Aktualności
Łukasz Piszczek jako wzorzec
W 2002 roku w mistrzostwach świata w każdym meczu na boisko wybiegał inny prawy obrońca, w tym jeden z nich charakterystyką był bliżej typowego środkowego obrońcy. Cztery lata później na tej pozycji występował już wyłącznie Marcin Baszczyński, który grał w bodaj najlepszej polskiej drużynie klubowej XXI wieku. Jednak w Wiśle Kraków spełniał funkcję zawodnika bardziej zabezpieczającego skrzydłowego: w żadnym sezonie ligowym nie strzelił więcej niż dwóch goli, w niemal 400 występach miał około 20 asyst. Jego zastępcą w kadrze na UEFA EURO 2008 był Marcin Wasilewski, którego również trudno określić mianem ofensywnego bocznego obrońcy. Jego walory były inne: etyka pracy, poświęcenie, organizowanie bloku defensywnego.
Właśnie wtedy ewolucja Łukasza Piszczka już postępowała: gdy wszedł na murawę w pierwszym meczu z Niemcami, to zmieniając Wojciecha Łobodzińskiego w roli skrzydłowego. Wówczas był po swoim pierwszym sezonie w Bundeslidze, który nie przyniósł wielu sukcesów dla ofensywnego zawodnika. Świadczyć może o tym choćby jego dorobek bramkowy: ledwie jeden strzelony gol. Stało się jednak coś znacznie ważniejszego, bo właśnie w Berlinie spotkał szkoleniowca, który jego karierę odmienił. To Lucien Favre dostrzegł w Polaku coś więcej: oprócz fantastycznej wydolności także umiejętność gry jeden na jednego, chęć poświęcania się dla zespołu i zmysł, który pomagał mu w wykorzystywaniu wolnych przestrzeni.
Drugi sezon był ze względu na długą kontuzję trudny, a trzeci dla całej Herthy po prostu beznadziejny i zakończony spadkiem. Ale nie dla Piszczka, którego gra na boku obrony wpadła w oko Juergenowi Kloppowi. Dalsza historia jest wszystkim doskonale znana. Można stwierdzić, że w pierwszej dekadzie XXI wieku postrzeganie bocznych obrońców powoli się zmieniało na lepsze. W środowisku piłkarskim można było przecież usłyszeć, że jest to pozycja obsadzana przez defensywnie usposobionych piłkarzy, którzy nie mają warunków fizycznych do gry w środku. Nawet kilka lat później dwóch ekspertów angielskiej telewizji i byłych piłkarzy dyskutowało o tej roli we współczesnym futbolu i… – Nikt nie chciał być Garym Nevillem! – twierdził Jamie Carragher, stojąc obok byłego bocznego obrońcy reprezentacji i Manchesteru United. A ten przytakiwał swojemu koledze. Oczywiście były wyjątki: w pamięć kibiców wbił się duet Brazylijczyków, Roberto Carlos i Cafu. Jednak w klubowych zespołach zwykle ich zaangażowanie w ofensywie było równoważone defensywnym nastawieniem przeciwległego obrońcy.
Pojawienie się Pepa Guardioli uwolniło te pozycje, uskrzydlając drużyny i otwierając możliwości współpracy, choć nie wszyscy korzystali z systemu Hiszpana i Barcelony w ten sam sposób. Klopp, który przywracał Borussię Dortmund na najwyższy poziom w niemieckim i europejskim futbolu, szukał równie ofensywnych rozwiązań, lecz do dziś jego droga jest inna. Patrząc na obecny Liverpool oraz grę Trenta Alexandra-Arnolda oraz Andy’ego Robertsona, jest to jednak futbol nadal rozwijający się wokół tych pozycji.
