Aktualności
Odczarowana klątwa, narodziny wielkiej drużyny i Kuba jak Deyna, czyli mecze reprezentacji w Gdańsku
Polska – Niemcy 2:2 (06.09.2011)
„Lewy” odczarował niemiecką klątwę
Rozgrywany we wrześniu 2011 roku mecz z Niemcami zapisał się w historii polskiego futbolu, choć mówimy „tylko” o spotkaniu towarzyskim. Ale specyfika pojedynków z naszymi sąsiadami z Zachodu powoduje, że zawsze mają one swoje podteksty i dramaturgię. I tak też było przed siedmioma laty w Gdańsku. Nigdy wcześniej biało-czerwoni nie byli tak blisko odniesienia pierwszego zwycięstwa z reprezentacją Niemiec jak tamtego wrześniowego dnia. Najpierw po golu Roberta Lewandowskiego prowadziliśmy 1:0, Niemcy szybko wyrównali, by w ostatniej minucie regulaminowego czasu gry stadion w euforię wprowadził Jakub Błaszczykowski, skutecznie wykonując rzut karny. Znów wyszliśmy na prowadzenie, z którego cieszyliśmy się niespełna cztery minuty. Thomas Mueller wykorzystał bowiem błąd Jakuba Wawrzyniaka, nasz piłkarz poślizgnął się i upadł na murawę, przedarł się prawą stroną, zagrał z linii końcowej do Cacau, a ten z bliska wpakował piłkę do siatki. W tym momencie sędzia odgwizdał koniec spotkania. Polscy piłkarze schodzili z murawy niepocieszeni, a najbardziej Wawrzyniak oraz Wojciech Szczęsny. Lewy obrońca stał się obiektem drwin po niefortunnej interwencji przed bramką, co w kolejnych latach cały czas mu wypominano, z kolei Szczęsny dwoił się i troił w bramce, obronił nawet strzał z metra, co nie zmienia faktu, że i tak dwukrotnie musiał skapitulować.
Historycznego wyczynu dokonał za to Lewandowski. Jego bramka była pierwszym trafieniem Polaków w starciu z niemieckim zespołem od 31 lat. W 1980 roku ulegliśmy Niemcom 1:3, a jedynego gola strzelił Zbigniew Boniek. – Przegraliśmy z trzecią drużyną świata...eee, to znaczy oczywiście zremisowaliśmy, ale ten remis traktuję jak porażkę. W szatni było trochę smutku... – powiedział o pojedynku w Gdańsku ówczesny trener naszej kadry Franciszek Smuda. – My jeszcze wygramy z Niemcami. Wygramy z nimi podczas mistrzostw Europy. Na razie strzeliliśmy im gola, a nawet dwa, po 31 latach przerwy i to się liczy – dodał Lewandowski. Te słowa napastnika okazały się prorocze. Tyle że pierwszy komplet punktów z Niemcami wywalczyliśmy trzy lata później na PGE Narodowym.
– Bohater spotkania? Może zgodziłbym się na ten tytuł, gdyby było 2:1, a jak 2:2, to nie. Straciliśmy gola w ostatniej sekundzie, takie rzeczy nie powinny się zdarzać... Ojciec po meczu był wyjątkowo miły. Ochrzanił mnie tylko za jedną piłkę, która jego zdaniem powinienem złapać, a nie wybijać nad poprzeczkę – komentował Wojciech Szczęsny.
W tym miejscu wypada wspomnieć, iż spotkanie to było pierwszym międzynarodowym pojedynkiem, jaki odbył się na przyszłej arenie EURO 2012. Stanowiło też próbę generalną stadionu właśnie przed mistrzostwami Europy. Pierwszy raz pojawił się tutaj niemal komplet kibiców (ok. 40 tys. widzów).
