Aktualności
Niezastąpiony. 77 kolejnych meczów Mateusza Klicha w Leeds United
Był czas, w którym wielu ekspertów i kibiców skreśliło Mateusza Klicha. Po transferze z Cracovii do VfL Wolfsburg Polak na półtora roku przepadł w zespole „Wilków”. Wiele mówiło się o tym, iż Klich nie jest w stanie sprostać fizycznym wymaganiom, jakie stawiały domniemanie katorżnicze treningi u Felixa Magatha. – Mateusz jest doskonały technicznie, ale musi jeszcze przystosować się do rytmu, tempa i siły. Jeśli mu się to uda, może być interesującym kandydatem do gry na pozycji rozgrywającego – mówił wówczas otwarcie szkoleniowiec Wolfsburga. – Naczytałem się na swój temat mnóstwo niestworzonych historii. Tymczasem u trenera Magatha nie można być do końca pewnym, co przyniesie kolejny dzień. To konkretny facet, nie owija w bawełnę – twierdził z kolei sam piłkarz.
Niezależnie od wypowiadanych słów, Klicha z pewnością nie broniło boisko. W swoim premierowym sezonie w Bundeslidze nie pojawił się choćby raz w meczowej kadrze, nie mówiąc już o występie. Sporadycznie grywał w rezerwach, a w kolejnym sezonie sytuacja się nie zmieniła. Musiał więc poszukać innego otoczenia. Dlatego w styczniu 2013 udał się na wypożyczenie do PEC Zwolle, występującego w holenderskiej ekstraklasie. Tam szło mu już o niebo lepiej. Stał się pewnym punktem zespołu, wiosną 2013 roku zdobył dwie bramki, dorzucając do tego dwie asysty. To znacząco przyczyniło się do utrzymania w krajowej elicie. – W Zwolle jestem doceniany i pragnę odwdzięczyć się dobrą grą. Liczę, że będę miał okazję przypomnieć się selekcjonerowi reprezentacji Polski – powiedział po podpisaniu nowego kontraktu w holenderskim klubie. PEC zdecydowało się bowiem na wykup Klicha po zakończeniu okresu wypożyczenia.
W sezonie 2013/2014 Klich był absolutnym pewniakiem do gry. Na murawie nie pojawiał się tylko w przypadku urazów, zdobył w lidze cztery bramki, do których dołożył dziewięć asyst. Co więcej, jego zespół dość niespodziewanie wywalczył Puchar Holandii, rozbijając w finale wielki Ajax AFC aż 5:1. Po tak udanej kampanii o Polaka upomniał się Wolfsburg, który zdecydował się skorzystać z zawartej we wcześniejszej umowie opcji odkupu. Niestety, mimo udanego sezonu w Holandii, Klich ponownie znalazł się na równi pochyłej. Jesienią 2014 roku znów nie dostał ani jednej szansy w drużynie „Wilków”, a wiosną przeniósł się do 1. FC Kaiserslautern. Tam spędził półtora sezonu w 2. Bundeslidze, po czym do drzwi zapukał inny holenderski klub, FC Twente. Klich parafował trzyletni kontrakt i wrócił na boiska Eredivisie, z którymi miał przecież tak dobre wspomnienia.
W Enschede „Clichy” ponownie odżył. Co ciekawe, już w drugim meczu wyszedł na murawę z opaską kapitana zespołu. Co prawda w zastępstwie Stefana Theshkera, ale świadczyło to o zaufaniu, jakim darzył Polaka ówczesny trener „Tukkersów” Rene Hake. Szkoleniowiec znał Klicha z czasów gry w PEC Zwolle – pełnił bowiem wtedy funkcję asystenta. – Mam z trenerem bardzo dobry kontakt, czuję jego zaufanie. Przed meczem zaproponował, bym to ja założył opaskę. Chętnie na to przystałem – powiedział Klich. W sezonie 2016/2017 Polak jeszcze czterokrotnie wybiegał na murawę w tej roli. W całych ligowych rozgrywkach był absolutnym pewniakiem do gry, zanotował też sześć goli i cztery asysty.
