Aktualności
Los piłkarzy jest w ich rękach
Bartłomiej Spałek i Wojciech Herman. Znają się od lat, dbają o zdrowie i przygotowanie reprezentantów Polski. – Przyjaciel, na pewno jeden z najlepszych fizjoterapeutów w Polsce. Współpracujemy długo, czy to w klubach, czy teraz w kadrze – mówi o Bartłomieju Wojciech. – Pełne zaufanie i profesjonalizm. Nie muszę mówić, co ma robić. Jestem przekonany, że to zrobi. Może jest trochę spokojniejszy ode mnie, ale robi wielką robotę – to z kolei Bartłomiej o swoim koledze, z którym poznał się w Katowicach.
Bez awansu na kadrę nie przyjeżdżaj
W reprezentacji, oprócz wspomnianej dwójki, za regenerację piłkarzy odpowiedzialny jeszcze jest Paweł Ptak, który na co dzień pracuje z zawodnikami Miedzi Legnica. – Czasami sobie dogryzamy po meczach ligowych. Obecnie Paweł ma więcej powodów do zadowolenia, ja siedzę cicho – Herman nawiązuje do sytuacji w pierwszoligowej tabeli (Miedź awansowała do ekstraklasy, a GKS Katowice zakończył pierwszoligowe rozgrywki na piątym miejscu – red.).
Rywalizacja klubowa jeszcze bardziej odczuwalna jest między Bartłomiejem a Wojciechem, ale o tym później. – Paweł? Przyszedł do naszego zespołu z lekkoatletyki. Trochę inna specyfika, mniejsza grupa. My z Wojtkiem działamy już trochę jak automaty, ale Paweł również zawsze pracuje na wysokich obrotach. Jest z nami cztery i pół roku, był na mistrzostwach Europy we Francji, więc wszystko przeszedł – dodaje Spałek. Oczywiście wszyscy współpracują z lekarzem reprezentacji Jackiem Jaroszewskim. To on wie najwięcej o zdrowiu kadrowiczów. – Tworzymy dobrze rozumiejący się team – wtrąca Wojciech.
Gdy zdradzamy Bartłomiejowi, że głównym tematem naszego materiału jest jednak duet fizjoterapeutów ze Śląska, ten natychmiast się wzburza. – Ale Wojtek to przecież trochę taki gorol – uśmiecha się. Można jednak powiedzieć, że przyszywany. – Mój ojciec i połowa rodziny pochodzi ze Śląska. Przyjechałem do Katowic ze Szczecina. Próbowałem grać w piłkę, z czasem zacząłem się jednak szkolić w kierunku fizjoterapii i masażu, bo zauważyłem, że wielkim piłkarzem nie zostanę – opowiada Herman.
Ze szczecińskich czasów pozostała znajomość z Kamilem Grosickim, dzisiaj natomiast ma okazję pogrywać z Robertem Lewandowskim. – Czasem trener Adam Nawałka zaprosi mnie do gierki czy jakichś ćwiczeń. To dla mnie zaszczyt, że mogę grać z takimi zawodnikami – mówi Wojciech Herman.
Obaj na co dzień pracują również w śląskich „firmach”. Bartłomiej w Górniku Zabrze, Wojciech w GKS Katowice. I tu wracamy do tematu, jak wyniki sportowe mogą wpływać na relacje ludzkie. – Powiedziałem Wojtkowi, że jak GKS nie awansuje do ekstraklasy, to nie ma po co przyjeżdżać na zgrupowanie reprezentacji – Bartłomiej, żartując, nie ukrywa swoich sympatii do klubu z Bukowej. – To nie są żarty – mówi, ale przy tym się uśmiecha. – Bartek reaguje jak kibol – przyznaje kolega. – Po przegranych derbach z Ruchem Wojtek przez telefon nawet się nie przywitał, tylko od razu powiedział „nie chcę już nawet o tym rozmawiać” – wyjawia Bartek.
Pierwsze kroki Bartłomieja na stadionie w Katowicach to wizyty wraz z ojcem, Wojciechem, po którym odziedziczył geny do fizjoterapii. – Trenowałem również w GKS, ale nie miał mnie kto wozić na treningi, bo mama pracowała, a ojciec chciał, bym się uczył. Zależało mu, bym poszedł na studia, zdobył fach. Ja się z czasem przekonałem, ale byłem nastawiony jedynie na przedmioty, które pomogą mi w pracy z piłkarzami – wspomina.
Już podczas studiów zaczął praktyki w GKS, z czasem dostał w klubie szansę pracy. – Wtedy odbyło się to kosztem zajęć. Miałem z dwóch przedmiotów tyle nieobecności, że musiałem powtarzać rok – dodaje.