Polska – Urugwaj 1:3 (14.11.2012)
Prezent i popis Suareza
Kolejny z występów biało-czerwonych na stadionie w Gdańsku zapamiętano głównie ze względu na efektowną bramkę Ludovica Obraniaka. „Ludo” w 64. minucie huknął z ok. 25 metra i zmieścił piłkę tuż pod poprzeczką. Urodzony we Francji zawodnik tym samym sprawił sobie spóźniony o cztery dni prezent z okazji 28. wówczas urodzin. I to był jedyny pozytywny akcent tej konfrontacji. Wszystkie inne wydarzenia związane z meczem bladły wobec popisu Luisa Suareza. Grający wówczas w Liverpoolu napastnik miał udział w trzech golach swojej drużyny. Najpierw jego dośrodkowanie niefortunnie przeciął Kamil Glik, umieszczając piłkę we własnej bramce, potem wystawił futbolówkę Edisonowi Cavaniemu, a kilka chwil po golu Obraniaka sam wpisał się na listę strzelców, wykorzystując sytuację sam na sam z Tomaszem Kuszczakiem. – Co tu dużo mówić, Suarez i Cavani to świetni napastnicy. Wystarczył kwadrans, aby nam uciekli – powiedział Łukasz Piszczek.
Biało-czerwoni sześć lat temu ponieśli pierwszą porażkę w historii konfrontacji polsko-urugwajskiej. W 1986 roku z tym rywalem zanotowaliśmy remis 2:2, w 1992 roku wygraliśmy 1:0 (jedynego gola strzelił Dariusz Gęsior).
Polska – Dania 3:2 (14.08.2013)
„Zielu” po raz pierwszy, minutowe show
Do Gdańska Polacy przyjechali trzy tygodnie przed meczem o wszystko, jakim była konfrontacja z Czarnogórą w eliminacjach do mundialu. W wyjściowej jedenastce pojawił się reprezentujący wówczas FC Zwolle Mateusz Klich. I ten mecz piłkarz zapamięta na długo. Środkowy pomocnik zaliczył drugi występ z orzełkiem na piersi, lecz pierwszy od początku. Od jego debiutu w reprezentacji minęły dwa lata – z Argentyną zagrał minutę więc trudno mówić o kompletnym debiucie. Tym razem udział w spotkaniu reprezentacji okrasił konkretnymi liczbami, choćby bramką i to zaledwie w drugim kontakcie z piłką! Wymienił podanie z Jakubem Błaszczykowskim, a piękną wymianę zakończył jeszcze ładniejszym golem.
Do przerwy Polacy przegrywali 1:2, w drugiej połowie na boisku byli już innym zespołem. Zdobyli dwie bramki, przy jednej asystował... Klich. Na listę strzelców wpisali się Waldemar Sobota oraz Piotr Zieliński, ich gole padły w odstępie kilkudziesięciu sekund! Zieliński zaliczył premierowe trafienie w drużynie narodowej, a Polska pierwszy raz pod wodzą Waldemara Fornalika wygrała z przeciwnikiem zajmującym tak wysokie miejsce w rankingu FIFA (27., biało-czerwoni byli sklasyfikowani na 72. miejscu). Warto też dodać, że na sukces w starciu z Duńczykami czekaliśmy 36 lat. – Za wcześniej mówić, że w Gdańsku narodziła się nowa siła reprezentacji. Nie przeceniajmy tego zwycięstwa. Młodzi piłkarze dostali szansę, bo widzę w nich potencjał – stwierdził Fornalik. Wygrana z Danią nie okazała się impulsem dla Polaków – z Czarnogórą zremisowaliśmy 1:1, praktycznie zamykając sobie drzwi na mundial.
