absorbował Miguela na tyle, że zostanie on zmuszony do pilnowania własnej bramki. Postawiliśmy na drugi wariant: na lewym skrzydle ustawiliśmy Ebiego – opowiadał członek sztabu Beenhakkera, Dariusz Dziekanowski, o założeniach przed meczem z Portugalią.
Smolarek w ofensywie
Manewr taktyczny sprawdził się z Kazachstanem, ale jeszcze szybciej przyniósł efekty przeciwko Portugalii. Lewy obrońca rywali, Miguel, faktycznie fatalnie krył Smolarka, odpuszczając go ilekroć skrzydłowy schodził do środka. Piłkarz Borussii Dortmund robił to nagminnie: przy każdym dłuższym podaniu do Grzegorza Rasiaka biegnąc na możliwą przebitkę, przy każdym ataku przeciwległą stroną zamieniając się w dodatkowego napastnika.
W dziewiątej minucie (grafika poniżej) widać to doskonale: Smolarek jest najwyżej ustawionym zawodnikiem z polskiej drużyny, gdy Maciej Żurawski gra niemal jako trzeci środkowy pomocnik. Już w dalszej fazie pierwszej akcji bramkowej zaskakuje kolejnych obrońców wybiegając im zza pleców, zgrywając piłkę do Mariusza Lewandowskiego i dobijając jego strzał.
Nie mija dziesięć minut i manewr się powtarza, choć cała akcja jest prowadzona z głębi pola. Najpierw Rasiak zagrywa wysokie podanie do wybiegającego Smolarka (grafika poniżej), po czym sam zbiera drugą piłkę kilkadziesiąt metrów bliżej bramki rywali. Już wtedy skrzydłowy znów jest najwyżej ustawionym napastnikiem, a nominalna „dziewiątka” podaje prostopadle na sam na sam. Smolarek nie jest na pozycji spalonej, ponieważ fatalnie zachowuje się Miguel: nie wiedząc, czy ma biec za swoim skrzydłowym, czy zostać w swojej strefie. To kosztuje Portugalię drugiego straconego gola.
Polska w posiadaniu
Smolarek nie był idealnym zawodnikiem w tym meczu pod względem utrzymania się przy piłce. Mniej niż dwie trzecie jego podań było dokładnych, miał pięć strat, de facto rzadko był w posiadaniu, bo częściej Polacy rozgrywali przez Żurawskiego, Rasiaka. Jednak jego rolą miało być stwarzanie zagrożenia ciągłym ruchem do środka, między lewego i środkowego obrońcę Portugalii. A po wejściu Jacka Krzynówka i przywróceniu nominalnych pozycji skrzydłowym, wbieganiu za linię defensywy gości.
Polacy jeszcze na początku wykonywali długie podania do Rasiaka bez efektu, ale stopniowo utrzymywali się coraz częściej przy piłce. W pierwszym kwadransie ich posiadanie wyniosło ledwie 35%, gdy po pół godzinie już było to 44%, a do przerwy te proporcje udziału w grze niemal się wyrównały. W 24. minucie, gdy biało-czerwoni wyraźnie zaczynają dominować nad czwartą drużyną na świecie i wymieniają podania pomimo pressingu, szybko i z pierwszej piłki, na trybunach kibice krzyczą „Ole!” przy każdym zagraniu. Pierwszy, ale nie ostatni raz w tym meczu.
O tym, ile było tego wieczoru jakości w grze Polaków najwięcej świadczą dwa ataki gospodarzy: przed przerwą, gdy Żurawski trafia w słupek po świetnej akcji Błaszczykowskiego, oraz w drugiej połowie, gdy trójka napastników kapitalnie rozgrywa akcję przez środek pola. To właśnie w 51. minucie najwyraźniej widać Smolarka w roli „odwróconego skrzydłowego”, gdy blisko linii środkowej (grafika poniżej) już dryblingiem wprowadza piłkę między rywali, rozgrywa z Żurawskim i Rasiakiem, by wybiec między stoperów, którzy przyblokowali jego próbę w ostatniej chwili.
Typowe dla „odwróconych skrzydłowych” jest również to, że schodząc do środka zostawiają bocznym obrońcom sporo przestrzeni wzdłuż linii. Polacy ze współpracy Smolarka z Grzegorzem Bronowickim skorzystali dopiero w drugiej połowie, gdy defensor kilka razy urwał się rywalom, odważnie próbował dryblingu, mógł też (64. minuta) po podaniu skrzydłowego zaliczyć asystę dokładniej dośrodkowując do Rasiaka.
Oczywiście Smolarek był bardziej napastnikiem przerobionym na skrzydłowego, niż ofensywnym bocznym pomocnikiem, któremu zmieniono stronę i to widać w jego grze w tym meczu. Instynktownie ciągnie go do ataku, często rusza za linię obrony, świetnie odnajduje się w polu karnym. On absorbuje uwagę obrońców do tego stopnia, że w 61. minucie do prostopadłego podania może ruszyć w drugie tempo Rasiak, a Polacy wyszli trzech na jednego z bramkarzem, ostatecznie nie wykorzystując tej doskonałej szansy (grafika poniżej). Znów jednak powtarzał się schemat: Smolarek powoduje totalny chaos pośród doświadczonych obrońców Portugalii.
Polacy w defensywie
To absolutnie nie był mecz w którym biało-czerwoni dali się zepchnąć do defensywy. Portugalczycy na celny strzał czekali do drugiej połowy, najgroźniejsze sytuacje (Ronaldo sam na sam z Wojciechem Kowalewskim) i strzelony gol w samej końcówce to efekt zmęczenia Polaków intensywnością średniego pressingu. Przewodzili w tym zwłaszcza Lewandowski oraz Radosław Sobolewski, ale także boczni obrońcy nie dawali oddechu atakującym (nawiasem mówiąc, Ronaldo sporą część meczu również grał jako „odwrócony skrzydłowy”), Jacek Bąk odważnie wychodził z linii defensywy nawet kilkanaście metrów do przodu za napastnikiem rywali.
Smolarek, jak na bardzo ofensywnego piłkarza w roli wymagającej większego wsparcia w obronie, długo dobrze wywiązywał się ze swoich zadań wobec Bronowickiego. Doskakiwał do asekuracji, aktywnie uczestniczył w odbiorze (miał ich aż sześć), blokował możliwość zagrania prostopadłego podania między linię obrony i pomocy biało-czerwonych. Dopiero w końcówce formacje tak rozciągnęły się wzdłuż boiska, że Portugalczycy z tego skorzystali, mając wreszcie metr, dwa przewagi przy przyjęciu piłki. Ten komfort nie dał im jednak nawet punktu, który zresztą byłby wynikiem wielce niezasłużonym. Jeśli już, to zwycięstwo Polaków powinno być znacznie większych rozmiarów.
Michał Zachodny