Aktualności
Kamil Jóźwiak – ze Zbąszynka do kadry narodowej
Krok po kroku wspina się po szczeblach klubowej i reprezentacyjnej kariery. Przez lepsze i gorsze momenty w Lechu Poznań, przez mistrzostwa Europy do lat 21, aż do seniorskiej kadry narodowej. Obchodzący 22 kwietnia swoje 23. urodziny Kamil Jóźwiak, który pochodzi z piłkarskiej rodziny, jest coraz mocniejszym punktem reprezentacji Polski.
Swoją przygodę z piłką rozpoczął w Juniorze Zbąszynek. To tam zaczynał marzyć, ale nie tak, jak wszyscy. Dla Kamila Jóźwiaka marzenia to po prostu kolejne piłkarskie cele, które stara się realizować krok po kroku. Gdy występował w Juniorze, jego wyśnionym kierunkiem była szkoła piłkarska w Zielonej Górze. Szybko zrealizował ten cel. Mając dziewięć lat, wylądował w obcym dla siebie mieście, choć oczywiście nie został „wrzucony” do internatu i pozostawiony sam sobie. – Zamieszkałem u rodziców mojego kolegi z kadry województwa lubuskiego, ma na imię Łukasz. Mieszkaliśmy koło Sulechowa i razem dojeżdżaliśmy na treningi – wspomina „Józek”.
Przez kilka lat w UKP Zielona Góra spisywał się bardzo dobrze, dostając regularne powołania do kadry województwa. Podczas jednego z turniejów, rozgrywanego w Szamotułach, dostrzegł go trener Wojciech Tomaszewski. Wkrótce Jóźwiak był już zawodnikiem Lecha Poznań. – Chciałem skończyć gimnazjum w Zielonej Górze i dopiero potem odejść, ale wszystko potoczyło się szybciej. Rodzice byli bardzo szczęśliwi, ja oczywiście również. Pojechaliśmy na testy do Poznania, było nas około piętnastu, ale na starcie tylko ja i Filip Nawrocki, który obecnie gra w rezerwach Lecha, dostaliśmy klubowe stroje. To był chyba znak – mówi z uśmiechem.
Zmiennik Pawła Tomczyka
Choć jak sam przyznaje, nie w każdym spotkaniu testowym spisywał się najlepiej, został w klubie. Co ciekawe, zaczynał nie jako skrzydłowy, ale napastnik. – Na początku byłem zmiennikiem… Pawła Tomczyka. Tak było też podczas turnieju we Francji, na który pojechaliśmy. W przerwie meczu z Olympique Lyon zastąpiłem „Pawkę” i zaprezentowałem się na tyle dobrze, że później stałem się już podstawowym napastnikiem, a Paweł został przesunięty na skrzydło – opisuje swoje pierwsze miesiące w „Kolejorzu”.
Młodziutki Jóźwiak zamieszkał w internacie w Poznaniu, a następnie we Wronkach. Pierwsze chwile nie były najłatwiejsze. – Na początku było ciężko, przez pierwszy tydzień zdarzało mi się płakać. Odliczałem dni do powrotu do domu. Potem zebrałem się w sobie i tłumiłem emocje. Może wynikało to z tego, że piłkarsko też zaczęło dobrze iść i nie miałem powodów do smutku. W internacie mieszkali również piłkarze z innych klubów, także starsi. Większych dymów nie było, choć zdarzyło się dostać łomot. Niemniej jednak ten czas wspominam bardzo fajnie. Po lekcjach graliśmy na orlikach, choć trenerzy klubowi nam tego zabraniali. Przychodził też „Pawka”, Robert Gumny, więc rywalizacja była ostra – zaznacza.
Najpierw napastnik, potem skrzydłowy
W końcu dobra postawa Jóźwiaka została dostrzeżona przez trenera Bartłomieja Zalewskiego, który przeprowadzał selekcję do reprezentacji Polski do lat 15. Zawodnik Lecha został zaproszony na zgrupowanie konsultacyjne w Jarocinie. Powołania na mecz z Walią jednak nie dostał. Był nieco zły, ale to jeszcze mocniej zmotywowało go do pracy. Wreszcie zyskał zaufanie trenera i zagrał w spotkaniu z Rumunią. Wtedy został też przestawiony na prawe skrzydło. – Biegałem na tej stronie i nie wiedziałem zupełnie, o co chodzi. Mimo to strzeliłem gola, a po powrocie do Lecha graliśmy sparing z Herthą Berlin. Trener Tomaszewski postanowił także wypróbować mnie na prawej flance, zagrałem nieźle i zostałem już na tej pozycji – opowiada Jóźwiak.
