Aktualności
Duety dekad. Dziesięciu bohaterów ataku reprezentacji Polski
Każda dekada w futbolu ma swoich bohaterów. Najczęściej bywają nimi napastnicy, co dziwić wszak nie może. To właśnie oni odpowiadają za zdobywanie bramek, które stanowią sól futbolu. Przyglądamy się zatem najlepszym naszym zdaniem napastnikom poszczególnych dekad od lat 70. ubiegłego stulecia, gdy nasza drużyna narodowa osiągała największe sukcesy, po obecnych kadrowiczów Jerzego Brzęczka.
1971-1980: Król strzelców i piłkarski „Diabeł”
W latach 1972-1976 reprezentacja Polski odnosiła ogromne sukcesy na arenie międzynarodowej. Najpierw sięgnęła po mistrzostwo olimpijskie wywalczone w Monachium. Dwa lata później stała się trzecią drużyną świata na niemieckim mundialu, a w 1976 roku wywalczyła srebrny medal Igrzysk Olimpijskich w Montrealu. I choć w składach tamtych zespołów aż roi się od największych gwiazd w historii polskiego futbolu, najbardziej wybijają się nazwiska dwóch snajperów naszej kadry – Grzegorza Laty i Andrzeja Szarmacha.
Pierwszy z nich debiut w narodowych barwach zaliczył w listopadzie 1971 roku, kilka miesięcy przed Igrzyskami Olimpijskimi w Monachium. Znalazł się w kadrze na ten turniej, ale nie zdołał ani razu trafić do siatki. Odrobił to z nawiązką podczas mundialu w Republice Federalnej Niemiec, rozegranym dwa lata później. Tam był już nie do zatrzymania – ustrzelił dublet w meczach fazy grupowej z Argentyną i Haiti, a w dalszych fazach rywalizacji trafiał do siatki w starciach ze Szwecją, Jugosławią i Brazylią. Łącznie zapisał na swoim koncie siedem goli, co dało mu tytuł króla strzelców mundialu! Podczas kolejnego wielkiego turnieju – Igrzysk Olimpijskich w Montrealu – dołożył do swojego reprezentacyjnego dorobku trzy kolejne bramki. Strzelił również gola podczas mistrzostw świata w Argentynie w 1978 roku. Dekadę 1971-1980 zakończył z bilansem łącznym 89 meczów i 44 goli.
W tym samym czasie szczyt formy przeżywał Andrzej Szarmach. W zespole narodowym debiutował już po Igrzyskach Olimpijskich w Monachium, 1 sierpnia 1973 roku, ale miał wielki wpływ na grę polskiej drużyny zarówno na mundialu w RFN, jak i podczas kolejnych Igrzysk Olimpijskich. Na mistrzostwach świata pięciokrotnie znalazł sposób na bramkarzy rywali, a w trakcie rywalizacji olimpijskiej uczynił to aż sześć razy, sięgając po tytuł króla strzelców. Podobnie jak Lato, trafiał również podczas mistrzostw świata w Argentynie. Jego bilans w dekadzie 1971-1980 zamknął się w 57 oficjalnych występach i 32 bramkach.
1981-1990: Taniec w narożniku i lider niespełnionej drużyny
Kolejna dekada rozpoczęła się kolejnym wielkim sukcesem biało-czerwonych. Polacy po raz drugi w historii zajęli trzecie miejsce na świecie, sięgając po medal na mundialu w Hiszpanii. Choć tamten turniej kojarzony jest przede wszystkim ze Zbigniewem Bońkiem, nie sposób nie docenić zasług Włodzimierza Smolarka. Do legendy przeszedł „taniec” polskiego napastnika w narożniku boiska, który wyprowadzał z równowagi piłkarzy ZSRR w meczu, który właściwie decydował o awansie do półfinału. Podczas całego turnieju „Smolar” trafił do siatki tylko w meczu z ZSRR, ale z pewnością był jednym z bohaterów tamtego sukcesu biało-czerwonych. Wziął także udział w kolejnym mundialu, w Meksyku, strzelając gola w meczu z Portugalią, który zadecydował o wyjściu z grupy. W dekadzie 1981-1990 wystąpił z orłem na piersi 56 razy, zdobywając 12 bramek.
