Aktualności
Irak, Tajlandia… Najdziwniejsze mecze Roberta Lewandowskiego w kadrze
Warto pamiętać, że początki Roberta Lewandowskiego w reprezentacji nie były łatwe. Owszem, gol w debiucie z San Marino może o tym świadczyć, ale warto pamiętać, że w pierwszych dziesięciu występach trafiał do siatki tylko trzykrotnie, w dwudziestu – sześć razy. Zdarzyła mu się trwająca jedenaście meczów przerwa w zdobywaniu bramek, a jeszcze zanim jego pozycja była tak mocna, to musiał jeździć na zgrupowania ligowców. Także z nich wybraliśmy kilka z już 112 występów, które dziś po prostu mogą wydać się kibicom dziwne.
Czerwiec 2009, Republika Południowej Afryki
RPA 1:0 Polska, Irak 1:1 Polska
Na pierwszym, historycznym mundialu w Afryce Polaków zabrakło, choć w czerwcu 2009 roku jeszcze trwała walka i nadzieje – pomimo wyjazdowych porażek ze Słowacją (1:2) i Irlandią Północną (2:3) – wcale nie wygasały. Namiastką dla biało-czerwonych miał być wyjazd do gospodarzy MŚ na dwa spotkania po zakończonym sezonie ligowym. Jednak z powołanej grupy zawodników wypadło selekcjonerowi Leo Beenhakkerowi aż dziesięciu, co również miało wpływ na wyniki i styl gry reprezentacji.
W pierwszym meczu z RPA najbardziej ucierpiał na tym Lewandowski. On na swoją szansę musiał czekać aż do 87. minuty, gdy wykorzystał długie podanie z głębi pola za linię obrońców i pokonał bramkarza. Był jednak na pozycji spalonej i sędzia bramki nie uznał. W całym spotkaniu jedyne okazje Polaków to strzały z dystansu, gospodarze zdecydowanie częściej atakowali i zmuszali Łukasza Załuskę do interwencji. Ocena Beenhakkera była brutalna. – Przegraliśmy z zespołem, który przygotowuje się do ważnego turnieju, a po nas było widać, że jesteśmy na końcu sezonu i przygotowujemy się do wakacji – mówił Holender. Lewandowski był jednym z tych najbardziej przemęczonych: w pierwszym sezonie w Lechu Poznań rozegrał aż 48 meczów.
Pomimo ambitnych zapowiedzi, trzy dni później z Irakiem wcale nie było lepiej. Zmieniła się otoczka – zamiast pustych trybun nowego stadionu w Johannesburgu grano na kameralnym uniwersyteckim obiekcie z jedną trybuną w Kapsztadzie – ale forma biało-czerwonych była jeszcze niższa. Wystarczy przytoczyć kilka z prasowych nagłówków po tym spotkaniu: „Żenada na pastwisku” Super Expressu, „Litości! Marność nad marnościami” Przeglądu Sportowego, czy ironiczne „Cud! Nie przegraliśmy” z Faktu.
To był jeden z najgorszych meczów Lewandowskiego, który cierpiał przez brak podań i składnej gry, kończąc swój występ na pierwszej połowie. – Zapowiadałem, że zobaczycie zupełnie inną drużynę niż w spotkaniu z RPA. Nic z tego nie wyszło. Zobaczyliśmy tę samą historię co w tamtym meczu. Po tym zgrupowaniu wiem, że jest kilku piłkarzy, aspirujących do reprezentacji. Ale jeszcze bardziej wiem, że bez 12 piłkarzy, którzy zostali w domach nie jesteśmy w stanie walczyć o awans na mistrzostwa świata – mówił Beenhakker i jego komentarz wystarczy za opis tej wyprawy.
Styczeń 2010, Tajlandia
Tajlandia 1:3 Polska, Polska 6:1 Singapur
Dwóch nowych w historii polskiego futbolu rywali, całkowicie egzotyczny wyjazd na turniej o Puchar Króla Tajlandii i do tego ośmiu debiutantów, wśród których w historii reprezentacji największe piętno odcisnął Kamil Glik. Na trzy mecze (także z Danią, pierwszy na wyjeździe, porażka 1:3) pojechali wyłącznie ligowcy w pierwszym generalnym przeglądzie kadr u nowego selekcjonera, Franciszka Smudy. W każdym z tych spotkań Lewandowski wychodził w pierwszym składzie, ale strzelał dopiero w ostatnim. Przeciwko Tajlandii groźniejszy od napastnika okazał się… wspomniany Glik, który nie tylko miał kilka sytuacji, ale przede wszystkim strzelił debiutanckiego gola.
