Aktualności
Michał Pazdan odżył po przeprowadzce do Turcji. Znów ma to „coś”
Pazdan już na dzień dobry w nowym klubie zaliczył kluczowe podanie w wygranym 3:0 spotkaniu z Kasimpasą. Miejsca w podstawowej jedenastce nie stracił ani na moment, w maju pierwszy raz od pięciu lat pojawił się w protokole meczowym jako strzelec gola. Po bramce zdobytej w pojedynku przeciwko Caykur Rizespor utonął w objęciach własnych kibiców. Mógł być bohaterem, gdyż dzięki temu trafieniu Ankaragucu prowadziło 2:1, a do końca meczu zostało kilka minut. Spotkanie ostatecznie zakończyło się remisem 2:2. Po raz drugi w tej rundzie Polak cieszył się z gola w ostatniej kolejce sezonu.
Dostał impuls
Pierwsze pół roku, jakie spędził w MKE, zapewniło Pazdanowi stabilizację (regularna gra), dało mu poczucie, że jest ważnym oraz potrzebnym zawodnikiem w klubie. Sympatię kibiców szybko zyskał, gdyż tamtejsi fani cenią zawodników grających z poświęceniem. Potrafiących wsadzić głowę tam, gdzie inni boją się włożyć nogę. Dobrze opanowany ten element piłkarskiego rzemiosła sprawił, że Pazdan przez długi czas był przez polskich kibiców nazywany: „ministrem obrony”. Tą częścią ciała zdobył obie bramki w rundzie wiosennej.
Ważniejsze jednak, że teraz głowę ma spokojniejszą. Mógł zapomnieć o pierwszej, nieudanej części sezonu, spędzonej w Legii Warszawa, z której odchodził w styczniu z pełnym przekonaniem, że dobrze robi, zmieniając otoczenie. Także z przeświadczeniem, że potrzebny mu nowy bodziec, inaczej straciłby czas. A i zapewne powołanie do reprezentacji byłoby mało realne, kiedy pozycja w klubie niepewna.
We wcześniejszych latach rzadkością była sytuacja, gdy Michał Pazdan na zgrupowanie reprezentacji przyjeżdżał niepewny swego. Przez to, że praktycznie nie występował w Legii jesienią, nie był powoływany przez Jerzego Brzęczka. Ominęły go przez to spotkania Ligi Narodów.
Transfer do ekstraklasy tureckiej zmienił położenie obrońcy. Zaczął grać, dlatego też selekcjoner spojrzał na Pazdana przychylniejszym okiem. Obrońca, jak za dawnych czasów, mógł przygotowywać się z kadrą do ważnych meczów. W tym przypadku, chodzi o starcia z Austrią i Łotwą. W Wiedniu wszedł na chwilę, z Łotwą pojawił się w pierwszym składzie, ponieważ urazu doznał Jan Bednarek. – Dziwnie to zabrzmi, bo muszę odbudować swoją pozycję w reprezentacji. Przez ostatnie pół roku, przez to, że nie grałem, miałem dużo czasu na przemyślenia. W nowym zespole znów regularnie występuję. Czuję się trochę inaczej niż za kadencji Adama Nawałka, wtedy przyjeżdżałem na każde zgrupowanie. Muszę dostosować się do nowych reguł, innych założeń. Ale to reprezentacja Polski, trzeba na nią przyjeżdżać i cieszyć się z tego – komentował Pazdan.
Sprostał wymaganiom
Na zgrupowanie przed spotkaniami z Macedonią Północną i Izraelem przyjechał inny Padan, niż ten z marca. – Wiem, że wypadłem z karuzeli i muszę czekać na swoją szansę. Sam wskoczyłem w ten sposób do gry w narodowym zespole. Kiedy Kamil Glik pauzował za kartki w meczu z Gruzją (4:0), zagrałem na środku obrony z Łukaszem Szukałą, a potem zająłem jego miejsce i występowałem obok Kamila w mistrzostwach Europy, kolejnych eliminacjach oraz na mundialu. Dla mnie najważniejsze, że od stycznia zacząłem regularnie grać w klubie i znów jestem brany przez selekcjonera pod uwagę – przekonywał zawodnik w rozmowie z „Przeglądem Sportowym”.
Zapytany o to, czy lubi zmiany w życiu, odpowiedział: „Jak trzeba, to lubię”. W pierwszych tygodniach po podpisaniu kontraktu z Turkami zapewniał, że podjął dobrą decyzję. W kolejnych jeszcze mocniej utwierdził w tym przekonaniu siebie i innych. – Co prawda spotykam się z może trochę inną organizacją w klubie, bo w reprezentacji i w Legii byłem przyzwyczajony, że wszystko jest dopięte na ostatni guzik, ale za to same rozgrywki są bardzo ciekawe. Liga jest dobrze opakowana, na stadionach zazwyczaj zasiada komplet widzów. Zawodnicy ofensywni mają bardzo duże umiejętności. To trudna liga dla obrońców, bo na boisku dużo się dzieje, nie ma przestojów, akcja idzie za akcję – tłumaczył w „PS”.
W Turcji dostał dawkę futbolu wymagającego, na wysokim poziomie. Daje to podstawy, by sądzić, że wrócił do swojego poziomu. Pazdana sprzed mundialu. Takiego właśnie potrzebuje reprezentacja.
Piotr Wiśniewski