W Dortmundzie ściągnięcie Piszczka szybko okazało się świetną decyzją. W pierwszym sezonie nie wystąpił tylko w jednym meczu Bundesligi, a Borussia wygrała upragnione mistrzostwo kraju. To wtedy również nawiązała się współpraca dwóch Polaków na prawej stronie – Piszczka oraz Jakuba Błaszczykowskiego. Jego rozwój był dynamiczny i… niespodziewany. Mając więcej przestrzeni, atakował wzdłuż linii bocznej, gdy tylko była okazja. Mając możliwość dośrodkowania, nie kopał w pole karne, ale bardzo dobrze wybierał: zagrywając górną piłkę, czy tak charakterystyczną dla Borussii Kloppa, wycofaną na skraj pola karnego, gdzie wbiegał jeden z kolegów. A w mistrzowskim sezonie jedną z asyst zaliczył po indywidualnym rajdzie między czterech rywali i zagraniu piętą do Lucasa Barriosa.
Nic nie powie więcej o zmianie jego roli jak pierwsze gole strzelone dla swoich drużyn w Bundeslidze. W Herthcie trafił w Hanowerze, gdy będąc lewoskrzydłowym, ściął do środka i uderzył przy dalszym słupku. W Borussii pierwsza zdobyta bramka to ostatnie minuty spotkania w Mainz, gdy Polak… zabezpieczał defensywę przy stałym fragmencie. Dobiegł z głębi pola do wybitej piłki i uderzył ją tak, że zaskoczyła wszystkich, włącznie z bramkarzem. To w tamtym okresie Europa zakochiwała się w Borussii Dortmund, a Polska w trio, które miało stanowić o sile reprezentacji na zbliżającym się turnieju mistrzowskim. Jednak sukcesy klubowe – dwukrotne mistrzostwo i gra w finale Ligi Mistrzów – nie przełożyły się na kadrę. Najlepszy fragment biało-czerwonych to sam początek turnieju. Z Grecją Polacy rzucili się na rywali, zanim w 17. minucie Robert Lewandowski otworzył wynik, to Piszczek swoimi rajdami i podaniami stworzył dwie inne doskonałe okazje. A akcję na 1:0 rozpoczął jego pressing w środkowej strefie boiska.
Na pełne wykorzystanie potencjału duetu Piszczek-Błaszczykowski kibice musieli czekać do eliminacji UEFA EURO 2016 i samego turnieju. W nim zwłaszcza pod względem defensywnym ta strona była dla rywali nie do przebrnięcia. Grający już wtedy w innych klubach przyjaciele doskonale się rozumieli i uzupełniali: Błaszczykowski był liderem drużynowych klasyfikacji dryblingów i odbiorów, ale w nich Piszczek znajdował się tuż za nim, wyprzedzając go w podaniach kluczowych i kreatywnych. Współdziałali tak dobrze, że sami tłumaczyli, iż nie robi im różnicy, kto w jakiej roli występuje. To również świadczy o rozwoju roli bocznego obrońcy: stała się tak ofensywna, że uznawanie piłkarza na niej występującego za jednego z głównych kreatorów gry w drużynie nie jest niczym dziwnym. Co więcej, na przykładzie Piszczka będą korzystać kolejne pokolenia, dla których stał się wzorem.
Dzięki współpracy z takimi fachowcami w klubowym futbolu, jak Favre, Klopp czy Thomas Tuchel prawy obrońca został uformowany z uwzględnieniem najważniejszych cech. Pierwszy z trenerów wyróżniał jego świadomość ruchów, drugi korzystał z wydolności i zaangażowania, trzeci przypisywał mu ogromną rolę w organizowaniu zespołu na boisku. Także kolejni boczni obrońcy w reprezentacji będą do tego wzorca przykładani i wedle niego oceniani. Bartosz Bereszyński przeszedł podobną drogę w sensie pozycyjnym – od napastnika, przez skrzydłowego do prawej strony defensywy – więc to skojarzenie jest dla niego naturalne. Patrząc także na młodszych zawodników w tej roli, szuka się atutów, które go wyróżniały, a zestawienie z tym piłkarzem jest uznawane za największy komplement. Łukasz Piszczek nie zostawił po swojej karierze reprezentacyjnej wyłącznie wspomnień, ale prawdziwą futbolową spuściznę dla kolejnych pokoleń.
Michał Zachodny