W drugiej połowie lat 80. liderem linii ofensywnej reprezentacji Polski stał się Dariusz Dziekanowski. W drużynie narodowej zadebiutował 15 listopada 1981 roku i od razu zameldował się na liście strzelców. Na mistrzostwa świata do Hiszpanii nie pojechał, ale za to znalazł się w kadrze na kolejny mundial. Tam do siatki nie trafił, ale i tak dekadę zamknął z bilansem 20 goli w 63 występach. Niestety, nie może pochwalić się wymiernymi sukcesami odniesionymi w koszulce z orłem na piersi. Po mundialu w Hiszpanii kadra spisywała się coraz słabiej i poza awansem na mistrzostwa świata w Meksyku nie zakwalifikowała się do żadnej dużej imprezy.
1991-2000: Duet z Barcelony, czyli „Jusko” i „Kowal”
W latach 90. reprezentacja Polski spisywała się znacznie poniżej oczekiwań. Dekada rozpoczęła się jednak od wielkiego sukcesu, jakim niewątpliwie był srebrny medal Igrzysk Olimpijskich w Barcelonie. Choć nie były to oficjalne mecze seniorskiej reprezentacji kraju, nie sposób przejść obojętnie wobec wyczynów Andrzeja Juskowiaka i Wojciecha Kowalczyka, którzy stanowili w tamtym zespole o sile ofensywnej. Pierwszy w Barcelonie strzelił siedem goli, zostając królem strzelców imprezy, natomiast drugi trafił do siatki czterokrotnie, we wszystkich przypadkach w fazie pucharowej turnieju.
Nic więc dziwnego, że obaj napastnicy w dekadzie 1991-2000 stali się – mimo sporej konkurencji – etatowymi napastnikami seniorskiej kadry. Wcześniej, bo 21 sierpnia 1991 roku, zadebiutował w niej Kowalczyk. Swój premierowy występ uświetnił strzelonym golem. W późniejszych latach regularnie zakładał koszulkę z orłem na piersi, choć bardzo rzadko rozgrywał pełne spotkania. Mimo to w tym czasie w 39 meczach trafił do siatki 11 razy, a po raz ostatni wystąpił w kadrze 31 marca 1999 roku. W historii reprezentacji Polski zapisał się zdobyciem bramki numer 1000, którą strzelił w towarzyskim starciu z Finlandią.
Andrzej Juskowiak po raz pierwszy w seniorskiej reprezentacji pojawił się kilka miesięcy po Kowalczyku – 7 maja 1992 roku. W przeciwieństwie do „Kowala”, na premierowe trafienie musiał czekać kolejne dwa lata. Gdy już jednak zaczął, imponował skutecznością. W 1995 roku strzelił sześć goli w pięciu kolejnych spotkaniach. Jest też autorem hat-tricka w meczu kwalifikacji do mistrzostw świata przeciwko Gruzji. Co ciekawe, jego łączny bilans występów z orłem na piersi jest niemal bliźniaczy do tego wypracowanego przez Kowalczyka. „Jusko” zagrał w kadrze narodowej również 39 razy, strzelając 13 goli. Dwa ostatnie spotkania rozegrał już w 2001 roku.