Bartłomiej swoich sympatii do GKS Katowice nigdy nie ukrywał, chociaż zdarzały się i trudne momenty. – Gdy przechodziłem do Górnika Zabrze, kibice mieli pretensje. Wtedy ta sztama fanów dopiero się formowała, nie było jeszcze takiej wyrozumiałości – wspomina. Z pieniędzmi w klubie z Bukowej było jednak krucho, więc z czasem kibice zrozumieli.
Centrum rozrywkowe i „ekipa remontowa”
Gabinet fizjoterapeutów i masażystów nieraz może przypominać pokój na szkolnych wycieczkach z lat młodości. Miejsce, w którym toczy się „życie”. – Coś w tym jest. Czasem jest u nas takie centrum rozrywkowe, do późnego wieczora pracujemy i rozmawiamy, zawodnicy opowiadają o swoich sprawach, nieraz zabiegi są bolesne, ale cierpliwie wytrzymują – mówi Wojciech.
– Zwłaszcza jak jest poważniejsza kontuzja, to lubię pomyśleć nad ciałem. Organizm jest skomplikowany, ma wiele połączeń, powięzi, więc czasem trzeba pomyśleć, dlaczego jest taka kontuzja, czym jest spowodowana. Trzeba pogłówkować, ale nie zawsze jest spokój. Zawodnicy przychodzą, wychodzą, są żarty, jest „Wiśnia” z kamerą, ale już się przyzwyczaiłem – mówi z uśmiechem Spałek.
Poza zgrupowaniami reprezentacji, w wirtualnym świecie, cała grupa pracująca z reprezentacją, będąca poza sztabem trenerskim, również ma takie swoje „miejsce” spotkań. Ekipa remontowa – tak nazywa się nasza grupa na WhatsAppie. Rozmawiamy o sprawach czysto reprezentacyjnych, ale też wrzucamy śmieszne gify, filmiki. Śmiechu jest nieraz mnóstwo – zdradza Spałek. – Tworzymy zgrany zespół jako całość, nie tylko w Internecie – dodaje Herman.
Wyjazd na turniej mistrzowski to ogromne wyzwanie. Nie tylko dla zawodników, sztabu trenerskiego, ale również dla ekipy lekarskiej i fizjoterapeutów. – Pracujemy nieraz całymi dniami. Przy okazji meczów praca zaczyna się już w szatni, zaraz po końcowym gwizdku, nie chcemy tracić czasu. Łapiemy kontuzje, porozluźniamy nogi zawodników, są też mikrourazy. Później w samolocie również mamy sprzęt i metody, tak by obrzęk na nogach był jak najmniejszy i poprawiło się krążenie. Po powrocie do hotelu, najczęściej w nocy, również staramy się jeszcze popracować. I dzień pomeczowy zaczyna się właściwie od samego poranka od pracy z zawodnikami, którzy wcześniej grali – opisuje Herman.
Na plażę pójdę po mundialu
Praca masażystów nie ogranicza się jednak wyłącznie do pobytów na zgrupowaniach. – Piłkarze czasami też dopytują. Ostatnio robiliśmy badania na nietolerancję żywieniową, badania genetyczne, tak by zawodnicy mieli pogląd na swoje ciała. Podobne robiliśmy przed mistrzostwami Europy. Teraz zawodnicy sami dopytywali, świadomość jest duża – wyjawia Bartłomiej Spałek.
Słowa „jesteśmy do dyspozycji non stop po to, by pomóc zawodnikom”, przewija się kilkukrotnie w trakcie naszych spotkań. Można odebrać to jako swoiste motto fizjoterapeutów. – Czasem zawodnicy sami powiedzą „dychnijcie se”, ale nam jest trochę głupio. My jedziemy na turniej, by to oni byli optymalnie przygotowani do meczów. Na plażę w Soczi mogę pojechać prywatnie po mistrzostwach świata, wtedy będzie czas na odpoczynek – dodaje Spałek. – Jesteśmy do dyspozycji piłkarzy w każdej chwili zgrupowania – powtarza Wojciech Herman. To właśnie nasi „fizjo” wraz z Remigiuszem Rzepką pracują po kilka godzin dziennie nad powrotem do formy z Kamilem Glikiem.
Na mundial czekali z taką samą niecierpliwością jak większość polskich kibiców, mimo że przecież jadą do pracy. – Widzisz, jak mnie zapytałeś o to, już mam ciarki – pokazywał dłoń Bartłomiej jeszcze przed wyjazdem. – Każdy jest podekscytowany, praca z taką grupą ludzi to sam zaszczyt – dodaje Wojciech. – Czego można nam życzyć? Jak najmniej pracy i uniknięcia kontuzji naszych piłkarzy – dodają zgodnie na zakończenie.
Tadeusz Danisz