Na nowej pozycji „Józiu” spisywał się na tyle dobrze, że już po dwóch miesiącach został przeniesiony do drużyny A1, czyli wówczas rocznika 1995. Podobną propozycję dostał Krystian Bielik, jednak doznał kontuzji i jego miejsce zajął Robert Janicki. – Krystian był o to zły, bo przemknęła mu pewna szansa. A niewiele później odszedł do Legii Warszawa – mówi Kamil.
Po sezonie spędzonym w drużynie Centralnej Ligi Juniorów trafił do rezerw poznańskiej drużyny, a następnie do pierwszego zespołu. – Pamiętam, że na starcie byłem mocno speszony. Nie znałem praktycznie nikogo. Pojechałem na obóz do Turcji, trafiłem do pokoju z Tomkiem Dejewskim. Przynajmniej mogłem z kimś pogadać. Potrafiłem sobie jednak z tym poradzić, zaprezentowałem się całkiem nieźle i wyjechałem na drugie zgrupowanie. Co ciekawe, nie miałem żadnego chrztu – mówi ze śmiechem.
Krok po kroku Jóźwiak trafił do ekstraklasowego zespołu Lecha. W międzyczasie przechodził przez kolejne szczeble reprezentacyjne. Szansę debiutu w ekstraklasie dostał w meczu z Jagiellonią Białystok, a zaufał mu trener Jan Urban. Jóźwiak jest jednak krytyczny wobec siebie, gdy wspomina swoje premierowe występy. – Szału na początku nie zrobiłem. Odpaliłem dopiero w ostatniej kolejce sezonu, gdy strzeliłem gola i dorzuciłem asystę. W następnym sezonie łapałem jedynie pojedyncze minuty, a potem zostałem wypożyczony do GKS Katowice. Miałem tylko 18 lat, ale oczekiwania wobec mnie były spore. Liczono, że pociągnę zespół do awansu. Nie udało się, ale to była dla mnie dobra lekcja radzenia sobie z presją – zaznacza.
Wreszcie w reprezentacji
Po powrocie do Lecha Jóźwiak musiał jeszcze poczekać na zaufanie trenera. Wychodził na boisko, by w następnym meczu trafić na trybuny. Grał jednak coraz więcej. Stał się jednym z najważniejszych elementów w poznańskiej układance. Musiał brać na siebie sporą odpowiedzialność, a cierpliwość kibiców w Poznaniu nie jest największa. – Czasem bywało trudno, gdy trafiał się słabszy moment. Krytykę znoszę całkiem nieźle, jednak pewne sygnały do mnie docierały. Potrafię to zrozumieć, bo sam jako kibic niejednokrotnie denerwowałem się na zawodników, gdy im nie szło – mówi.
W końcu młody skrzydłowy wzbudził zainteresowanie selekcjonera seniorskiej reprezentacji Polski, Jerzego Brzęczka. Efektem było powołanie na mecze kwalifikacji do mistrzostw Europy z Izraelem i Słowenią. – Pierwsze sygnały dostałem jeszcze za kadencji trenera Adama Nawałki. Po zmianie selekcjonera nadal byłem obserwowany i kilkukrotnie miałem nadzieję, że dostanę szansę. Tak jednak się składało, że po trzech lepszych meczach przychodził ten słabszy i nie znajdowałem swojego nazwiska na liście. W pewnym momencie udało się ustabilizować formę, wywalczyłem sobie też miejsce w kadrze młodzieżowej, prowadzonej wówczas przez trenera Czesława Michniewicza. Gdzieś z tyłu głowy tliła się więc nadzieja, że powołanie przyjdzie. W końcu doczekałem się telefonu od selekcjonera, który oznajmił mi, że mam stawić się na zgrupowaniu. Bardzo mnie to ucieszyło, bo to oznacza, że osiągnąłem kolejny cel. To niesamowicie motywuje do dalszej pracy. Może nie dostałem na boisku zbyt wiele czasu, ale debiut w zespole narodowym był dla mnie spełnieniem marzeń – opisuje.
Trzeba przyznać, że premierowe spotkanie w seniorskiej kadrze uskrzydliło Jóźwiaka jeszcze bardziej. Z meczu na mecz spisywał się coraz lepiej, a po zakończeniu sezonu 2019/2020 trafił do angielskiego Derby County. Szatnię dzielił między innymi z legendarnym Wayne’m Rooneyem, który obecnie jest już szkoleniowcem zespołu „Baranów”. Z upływem czasu „Józek” czynił kolejne kroki umacniające jego pozycję w drużynie narodowej. Zaczął grać w podstawowej jedenastce, a w meczach z Holandia i Węgrami wpisał się na listę strzelców. W wieku 23 lat ma na koncie dwanaście występów z orłem na piersi i apetyt na znacznie, znacznie więcej.
Emil Kopański