Wtedy właśnie zasługi Klicha dostrzegli działacze Leeds United. Zdecydowali się wyłożyć niemal dwa miliony euro, by ściągnąć polskiego pomocnika na Elland Road. U trenera Thomasa Christiansena „Clichy” odgrywał jednak epizodyczne role i wiosną udał się na wypożyczenie do – a jakże – Holandii. Trafił do FC Utrecht. – Jesteśmy pewni, że wniesie do naszego zespołu sporo jakości. Może zostać motorem napędowym drużyny, a dodatkowo będzie idealną opcją w środku pola, gdzie może zagrać na kilku pozycjach – komplementował Polaka dyrektor sportowy klubu Jordy Zuidam. W Utrechcie Klich znów pokazał się z dobrej strony. Wiosnę w Eredivisie zakończył z bilansem jednej zdobytej bramki i trzech asyst. Gol strzelony przez Klicha w starciu z VVV Venlo pozwolił na zwycięstwo 1:0, co dało Utrechtowi miejsce w barażach o miejsce w Lidze Europy.
W tych Polakowi nie dane już było zagrać. Wrócił bowiem do Leeds, by powalczyć o miejsce w składzie zespołu prowadzonego już przez Marcelo Bielsę. Udało mu się to już w pierwszej kolejce sezonu 2018/2019, choć wpływ na to miała też kontuzja Adama Forshawa. Klich swój występ przeciwko Stoke City uświetnił golem. W drugiej serii gier posłał piłkę do siatki Derby County, dorzucając do tego asystę. Szybko stał się jednym z ulubionych piłkarzy argentyńskiego szkoleniowca. – Wcześniej niewiele o nim wiedziałem. Zdawałem sobie sprawę, że ma spory szacunek i wiele osiągnięć, ale nie miałem pojęcia, jak pracuje i co czeka mnie na treningach. Okres przygotowawczy był bardzo wymagający, osobiście byłem bardzo zmęczony. Szanowaliśmy jednak trenera i szybko przyswoiliśmy jego koncepcję pracy – wspominał Klich w rozmowie z „The Telegraph”.
Klich wskoczył do wyjściowej jedenastki i w sezonie 2018/2019 już jej nie opuścił. Wydaje się to wręcz nieprawdopodobne, ale rozegrał wszystkie 46 ligowych spotkań. Leeds walczyło o awans do Premier League, ale w barażach nie sprostało Derby County. Polak dołożył więc do swojego dorobku kolejne dwa mecze. Łącznie w 48 meczach zgromadził na swoim indywidualnym koncie dziesięć bramek i dziewięć asyst, co było wynikiem dużo więcej niż przyzwoitym. Klichowi odpowiadał styl preferowany przez Marcelo Bielsę – wysoki pressing, atak na piłkę w jak najwyższej strefie boiska, narzucanie rywalowi swojego sposobu na grę. – To wydaje się bardzo proste, ale nie jest to łatwe. Trzeba mieć mnóstwo siły, dobrą kondycję i właściwie współpracować, żeby „upolować” piłkę. W tym systemie wszystko opiera się na zaufaniu. Musisz wiedzieć, że partner z drużyny pójdzie za tobą. Nie obawiam się, że ktoś tego nie zrobi. Wszyscy mamy świadomość, że zawahanie spowoduje niepowodzenie – tłumaczył Polak.
Mateusz Klich potrafił się dostosować do wymagań stawianych podopiecznym przez Marcelo Bielsę, a ten odwdzięczył mu się zaufaniem. W bieżących rozgrywkach Polak ma niepodważalne miejsce w składzie „Pawi” i wychodzi na boisko w podstawowym składzie w każdym ligowym spotkaniu. Ma ich na koncie już 29, co oznacza, że nie opuścił żadnego z ostatnich 77(!) meczów w Championship! To niebywały wynik, świadczący o ogromnej wierze i oczekiwaniach Marcelo Bielsy wobec Klicha. Co więcej, klub z Elland Road w listopadzie ubiegłego roku przedłużył kontrakt z polskim pomocnikiem do czerwca 2024 roku.
To świadczy o statusie Klicha w Leeds. – Mateusz stwarza zagrożenie na boisku, gdyż jest bardzo dynamicznym piłkarzem. Dzięki temu pojawia się w miejscach, w których rywale się go nie spodziewają. Gdy osiąga najwyższą formę, jest w gronie trzech najlepiej przygotowanych pod kątem fizycznym zawodników w naszym zespole, obok Ezgjana Alioskiego i Stuarta Dallasa – komplementował Klicha Marcelo Bielsa. A sam Polak chyba odnalazł swoje miejsce na ziemi. – Jestem bardzo szczęśliwy i dumny, że mogłem przedłużyć kontrakt. Czuję się w Leeds bardzo dobrze, moja córka przyszła tu na świat. A co więcej, trener Bielsa ma naprawdę duży wpływ na moją karierę, bardzo mi pomógł. Liczę, że w tym sezonie uda nam się awansować do Premier League – powiedział Klich. Klich, który jest już nieodłącznym elementem układanki w Leeds.
Emil Kopański