Polska – Litwa 2:1 (06.06.2014)
To tutaj wszystko, co najlepsze się zaczęło
Czwarty przyjazd kadry nad polskie morze również miał miejsce w kluczowym momencie reprezentacji. Dla trenera Adama Nawałki był to ostatni etap selekcji i wyboru składu, który jesienią rozpoczynał kwalifikacje do mistrzostw Europy we Francji. Nawałka powołał wszystkich najważniejszych zawodników, żeby dostać ostatnie z odpowiedzi dotyczących przyszłości reprezentacji. Spotkanie z Litwą nie było wielkim widowiskiem. Biało-czerwoni długo męczyli się z niżej sklasyfikowanym przeciwnikiem, wygrali jednak, w czym zasługa Arkadiusza Milika oraz Roberta Lewandowskiego. Okazało się, obaj ci zawodnicy mogą grać ze sobą razem w pierwszym składzie. Ich współpraca z czasem rozwinęła się do tego stopnia, że bez tego duetu trudno było wyobrazić sobie kadrę.
Mało kto wówczas mógł przypuszczać, że pierwsza wygrana Nawałki w siódmym spotkaniu w roli selekcjonera będzie jednocześnie początkiem narodzin wielkiej drużyny, która później ogra Niemców, zajmie drugie miejsce w swojej grupie eliminacyjnej i przyniesie nam tyle radości w trakcie EURO 2016. To w Gdańsku sformalizował się zespół groźny dla każdego mocnego rywala. – Po roku wróciłem do reprezentacji. Najważniejsza jest wygrana, nie daliśmy plamy, w drugiej połowie pokazaliśmy charakter – stwierdził Kamil Grosicki. – Mimo tego, że długo przegrywaliśmy, to jakoś byłem dziwnie spokojny, że i tak wygramy. Wiedziałem, że kwestią czasu jest, jak strzelimy pierwszego gola. Są jeszcze mankamenty w naszej grze, robimy błędy, ale jest progres w porównaniu z wcześniejszymi spotkaniami. Musimy być cierpliwi i konsekwentni – mówił Lewandowski. Znamienne, że konsekwencja stała się później znakiem firmowym ekipy Nawałki.
Polska – Grecja 0:0 (16.06.2015)
Pazdan buduje swoją pozycję
Gdy w czerwcu 2015 roku reprezentacja zawitała na gdański stadion, była w trakcie eliminacji do mistrzostw Europy. Trzy dni wcześniej 4:0 ograliśmy Gruzję i pewnym krokiem zmierzaliśmy na EURO. To spotkanie kończyło kolejny etap eliminacji i po nim kadrowicze udali się na urlopy, bo we wrześniu czekało ich starcie z Niemcami. Dlatego sparing z Grekami posłużył Nawałce jako okazja do eksperymentów. Z bardzo dobrej strony pokazał się w nim Michał Pazdan. Obrońca Legii wywarł na selekcjonerze na tyle duże wrażenie, że z czasem stał się podstawowym stoperem kadry. W ten sposób powstał nowy duet środkowych obrońców – w kolejnej fazie kwalifikacji, zamiast Kamila Glika i Łukasza Szukały, środkiem defensywny dyrygowali Glik i Pazdan. Można powiedzieć, że trzy lata temu zaczął się dla obrońcy Legii złoty czas w zespole Nawałki. – Pazdan? Oceniam drużynę jako całość, wielu zawodników spisywało się dobrze, między innymi on. Istotne było pokazanie tego, co zawodnicy mają najlepsze, czyli wartości piłkarskie i cechy motoryczne – mówił po bezbramkowym remisie selekcjoner.
– Spotkanie z Grecją traktowaliśmy w ramach szkoleniowych. Zawodnicy dostarczyli nam dużo dobrego materiału, włożyli w mecz wiele trudu, chcieli wygrać – dodał Nawałka, który sprawdził kilka rozwiązań i dał szanse gry tym, z których do tej pory mniej korzystał.
