Aktualności
„Kocioł Czarownic” – Stadion Śląski i wielkie zwycięstwa Polaków
22.07.1957, kw. MŚ 1958, Polska – ZSRR 2:1 (Cieślik 43, 50 – Ivanov 80)
Drugi w historii mecz na Stadionie Śląskim i pierwsze wielkie zwycięstwo. Do Chorzowa zawitała reprezentacja ZSRR, a zainteresowanie było ogromne. Na trybunach zasiadło ok. 100 tysięcy kibiców, a chętnych było co najmniej trzy razy więcej. Związek Radziecki był wówczas potęgą – przyjeżdżał do Polski jako mistrz olimpijski, a bramki strzegł wielki Lew Jaszyn, nazywany „Czarną Panterą”. Biało-czerwoni, przy wsparciu fanatycznych kibiców, nie dali jednak szans swojemu rywalowi. Chwilę przed przerwą Henryk Kempny dograł do Gerarda Cieślika, a ten pokonał Jaszyna. Kilka minut po zmianie stron było już 2:0. Po kapitalnej, indywidualnej akcji Lucjan Brychczy dośrodkował na głowę Cieślika i legendarny radziecki bramkarz skapitulował po raz drugi. Świetnie spisywał się też nasz golkiper – Edward Szymkowiak – dla którego było to też wyjątkowo emocjonalne spotkanie. Jego ojciec został bowiem zamordowany w Katyniu. Polski bramkarz musiał tylko raz uznać wyższość rywala, gdy na dziesięć minut przed końcem pokonał go Valentin Ivanov. Historyczne zwycięstwo stało się faktem!
06.06.1973, kw. MŚ 1974, Polska – Anglia 2:0 (Gadocha 7, Lubański 47)
Drugi mecz kwalifikacji mistrzostw świata 1974. Polacy w pierwszym spotkaniu ulegli Walii 0:2 i starcie z Anglią miało olbrzymie znaczenie. Gdyby biało-czerwoni nie zdołali pokonać rywala, ich sytuacja bardzo skomplikowałaby się już na samym początku. W Chorzowie wspierani przez ponad 130 tysięcy kibiców Polacy ruszyli do błyskawicznych ataków i już w 7. minucie mogli cieszyć się z prowadzenia. Z rzutu wolnego dośrodkowywał Robert Gadocha, do piłki wystartowali Bobby Moore i Jan Banaś, myląc tym samym bramkarza i futbolówka zatrzepotała w siatce. Ostatecznie trafienie zapisano Gadosze, choć dyskusje na ten temat trwają od ponad 40 lat. Wspaniale rozpoczęła się też druga połowa, bo już dwie minuty po jej rozpoczęciu Włodzimierz Lubański nacisnął ostoję angielskiej defensywy – wspomnianego już Moore’a, odebrał mu piłkę i po kilkunastometrowym sprincie strzałem odbitym jeszcze od słupka pokonał bramkarza. Stało się to, co przed meczem wydawało się wręcz nieprawdopodobne – Polska wygrała z Anglią, co pozwoliło biało-czerwonym kontynuować zwycięski marsz w kwalifikacjach mundialu! Radość zmąciła nieco kontuzja Lubańskiego – czołowy wówczas napastnik doznał kontuzji więzadła krzyżowego po faulu Roya McFarlanda.
10.09.1975, kw. ME 1976, Polska – Holandia 4:1 (Lato 16, Gadocha 44, Szarmach 64, 74 – Van de Kerkhof 81)
Na wspomnianych przy okazji meczu z Anglią mistrzostwach świata w Niemczech Polacy zajęli trzecie miejsce na świecie. O jedną pozycję wyżej uplasowała się Holandia, z którą los skojarzył biało-czerwonych w kwalifikacjach mistrzostw Europy 1976. „Oranje” byli wówczas zespołem wybitnym. W ich składzie znajdowali się tacy piłkarze jak Wim Jansen, Ruud Krol, Johan Neeskens czy Johan Cruyff. Zapowiadał się więc fantastyczny mecz, który z trybun oglądało blisko 90 tysięcy fanów. Już po nieco ponad kwadransie „Kocioł Czarownic” eksplodował. Grzegorz Lato przejął piłkę po nieudanym zagraniu holenderskiego defensora i mimo rozpaczliwej interwencji bramkarza zapakował ją do siatki. Jeszcze przed przerwą było już 2:0 – po rzucie wolnym Antoni Szymanowski fantastycznie dograł do Roberta Gadochy. Skrzydłowy biało-czerwonych minął golkipera i podwyższył prowadzenie. Po przerwie Polacy kontynuowali dzieło zniszczenia. Dwa razy na liście strzelców zameldował się Andrzej Szarmach i Holendrzy padli na kolana! Co prawda zdobyli jeszcze bramkę honorową, ale to było wszystko, co mogli zrobić. Do dziś chorzowskie spotkanie uznawane jest za jeden z najlepszych – jeśli nie najlepszy – meczów w historii reprezentacji Polski.