Ostatnie spotkanie było dla napastnika znacznie bardziej ciekawe, choć na boisku był tylko przez 45 minut. Co ciekawe, Lewandowski grał z numerem 14, a nie typową dla siebie „dziewiątką”, którą na to spotkanie przejął Dawid Nowak. W tym spotkaniu biało-czerwoni zdominowali rywali, choć jeszcze na początku to Sebastian Przyrowski musiał kilka razy pomóc swoim kolegom. Polacy mieli aż trzy jedenastki przyznane i do pierwszej podszedł właśnie Lewandowski, choć wcześniejsza akcja… zakończyła się golem Jacka Kiełba. Sędzia z Kenii uznał jednak, że przed strzałem jeden z Polaków był faulowany i wskazał na rzut karny.
Napastnik strzelił też drugiego gola dla Polski, tym razem wykorzystując sprytne podanie Macieja Iwańskiego w pole karne. Jeszcze przed przerwą biało-czerwoni mieli kolejny rzut karny, ale do niej podszedł właśnie spełniający rolę kapitana kadry pomocnik. Tym faulowanym zawodnikiem był oczywiście Lewandowski. Ostatecznie skończyło się na wygranej 6:1 z bardzo słabym rywalem. – Zaznaczałem od początku, że przyjechałem tutaj głównie, by selekcjonować piłkarzy. Dałem wszystkim pograć, przynajmniej tym, co do których mam jeszcze jakieś plany w najbliższej przyszłości. Naturalnie, to nie jest ostateczna decyzja. Teraz nastał czas dla tych piłkarzy. Muszą solidnie popracować w klubach, przygotować się do sezonu. Muszą pokazać, że w dalszym ciągu mogę na nich liczyć – komentował całą eskapadę Smuda, która była na dobrą sprawę początkiem ponad dwuletnich przygotowań do EURO 2012.
Luty 2011, Portugalia
Polska 1:0 Norwegia
Było to zupełnie inne zimowe zgrupowanie od tego sprzed roku. Przede wszystkim dlatego, że podzielono je na dwa spotkania… dwóch kadr. Pierwszy mecz z Mołdawią rozegrali ligowcy, m.in. z Grzegorzem Sandomierskim w bramce, debiutującym Michałem Kucharczykiem, ostatnim sprawdzianem Marcina Kikuta. Trzy dni później w Faro Franciszek Smuda wystawił zupełnie inny zespół, gdzie tylko dwóch zawodników grało w Ekstraklasie. Z tamtego meczu do dziś w kadrze występują Wojciech Szczęsny, Kamil Glik, Jakub Błaszczykowski, Grzegorz Krychowiak, Kamil Grosicki i oczywiście Robert Lewandowski.
Dla napastnika to również były inne okoliczności. Po raz pierwszy zimą przyjechał na zgrupowanie jako piłkarz zagranicznego klubu, Borussii Dortmund. – W ubiegłym roku był najskuteczniejszym zawodnikiem naszej reprezentacji, a ten również zaczyna w podobny sposób – komentował Tomasz Jasina z TVP po strzelonym golu przez Lewandowskiego. Trafienie napastnika pokazało, że w Bundeslidze się rozwija: po podaniu od Dariusza Dudki i pomimo rywala na plecach zdołał się odwrócić, minąć obrońcę i korzystając z wolnego miejsca uderzyć z dystansu, nie do obrony dla Jona Knudsena. Była to jedyna bramka w meczu.
– Bardzo ucieszyła mnie jego postawa. Rozegrał bardzo dobre spotkanie, pracował w ataku i w obronie, był wszędzie – komplementował swojego kadrowicza selekcjoner. – Nie było jakiegoś gwałtownego ataku z naszej strony, bo prowadziliśmy, nie musieliśmy gonić wyniku. Norwedzy nie są łatwym przeciwnikiem, każdemu potrafią uprzykrzyć życie, w eliminacjach Euro pokonali m.in. silną Portugalię. A trzeba jeszcze pamiętać, że nasz skład nie był optymalny, taki jak widzę w przyszłości – dodawał.
Jednak rok 2011 nie był dla Lewandowskiego tak udany, jak poprzedni. Zamiast siedmiu goli strzelił jeszcze tylko trzy, w tym jednego z Koreą Południową w Seulu. Październikowy wylot do Azji był mocno kontrowersyjny, zwłaszcza, że po nim kadra miała wrócić do Europy i… w Austrii rozegrać spotkanie z Białorusią. Zresztą podróże nie odbyły się bezproblemowo, już w pierwszą stronę część ekipy wraz z selekcjonerem dotarła dzień później. Zresztą do listy dziwnych spotkań Lewandowskiego w kadrze można również dodać jeszcze wcześniejszą, bo odbytą w 2010 roku wyprawę do Stanów Zjednoczonych na mecz z gospodarzami (2:2) i Ekwadorem (2:2) w Kanadzie. W nich napastnik jednak nie strzelał gola, a zresztą w następnych latach do zimowych wyjazdów i wybierania egzotycznych rywali dochodziło coraz rzadziej.
Michał Zachodny