Aktualności
Juventus nie zachwycił w Porto, ale wciąż ma duże szanse na awans
W pierwszym meczu 1/8 finału Ligi Mistrzów Juventus Turyn przegrał na wyjeździe z FC Porto 1:2. Wojciech Szczęsny zagrał w tych rozgrywkach po raz 56., ale nie będzie miał za dobrych wspomnień. Proste błędy, który popełniali jego koledzy, sprawiły, że mógł tylko rozkładać ręce. Gol strzelony w końcówce daje jednak duże nadzieje, że w rewanżu mistrz Włoch będzie w stanie odrobić straty.
W 1/8 finału los skojarzył zespoły, które świetnie poradziły w fazie grupowej. Zarówno FC Porto, jak i Juventus już dwie kolejki przed jej końcem były pewne awansu. Trochę lepiej spisali się Włosi, bo zdobyli 15 na 18 możliwych punktów. Portugalczycy uzbierali ich dwa mniej. Spora w tym też zasługa bramkarzy. Agustín Marchesín przepuścił tylko trzy strzały, a Szczęsny jeden więcej. Obie drużyny w tej samej rundzie Ligi Mistrzów spotkały się cztery lata temu. Wtedy obydwa mecze wygrał Juventus (2:0 i 1:0). To był sezon, w którym turyńczycy dotarli do finału.
Teraz też wydawali się faworytem dwumeczu. W ostatnich trzech sezonach dwa razy dotarli do ćwierćfinału, ale rok temu odpadli już w 1/8 finału. W tym samym czasie Portugalczycy też byli w ćwierćfinale i 1/8 finału, ale w poprzedniej edycji w ogóle nie awansowali do fazy grupowej. W swoich ligach oba zespoły mają kłopoty – Juventus jest dopiero czwarty w Serie A. FC Porto zajmuje drugie w portugalskiej ekstraklasie, a po ostatnich trzech remisach z rzędu do lidera tracą aż dziesięć punktów. Pavel Nedved, wiceprezes Juventusu, ostrzegał jednak przed meczem: – Zmierzymy się z twardym zespołem, który wie jak bronić i kontratakować. Musimy zapomnieć, co zdziałaliśmy w fazie grupowej. Startujemy od nowa, to będzie trudny mecz i nie ma miejsca na błędy – podkreślał.
Zawodnicy Juventusu chyba nie słyszeli tych słów lub nie wzięli ich sobie do serca. Gospodarzom wystarczyła bowiem minuta, by objąć prowadzenie w wydawało się niegroźnej sytuacji. Wystarczył jednak poważny błąd Rodrigo Bentancura i jego zbyt lekkie podanie do Szczęsnego, by Irańczyk Mehdi Taremi o ułamki sekund okazał się szybszy od Polaka. Po golu Urugwajczyk tylko zwiesił głowę, ale natychmiast dostał wsparcie od reprezentanta Polski, który zaczął też dopingować resztę zespołu do odrabiania strat. Poza golem tylko dwa razy piłka poleciała w stronę bramki, ale nie miał kłopotów, by ją chwycić. Piłkarze Juventusu nie zamierzali zaprzestać rozgrywania piłki od tyłu i gospodarze znów byli blisko jej przejęcia. Wysoki pressing dawał efekty i Szczęsny ratował zespół dalekimi wybiciami. Reprezentant Polski więcej wysiłku musiał wkładać w grę nogami niż pokazywać umiejętności typowo bramkarskie.
Na dodatek w ofensywie goście grali zbyt wolno i długo nie byli w stanie stworzyć nawet cienia groźnej akcji. W pierwszej połowie tylko raz trafili w bramkę, ale strzał był zbyt lekki, by sprawić kłopoty Marchesinowi. Niewidoczny był Cristiano Ronaldo, nie było też zagrożenia ze strony skrzydłowych.
Szczęsny chyba nie poznawał w środę swoich kolegów. Tuż po przerwie Porto wystarczyło 20 sekund na drugiego gola. Piłkarze Juventusu przyglądali się jak mija ich Wilson Manafa, wykłada piłkę Moussie Maredze, który z około siedmiu metrów kopie do siatki. W 52. minucie Szczęsny uchronił zespół przed stratą trzeciej bramki – obronił mocny strzał Sergio Oliveiry z około jedenastu metrów. Kwadrans później znów spisał się świetnie po uderzeniu przewrotką Jesusa Corony. W 74. minucie znów Polak był górą po próbie Oliveiry.
Mistrzowie Włoch nadal nie mieli pomysłu, by zaskoczyć obronę FC Porto. Radzili sobie trochę lepiej niż przed przerwą, ale to wciąż nie dawał rezultatu. W końcu w 82. minucie ważnego gola zdobył Federico Chiesa. Ta bramka ułatwia w rewanżu Juventusowi walkę o awans do ćwierćfinału. To trafienie pobudziło gości i mogli nawet wyrównać, ale to się nie udało.
Fot. Cyfrasport