2001-2010: Nigeryjsko-polskie zachwyty
Na początku XXI wieku cała Polska zakochała się w napastniku Polonii Warszawa, Emmanuelu Olisadebe. Nigeryjczyk zachwycał w barwach swojego klubu, więc ówczesny selekcjoner reprezentacji Polski, Jerzy Engel, zwrócił się do Prezydenta RP o nadanie piłkarzowi polskiego obywatelstwa. Sprawa została załatwiona ekspresowo i „Oli” zadebiutował w kadrze 16 sierpnia 2000 roku. Swój występ uświetnił strzelonym golem, który rozpoczął jego piękną kartę w polskiej drużynie narodowej. Olisadebe znacząco przyczynił się do przełamania niemocy reprezentacji, która czekała na awans do mistrzostw świata od 1986 roku. W kwalifikacjach do koreańsko-japońskiego mundialu trafił do siatki aż osiem razy. Więcej goli od niego w strefie UEFA zapisali na swoim koncie tylko Andrij Szewczenko i Ebbe Sand. Podczas samych mistrzostw świata, nieudanych dla biało-czerwonych, Olisadebe pokonał bramkarza USA. Był to zarazem jego ostatni gol strzelony z orłem na piersi. Łącznie zakończył swoją reprezentacyjną karierę z bilansem 25 występów i 11 goli.
W drugiej połowie dekady w roli typowej „9” w polskiej kadrze najlepiej spisywał się natomiast Maciej Żurawski. W reprezentacji Polski zadebiutował jeszcze w 1998 roku, jednak pierwszy raz do siatki trafił prawie trzy lata później. Popisowym czasem „Żurawia” były zaś kwalifikacje do mistrzostw świata w 2006 roku. Żurawski stał się etatowym napastnikiem drużyny prowadzonej przez Pawła Janasa i swoje szanse wykorzystywał. Znacząco pomógł naszej kadrze zaliczyć drugi z rzędu awans do turnieju finałowego mundialu. Jego siedem bramek pozwoliło biało-czerwonym zapewnić sobie promocję. W późniejszych latach pięciokrotny mistrz Polski w barwach Wisły Kraków nie był już tak skuteczny, ale wynikało to także z nieco odmiennej roli w zespole narodowym. Nie pełnił już roli wysuniętego napastnika, a przynajmniej nie tak często. „Żuraw” grał albo w duecie z innym piłkarzem, albo ustawiany był za plecami „9”. Niemniej jednak w dekadzie 2001-2010 w 66 meczach w reprezentacji Polski zdobył 17 bramek.
2011-2020: Wszechrekordzista i człowiek z cienia
Ostatnia dekada zdecydowanie należy do Roberta Lewandowskiego. Co do tego wątpliwości nie może mieć nikt. „Lewy”, który zadebiutował w kadrze 10 września 2008 roku (i oczywiście debiut okrasił golem), dziś jest w niej niezastąpiony. Stał się głównym architektem awansu na EURO 2016 oraz mundialu dwa lata później, wystąpił też oczywiście na EURO 2012. Co i rusz bije kolejne strzeleckie rekordy. W ostatniej dekadzie dwa razy został królem strzelców kwalifikacji wielkiego turnieju, stał się najskuteczniejszym strzelcem w historii reprezentacji Polski, ma też na koncie najwięcej w niej występów. W 83 meczach rozegranych od 2011 roku zdobył aż 52 bramki, co jest wynikiem niemal kosmicznym. Jego wpływ na grę naszej kadry jest od długich lat niepodważalny.
Nieco w cieniu Lewandowskiego kryje się drugi świetny napastnik ostatniej dekady. Czasami nadmiernie krytykowany, robi jednak swoje i regularnie trafia do siatki. Arkadiusz Milik ma chyba najlepiej ułożoną lewą nogę w obecnej kadrze. Debiutował w niej jako zaledwie 18-latek, 12 października 2012 roku w towarzyskim meczu z RPA. Swój premierowy gol z orłem na piersi zaliczył już dwa miesiące później, w starciu z Macedonią. Kibice najbardziej pamiętają chyba jednak z bramek zdobytych w meczach z Niemcami oraz Irlandią Północną. Łącznie zgromadził ich na swoim koncie czternaście w 49 występach. Być może byłoby ich więcej, gdyby nie nieco inna rola od tej pełnionej w klubie. W kadrze Milik musi ustępować nieco miejsca Robertowi Lewandowskiemu, który jest zdecydowanie czołową „9” w kadrze. Niemniej jednak dorobku Milika nie można w żaden sposób deprecjonować, tym bardziej, że jeszcze wiele lat gry przed nim.