Aktualności
Nowa „pole-position” Kamila Jóźwiaka. Zawalczył i przekonał
Znamy to już z poprzedniego sezonu. Sebastian Szymański przed swoim debiutem w reprezentacji Polski był zapraszany na jej zgrupowania, trenował i frustrował się, że szans nie otrzymywał. Ale gdy już przyszły, to wszedł do zespołu jak po swoje. Walczył, ryzykował, dryblował i rozwijał grę, czyli w skrócie: robił wszystko, czego chcą kibice.
Z Kamilem Jóźwiakiem jest podobnie. Spójrzmy: na poprzednim zgrupowaniu reprezentacji Polski zadebiutował, pojawiając się na kilka chwil przeciwko Słowenii. Ale dziś wiemy już, że to inny piłkarz. W minionym sezonie miał lepsze statystyki niż w dwóch poprzednich w Lechu razem wziętych. Dziś jest przygotowany do zagranicznego transferu, pewny siebie w grze i poza boiskiem, świadczący o tym, że bariery przede wszystkim nie są w umiejętnościach, lecz w głowie. I on je pokonał.
Z Holandią było podobnie, bo przecież wymaganie, jak na pierwszy występ od początku w kadrze, było znacznie inne, niż w Ekstraklasie, czy nawet w europejskich pucharach, które dopiero poznał. Po pierwsze, musiał skupić się na defensywie. I w Amsterdamie miał aż 24 pojedynki z których wygrał niemal połowę (10), do tego ośmiokrotnie próbując odebrać piłkę. Jednak imponował najbardziej w tych momentach, gdy posiadanie przejmował: prowadził piłkę zdecydowanie, w wolne przestrzenie i na tym zespół korzystał. Może jeszcze wtedy nie wykorzystywał, ale zdecydowanie poznawał możliwości skrzydłowego.
W Zenicy pierwsza połowa wyglądała tak, jakby momentami opierała się na zrywach Jóźwiaka. Gra rwana, również przez decyzje sędziego, nie pozwalała na zbudowanie dłuższej akcji jednej i drugiej drużynie. Ale gdy Jóźwiak miał piłkę, to się działo: dryblował (przed przerwą czterokrotnie), odbierał piłkę (trzykrotnie w pierwszej połowie, najwięcej), zbierał te niczyje i był obecny w ważnych momentach. W krótkim wywiadzie pomeczowym przyznał, że kadra miała ciężkie momenty. – Ciężko mi ocenić, czy rzeczywiście to ja ciągnąłem grę zespołu. Pierwsze minuty nie były udane, do momentu straty bramki. Potem stworzyliśmy sytuacje, może zabrakło ostatniego podania, ale były to dobre akcje – powiedział dziennikarzom TVP.
Można Jóźwiaka oceniać z ofensywnych. Z dryblingów, które oswabadzały go z trudnych sytuacji przy liniach bocznych, by potem móc wykorzystać przestrzeń. Z podań, które nie zamieniły się na gole: dwukrotnie zagrywał do Kamila Grosickiego, raz widząc, jak przeciwległy skrzydłowy uderza wprost w bramkarza, a później patrząc na interweniującego Asmira Begovicia. Z momentów, gdy on prowadził wysoki pressing, obok Jacka Góralskiego i Macieja Rybusa mając najwięcej prób odbiorów, dodając przechwyt i blok…
Ale Jóźwiak to przede wszystkim aktywność i chęci, czyli rzeczy, które są uznawane przez kibiców za podstawy, lecz często trudne do zauważenia. A skrzydłowy miał taką determinację w sobie, by każde posiadanie piłki niosło za sobą jakiś konkret w grze biało-czerwonych. Gdy po pół godzinie gry zamienił się stronami z Kamilem Grosickim, to po chwili pięknym podaniem zagrał mu piłkę na głowę, choć wcześniej podobnym zagraniem niemal sprokurował groźną kontrę rywali.
To też jest pewność siebie. Jóźwiak w Lechu Poznań jest kapitanem, czy bardziej: został nim uczyniony, by uczyć się odpowiedzialności, a nie przez nią chować się na boisku. Padły różne zarzuty wobec gry Polaków w ostatnich dwóch spotkaniach, lecz zauważalnym pozytywem muszą być jego występy. Liga Narodów ma służyć Jerzemu Brzęczkowi do sprawienia selekcyjnego problemu już w trakcie mistrzostw Europy latem 2021 roku: mocne wejście Jóźwiaka temu pomaga. A liczby? Sam w pomeczowym wywiadzie młody skrzydłowy przyznał, że na te musi jeszcze w kadrze pracować. To oznacza dodatkową motywację, która zdecydowanie się przyda.
Przed reprezentacją dwa bardzo wymagające okienka kadrowe: po trzy mecze w październiku i listopadzie. To test nie tylko na siłę pierwszej jedenastki, ale przede wszystkim całej kadry. Potrzeba będzie selekcjonerowi możliwości, może być więcej szans dla nowych i zdolnych, a do nich wciąż Jóźwiak się zalicza. Dzięki dwóm wyjazdom jego pozycja wyjściowa uległa zmianie. Teraz niech inni gonią skrzydłowego.