Aktualności
Dawna wersja Krychowiaka, ale Szczęsny i Juve górą
Zaczęło się już w tunelu, gdy przez dłuższą chwilę i z uśmiechem wymieniali się uwagami. Uwagami? A może to raczej to były ich typowe uszczypliwości przed rywalizacją, której niewątpliwie wyczekiwali odkąd rozlosowano grupy Ligi Mistrzów. Na zgrupowaniach reprezentacji od początku chętnie o nadchodzącym meczu Juventusu Turyn z Lokomotiwem Moskwa rozmawiali. – Powiedział mi, że przy 0:3 wpuści mój strzał – mówił Grzegorz. – Oszukiwałem go. W Rosji bramkarze bardzo mu pomagają, ja nie zamierzam. Przegranej z Krychowiakiem bym nie przeżył – odpowiadał Wojtek.
Ale na spotkaniu w tunelu w zasadzie się skończyło, bo boisko szybko pokazało, że przed Krychowiakiem ważniejsze wyzwania. Już po kilkudziesięciu sekundach był faulowany przez Blaise’a Matuidiego, w drugiej minucie odepchnął go Leonardo Bonucci, następnie przechwytem Polak zatrzymał kontrę gospodarzy. Zamiast myśleć o strzeleniu gola musiał najpierw wydrzeć dla siebie i drużyny każdą piłkę w środku pola, by potem ścigać się kilkadziesiąt metrów w stronę bramki Juventusu.
Aż w końcu przyjezdnym się udało. Joao Mario urwał się obrońcom i jego strzał jeszcze obronił Szczęsny, leczy gdy dobił Anton Miranczuk, Polak był bez szans. Mijało pół godziny gry i to był jedyny moment, gdy Juventus musiał się bronić. Do przerwy piłkarze Lokomotiwu wymienili tylko 70 podań przy 370 gospodarzy. Z 21 kontaktów z piłką Krychowiaka nawet nie połowa (dziewięć) było podaniami, nie mówiąc o próbach strzałów. Jeśli już, Polak blokował próby rywali lub wchodził z nimi w pojedynki.
Druga połowa była jeszcze bardziej pod dyktando jednej drużyny, a im bardziej męcząca była gra defensywna Lokomotiwu, tym mniej goście mieli piłkę. Nie musieli jej posiadać, nie musieli komplikować rozegrania, czasem wystarczyło wybicie i ustawienie się przed kolejnym atakiem Juventusu. Raz udało się drużynie Krychowiaka wyrwać z własnej połowy i nawet oddać celny strzał, który jednak z łatwością wybronił Szczęsny.
Raz po raz piłkarze Maurizio Sarriego wchodzili ze swoimi akcjami w pole karne gości, stwarzali sobie pół-szanse, otwierały im się możliwości, by zaraz nadbiegał kolejny rywal ze wślizgiem czy blokiem. Tak to wyglądało aż do 77. minuty, gdy trochę z braku opcji i również z niemocy Paolo Dybala uderzył z dystansu, perfekcyjnie podkręcając i umieszczając piłkę przy dalszym słupku. Dwie minuty później Argentyńczyk rozstrzygnął wynik raz jeszcze, tym razem nabiegając na dobitkę i wykorzystując okazję już z szesnastki. Zmęczenie piłkarzy Lokomotiwu okazało się zbyt duże.
Nie było już sił na akcję w której Krychowiak mógłby sprawdzić Szczęsnego. Bramkarz Juventusu miał nerwowy wieczór, musiał oglądać ciągłe ataki swoich kolegów, gdy sam zbyt dużo nie miał do roboty. Pomocnik Lokomotiwu wytrzymał 83 minuty, wyczerpany problemami żołądkowymi, które nie pozwoliły mu zagrać w weekend i całym spotkaniem. W Turynie zaliczył tylko piętnaście podań, ale niemal wszystkie dokładne, do tego dwa odbiory, przechwyty, bloki strzałów, wygrał najwięcej pojedynków w powietrzu, był ze swojej drużyny najczęściej faulowany.
Taki to był mecz, że Krychowiak musiał pokazać więcej z dawnego siebie – walczącego defensywnego pomocnika – niż z wersji z obecnego sezonu, która przyniosła mu już sześć goli. Ale przed nim jeszcze jedno starcie ze Szczęsnym, gdy za dwa tygodnie Lokomotiw spotka się z Juventusem w Moskwie.