Aktualności
Magia liczb Damiana Kądziora. „Ciągnę Dinamo do zwycięstw”
Te liczby przekładają się na jego pewność siebie. – Jestem w super klubie, ale widzę, że mogę się w nim wyróżniać. Nie jestem tu jednym z wielu. Statystyki mam bardzo dobre. Mogę w takim klubie, jak Dinamo robić to, co robiłem w Górniku Zabrze, czy w Wigrach Suwałki. Ciągnę zespół do zwycięstw – mówi podczas wizyty ekipy „Łączy Nas Piłka” w Zagrzebiu.
Widzi to również jego trener. – Lubię w nim to, że ma swoje cele i dąży do ich realizacji – podkreśla Nenad Bjelica. – To ważne dla każdego, by wiedzieć, gdzie się chce znaleźć i ciężko na to pracować. Na początku Damian miał drobną kontuzję i sezon zaczynał jako opcja rezerwowa. Jednak jego rozwój jest bardzo dobry, ma świetne statystyki i liczę, że w drugiej części rozgrywek będzie miał je jeszcze lepsze – mówi szkoleniowiec Dinama.
Statystyki może mieć jeszcze lepsze, choć już ma wyróżniające go w lidze chorwackiej. Jest drugim zawodnikiem w klasyfikacji kanadyjskiej (cztery gole i dziewięć asyst), jednak nikt nie miał udziału w większej liczbie akcji bramkowych (19). Kądzior jest też szóstym najczęściej uderzającym zawodnikiem ligi, pierwszym pod względem kluczowych podań (aż 43 próby!) oraz zagrań w pole karne przeciwnika (80 dokładnych). Nic dziwnego więc, że jest też drugim najczęściej nieprzepisowo zatrzymywanym piłkarzem w Chorwacji. To właśnie po faulu na polskim skrzydłowym on sam wykorzystał rzut wolny i dał drużynie zwycięstwo w ostatnim meczu 2018 roku.
To liczby ściągnęły go do Chorwacji. Obrót spraw z udziałem Kądziora był latem jeszcze wiosną naprawdę zaskakujący. Skrzydłowy grał świetny sezon w barwach Górnika Zabrze (dziesięć goli i pięć asyst), wpadł w oko Nenadowi Bjelicy jeszcze na długo przed tym, jak w kwietniu strzelał jego Lechowi Poznań gole w dwóch meczach. W pierwszym spotkaniu przeciwko obecnemu szkoleniowcowi wykorzystał jedenastkę, ale Górnik przegrał 1:3, co umocniło „Kolejorz” na szczycie tabeli. Gdy jednak Kądzior trafiał do siatki trzy tygodnie później, to właśnie ustalał wynik na 4:0 dla zabrzan, doprowadzając do rozpaczy poznańską publiczność. Lech co prawda utrzymał pierwsze miejsce, ale w pozostałych meczach ugrał tylko dwa punkty, na koniec sezonu nie było ani mistrzostwa, ani Bjelicy.
Ten szkoleniowiec błyskawicznie objął Dinamo Zagrzeb. – Wtedy myślałem, że Damian już ma podpisany kontrakt z Lechem, bo o tym mnie przekonywano jeszcze, gdy pracowałem w Poznaniu. Ale po przejęciu Dinama zadzwonił do mnie jego agent, że jeszcze nie wszystko załatwione, a ja go bardzo ceniłem i chciałem w Zagrzebiu. Nasza oferta była lepsza od tej Lecha. Był gotów na to i, co w nim lubię, nie potrzebował wiele czasu na decyzję. Pierwszy raz jak się spotkaliśmy to od razu chciał tu przyjść. I gdy zawodnik jest w stu procentach przekonany, to wybór jest od razu trafiony. To dla niego wielkie wyzwanie, bo wie, jaki status ma Dinamo i gdzie rywalizuje – zaznacza Bjelica.
Kądzior potwierdzał jego słowa. – Musiałem iść do klubu, któremu będę pasował stylem gry, a nie rzucić się na pieniądze w lepszej lidze, ale mniej znaczącą drużynę. Wiedziałem, że w Dinamie będę pasował, bo dominujemy, stwarzamy sytuacje i w tym czuję się lepiej. Mogę zrobić tu kolejny krok do przodu. A Dinamo sprzedaje zawodników za takie sumy, jakich polskie kluby nie osiągnęły i jeszcze długo nie osiągną – podkreśla 26-letni piłkarz, który również organizację, poziom gry i zasoby ludzkie w Dinamie stawia ponad to, co wyróżnia nawet najlepsze kluby Ekstraklasy.
Przenosi się to na reprezentację Polski, choć minut w jesiennych meczach jeszcze nie było tak wiele: w trzech meczach wchodził z ławki rezerwowych, najdłużej grając przeciwko Irlandii we Wrocławiu. – Cieszę się, że dwóch selekcjonerów doceniło już moje możliwości i stawiam się na zgrupowanie. Wydaje mi się jednak, że u trenera Nawałki nie pokazywałem wszystkiego. Ale przyjeżdżając z Dinama jest już inaczej, gram w europejskich pucharach, w dużym klubie i to podobny poziom do większości zawodników. Skoro radzę sobie w Dinamie, to czemu nie miałbym radzić sobie w kadrze? Nawet jak dostaję kilka minut, to wchodzę i na luzie robię swoje – mówi.
Właśnie tą samoświadomość wysoko ceni u Kądziora kolejny jego trener. – Wynika to z wychowania. Mam wielką dumę z tego, jakie są moje stosunki z rodziną. Mój tato był moim pierwszym trenerem, często do mnie dzwoni i nawet po dobrych meczach zwraca uwagę na to, co mogłem zrobić lepiej. Nauczył mnie, że w piłce nożnej nie można zadowalać się tym, co jest teraz. Każdego dnia trzeba być lepszym zawodnikiem, bo jest rywalizacja, pełno ludzi, którzy chcieliby być na twoim miejscu. Jeśli się ciężko pracuje i ma określony kierunek to w futbolu można dokonać rzeczy wielkich – zapewnia Kądzior.
Jak dodaje, na razie w jego przeprowadzce do Zagrzebia nie ma żadnego negatywu, także w kontaktach z drużyną, co zawdzięcza – pokazanej również w reportażu wideo na kanale „Łączy Nas Piłka” – regularnym lekcjom języka chorwackiego. – Już w pierwszej rozmowie trener podkreślił, że to ważne, bym uczył się języka. Dwie godziny w tygodniu zawsze dam rade znaleźć na naukę. Szatnia mnie lepiej przyjęła, odkąd więcej używam tego języka, inaczej patrzą na mnie również ludzie w klubie – dodaje. A pierwsze trzy książki pomocne w codziennym życiu dostał od żony Nenada Bjelicy.
– Mam nadzieję, że jest tu szczęśliwy – mówi szkoleniowiec Dinama. – Widzę, że świetnie się adaptuje w drużynie, w mieście. To wciąż zawodnik ledwie 26-letni, może jeszcze wiele osiągnąć. Ma jeszcze czas na kolejny krok w karierze. Teraz musi być gotów do gry i pomocy nam w każdym meczu – wyznacza Kądziorowi kolejne cele Bjelica. Przyda się więc nowa kartka do wypełnienia założeniami na kolejne półrocze, którą zaraz po powrocie do Zagrzebia będzie mógł wymienić na drzwiach do lodówki i zacząć realizować.
Michał Zachodny