Polska – Holandia 1:2 (01.06.2016)
Sygnał ostrzegawczy
W dzień dziecka w Gdańsku biało-czerwoni rozegrali przedostatni sprawdzian przed EURO 2016. Mierzyliśmy się z rywalem, który nie zakwalifikował się na mistrzostwa, a mimo to dostaliśmy od Holendrów kilka cennych wskazówek. Lekcji, z których odpowiednie wnioski wyciągnął Adam Nawałka. W oczy rzucał się brak kontuzjowanego Grzegorza Krychowiaka. Bez niego w środku pola powstała spora wyrwa. Stąd też porażka i „koniec miesiąca miodowego”, jak określiła polska prasa czas, kiedy Polska nie przegrała meczu. Seria trwała siedem spotkań. – Przyda się taki zimny prysznic – pisali dziennikarze. Na ostatniej prostej Polakom, będących już myślami w meczu inaugurującym ich udział w mistrzostwach Europy, zapaliła się lampa ostrzegawcza. Rozbłysło pomarańczowe światło – emocje ustąpiły miejsca racjonalnej i chłodnej ocenie. Okazało się, że o jakikolwiek sukces we Francji wcale nie będzie tak łatwo.
Prawdopodobnie, jakkolwiek to zabrzmi, ta porażka była potrzebna. W przypadku wysokiego zwycięstwa jeszcze wszyscy uwierzyliby, że w Europie nie ma już mocnych na nas. – Trzeba przełknąć tę porażkę, wyciągnąć wnioski. Jedziemy dalej – uspokajał Nawałka. No i pojechali, do ćwierćfinału EURO.
Polska – Meksyk 0:1 (13.11.2017)
Błaszczykowski jak Deyna, eksperymenty selekcjonera
Rok temu Gdańsk gościł biało-czerwonych w przededniu innej ważnej imprezy. Wcześniej przygotowywaliśmy się na występy w europejskim czempionacie, rok temu konfrontowaliśmy się z rywalem spoza Starego Kontynentu po to, aby sprawdzić się na tle odmiennej kultury gry niż europejska, w dodatku z uczestnikiem mistrzostwa świata w Rosji. Dzięki temu mogliśmy przekonać się, ile nam brakuje do wybieganego, dobrego technicznie przeciwnika, niebojącego się grać piłką, dysponującego szybkimi piłkarzami. Wynik w tym przypadku miał drugorzędne znaczenie, a ważniejszym wydarzeniem był 97. występ w biało-czerwonej koszulce Jakuba Błaszczykowskiego. Pod względem meczów w reprezentacji Polski, „Kuba” zrównał się z Kazimierzem Deyną. Przed nim w tej klasyfikacji byli wtedy jeszcze Michał Żewłakow (102 spotkania) oraz Grzegorz Lato (100 spotkań). Dziś to Błaszczykowski jest rekordzistą, jeśli chodzi o liczbę występów w kadrze.
Wracając do meczu z Meksykiem, Nawałka posłał do boju eksperymentalny skład. Zadebiutował u niego Tomasz Kędziora, drugi występ w reprezentacji zaliczył Jarosław Jach oraz Jakub Świerczok. Co więcej: wystąpiliśmy także w ustawieniu 1-3-4-3, które selekcjoner sprawdził też we wcześniejszym sparingu z Urugwajem (0:0). Rok 2017 Polacy zakończyli bilansem pięciu zwycięstw i dwóch porażek. Oto jak starcie z Meksykiem podsumował sam selekcjoner: – Mamy zawodników, którzy robią postępy, regularnie grają w reprezentacji. Mam na myśli na przykład Piotra Zielińskiego, który zrobił ogromny postęp w porównaniu z EURO 2016. Chciałem dać szansę tym piłkarzom, którzy wyróżniali się w lidze. Prowadzimy monitoring zawodników, czekamy na tych, którzy dołączą do kadry i dadzą jej jakość. Jestem realistą, zdaję sobie sprawę, że mecze rozgrywane już po awansie na mundial służą selekcji, sprawdzeniu nowych pomysłów. Wypróbowaliśmy ustawienie z trójką obrońców, w meczu z Urugwajem wyglądało to obiecująco, w spotkaniu z Meksykiem trochę gorzej. Meksyk to drużyna z najwyższej półki, dzięki sparingowi w Gdańsku mamy mnóstwo materiału szkoleniowego i wyciągniemy wnioski.
Piotr Wiśniewski
FOT: Cyfra Sport