Aktualności
Napoli wygrywa w hicie, punkt straty do Juventusu!
To był taki mecz, że od pierwszej minuty kibice w zasadzie czekali na zmiany. Nie dlatego, że na boisku brakowało jakości, ale przez powszechne przeświadczenie, że w hicie Serie A nikt nie będzie chciał się wychylić. – My nic nie musimy, bo mistrzostwo nie było naszym celem przed startem sezonu – powiedział Lorenzo Insigne, skrzydłowy Napoli. A w Turynie podejście mogło być podobne, bo to obrońcy tytułu mieli cztery punkty przewagi i komfort bronienia tego zapasu.
Pewnie byłoby inaczej, gdyby już w pierwszej minucie Insigne lepiej trafił w piłkę w polu karnym Juventusu, a nie przestrzelił w niełatwej sytuacji. To był jeden z pięciu kontaktów z futbolówką piłkarzy Napoli w szesnastce Gianluigiego Buffona do przerwy, Włoch zaliczył jeszcze dwa, a najlepszą okazję miał Marek Hamsik, choć też nie trafił w bramkę z ostrego kąta. Ale tak naprawdę bramkarz Juventusu spocił się tylko raz, gdy Mario Rui posłał zbyt głębokie dośrodkowanie i zamiast do kolegi, piłka leciała pod poprzeczkę.
Juventus też był groźny, ale żeby w ogóle podejść pod bramkę Pepe Reiny, to musiał zmienić: Giorgio Chiellini zszedł z kontuzją, natomiast ważniejsze były rotacje pozycjami innych zawodników. Massimiliano Allegri rzucał po boisko Paulo Dybalą, ale bez efektów. Te przychodziły jedynie po stałych fragmentach, dośrodkowaniach na dalszy słupek i w strefę najniższego z obrońców rywali. Jeszcze Miralem Pjanić uderzył z rzutu wolnego, a piłka po rykoszecie trafiła w słupek i Juventus na przerwę schodził z marnymi trzema próbami zdobycia bramki.
Wtedy Allegri dokonał drugiej zmiany: widząc, że Dybali z trudnością przychodzi dostosowanie się do tempa pressingu w środku pola, wprowadził na skrzydło Juana Cuadrado, a Blaise’a Matuidiego ustawił za napastnikiem. I wreszcie Juventus był bardziej nastawiony na to, by po przechwycie podawać do przodu, a nie w poprzek czy do bramkarza. Właśnie Cuadrado powinien szybciej i skuteczniej kończyć akcję zespołu po kilku minutach od wejścia na boisko, ale został w porę zablokowany.
Z kolei Napoli już nie atakowało falami, ale zrywami – jeszcze jedną okazję miał Hamsik – jakby czekało na wejście Milika. Polak szansę dostał przed upływem godziny, zastępując zagubionego Mertensa, odepchniętego od bramki Buffona napastnika. Momentalnie Napoli przeniosło grę pod pole karne gospodarzy, a środkowi obrońcy Juventusu, Mehdi Benatia i Benedikt Hoewedes zrobili kilka kroków w tył, świadomi, że teraz czeka ich fizycznie trudniejsze zadanie.
Pięć minut po Miliku za Hamsika wszedł Piotr Zieliński i Napoli uzyskało takie oblicze, jakiego kibice domagali się od Maurizio Sarriego przed tym spotkaniem. W 72. minucie to polski duet przeprowadził akcję środkiem pola, napastnik z rozgrywającym wymienili kilka podań, ale zatrzymali się przed polem karnym, gdy żaden nie miał miejsca ani na strzał, ani na kolejne zagranie.
Wtedy odpowiedział Allegri i posłał Mario Mandżukicia, by jego zespół znów zyskał przewagę fizyczną i wymusił cofnięcie się Napoli. Teraz to Juventus zagrażał po stałych fragmentach, choć nie były one dokładne i więcej było zamieszania, niż prawdziwych okazji. A goście odpowiadali strzałami z dystansu, bo pole karne znów było zamknięte: najpierw przestrzelił Milik, potem do interwencji Buffona zmusił Zieliński.
Właśnie taka była ta druga połowa: zamknięta, bardziej nerwowa i z fizycznością jako dominującym aspektem, nie piłkarską jakością. Milik ścierał się z Khedirą, Hoewedesem i Benatią, ale był bez szans. Podobnie jak Zieliński, który chciał dwukrotnie przedrzeć się środkiem pola, lecz także odbił się od ściany.
Ironią pozostanie to, że rozstrzygający gol dla Napoli – piękne dośrodkowanie Callejona i kapitalne uderzenie głową Kalidou Koulibaly’ego – został strzelony po rzucie rożnym i błędach, które wcześniej popełnił Juventus. Gospodarze, jakby rozkojarzeni ospałą końcówką, stracili piłkę pod polem karnym, Insigne najpierw wymusił na Buffonie wybicie jej za linię, a potem… Potem była szalona radość kilkudziesięciu osób ze sztabu i drużyny gości oraz dwóch tysięcy fanów, którzy przyjechali za drużyną do Turynu.
I może ten finisz sezonu będzie jak w tym spotkaniu, choć Napoli dopiero dochodzi do lidera tabeli na jeden punkt. Te dwie drużyny ostatnio nie przekonywały, wyglądały na zmęczone sezonem i pozbawione błysku, ale to Napoli ostatnio zdobywało gole w końcówkach, wyszarpywało punkty i walczyło o mniejszą stratę do Juventusu. W niedzielę w Turynie udało się im nawet coś więcej, sądząc po wybuchu radości po ostatnim gwizdku. Jeśli ten triumf ich nie poniesie do mistrzostwa, to o kolejną taką szansę może być Napoli trudno.
Michał Zachodny, Turyn