01.09.2001, kw. MŚ 2002, Polska – Norwegia 3:0 (Kryszałowicz 45, Olisadebe 77, Marcin Żewłakow 88)
16 lat – tyle musieli czekać po 1986 roku kibice reprezentacji Polski, aby ich ulubieńcy znów zakwalifikowali się do turnieju finałowego mistrzostw świata. Choć Jerzy Engel w roli selekcjonera miał bardzo trudne początki, od pierwszego meczu kwalifikacji do mundialu 2002 wszystko działało już tak, jak należy. Biało-czerwoni wygrywali mecz za meczem i bardzo szybko stanęli przed szansą zapewnienia sobie awansu. Ta nadarzyła się 1 września 2001 roku. Wystarczyło wygrać z Norwegią, o której sile ofensywnej stanowił przede wszystkim Ole Gunnar Solskjaer. Polacy nie zamierzali jednak bać się nikogo. W Chorzowie wręcz zdewastowali rywala, wygrywając 3:0, a łupem bramkowym podzielili się Paweł Kryszałowicz, Emmanuel Olisadebe i Marcin Żewłakow. Dzięki temu, a także porażce Białorusi z Ukrainą, zapewnili sobie udział w koreańsko-japońskich mistrzostwach!
03.09.2005, kw. MŚ 2006, Polska – Austria 3:2 (Smolarek 13, Kosowski 23, Żurawski 68 – Linz 61, 80)
W batalii o awans na kolejny mundial reprezentację Polski prowadził już Paweł Janas. Biało-czerwoni, kroczyli w niej od zwycięstwa do zwycięstwa, do meczu z Austrią przegrywając tylko jeden mecz – z Anglią. W Chorzowie liczyło się tylko zwycięstwo. Triumf nad Austriakami wyłączał ich praktycznie z gry o awans, otwierając jednocześnie autostradę do Niemiec Polakom. Wynik spotkania w 13. minucie otworzył Euzebiusz Smolarek, dla którego Stadion Śląski w kolejnych latach okazał się areną najbardziej chwalebnych momentów. Po rzucie wolnym dopadł do piłki, której nie zdołali skutecznie wybić austriaccy obrońcy i umieścił ją w siatce. Dziesięć minut później było już 2:0. Bardzo wysokie dośrodkowanie wykonał Maciej Żurawski, Grzegorz Rasiak zgrał głową do Kamila Kosowskiego, a ten potężnym strzałem podwoił dorobek biało-czerwonych. Po przerwie Austriacy zdobyli bramkę kontaktową, ale odpowiedź Polaków była natychmiastowa. To była jedna z najdłużej zdobywanych przez Macieja Żurawskiego bramek. Najpierw wykonał samotny rajd od połowy boiska i został sfaulowany w polu karnym przez golkipera. Sam poszkodowany podszedł do „jedenastki”, ale górą był bramkarz. Dopiero dobitka „Żurawia” znów dała biało-czerwonym dwubramkowe prowadzenie. Goście zdołali trafić jeszcze raz, ale wyniku już nie dogonili. To był ogromny krok Polaków w stronę mundialu, na który oczywiście awansowali!
11.10.2006, kw. ME 2008, Polska – Portugalia 2:1 (Smolarek 9, 18 – Nuno Gomes 90)
Po nieudanych mistrzostwach świata w Niemczech kibice z niepokojem patrzyli na rywali w grupie kwalifikacyjnej mistrzostw Europy. Nigdy wcześniej batalia o awans na europejski czempionat nie zakończyła się dla Polaków sukcesem. Mecz z wicemistrzami Europy nie zapowiadał się zbyt optymistycznie. Fani dość sceptycznie podchodzili do tego boju, tym bardziej po lekturze składu wybranego przez Leo Beenhakkera. Bo jak to – Grzegorz Bronowicki ma zatrzymać Cristiano Ronaldo, a Paweł Golański Simao Sabrosę? To nie miało prawa się udać… Po dwudziestu minutach wszyscy przecierali jednak oczy ze zdumienia. Euzebiusz Smolarek najpierw dobił potężny strzał Mariusza Lewandowskiego, a następnie wykorzystał kapitalne zagranie Grzegorza Rasiaka i upewniwszy się, że sędzia nie podniósł chorągiewski sygnalizując spalonego, zapakował futbolówkę „pod ladę” bramki strzeżonej przez Ricardo. Polska prowadziła z Portugalią 2:0 i nie dawała żadnych szans rywalowi na odrobienie strat. Dopiero w doliczonym czasie gry Nuno Gomes strzelił honorowego gola. Czyste szaleństwo! Polska pokonała Portugalię 2:1 i rozpoczęła marsz ku pierwszemu w historii awansowi na mistrzostwa Europy, zakończony powodzeniem.
17.11.2007, kw. ME 2008, Polska – Belgia 2:0 (Smolarek 45, 50)
Nieco ponad rok po triumfie nad Portugalią Polacy wrócili na Stadion Śląski, by postawić ostatni krok w tych kwalifikacjach. Niemal 50 tysięcy widzów na zmodernizowanym obiekcie czekało niecierpliwie, by móc świętować historyczny moment. Podopieczni Leo Beenhakkera nie zawiedli, a po raz kolejny show dał Euzebiusz Smolarek. W ostatniej minucie pierwszej połowy wykorzystał błąd będącego już chyba myślami w szatni młodziutkiego Jana Vertonghena. Przejął jego zbyt lekkie podanie do bramkarza, minął Stijna Stijnena i otworzył wynik meczu. Chwilę po zmianie stron „Ebi” wyprowadził drugi cios. Potężnym strzałem popisał się Jacek Krzynówek. Stijnen odbił piłkę przed siebie, gdzie czyhał już na nią Smolarek. Sprytną „wcinką” przerzucił ją nad belgijskim golkiperem i przypieczętował to, co nie udało się Polakom nigdy wcześniej – awans na mistrzostwa Europy!
Emil Kopański