Aktualności
Czas na stabilizację, czyli jak ważny dla zespołu jest wybór bramkarza numer 1
Pytania o numer jeden w bramce reprezentacji Polski były jednymi z najczęściej zadawanych przed debiutem Paulo Sousy w roli selekcjonera kadry narodowej. Chociaż Portugalczyk już na początku kadencji zaznaczył, że wie, kto będzie u niego podstawowym bramkarzem, to nie zdradził tego aż do konferencji prasowej, na której ogłosił ostateczny skład drużyny na marcowe zgrupowanie i mecze eliminacji mistrzostw świata 2022 z Węgrami, Andorą i Anglią. Wcześniej sam chciał porozmawiać z głównymi zainteresowanymi, a także ich trenerami klubowymi, żeby dowiedzieć się, w jaki sposób trenują na co dzień polscy zawodnicy.
– Wojciech i Łukasz jako pierwsi poznali moją decyzję. Numerem jeden będzie Szczęsny, ale chcę podkreślić, że Fabiański również rozgrywa wspaniały sezon i bardzo cieszymy się, że zasłużył na przedłużenie kontraktu w West Hamie United. Jednocześnie bardzo nas cieszy, że na pozycji bramkarza mamy tak wielkie możliwości. Nie chodzi tu tylko o technikę gry czy profesjonalizm, ale też cechy ludzkie. Nasz wybór uzależniony jest jednak między innymi od stylu, jaki chcemy prezentować na boisku – wyjaśnił nowy selekcjoner biało-czerwonych, który na trzeciego bramkarza nominował jeszcze Łukasza Skorupskiego z Bologny FC. Powołania nie otrzymał z kolei tym razem Bartłomiej Drągowski z ACF Fiorentiny.
– Zarówno dla mnie, jak i dla Łukasza jest to coś nowego, że przyjeżdżamy na zgrupowanie i wiemy doskonale, kto będzie występował. Przyjąłem wiadomość z entuzjazmem, w końcu każdy chce grać. Sama nominacja jest przyjemna, ale nie jest jeszcze sukcesem. Bycie pierwszym bramkarzem nie jest bowiem celem samym w sobie. Chcę być numerem jeden, żeby pomagać zespołowi swoimi występami i aby osiągać sukcesy – powiedział Wojciech Szczęsny na konferencji prasowej przed meczem z Węgrami w Budapeszcie.
Rywalizacja Szczęsnego z Fabiańskim trwa już dekadę. Zaczęła się na poziomie klubowym w Arsenalu FC, a następnie przeniosła na reprezentację. – Mamy dwóch kapitalnych bramkarzy, którzy prezentują najwyższy poziom. Obaj zaskarbili sobie szacunek i zaufanie u innych kadrowiczów, trenerów, ale i kibiców. To wielka sprawa. Obojętnie który z nich będzie bronił, fani będą spokojni i zadowoleni. Najważniejsze jednak jest to, żeby jasno określić, kto jest numerem jeden, a kto rezerwowym – zaznacza legendarny bramkarz reprezentacji Polski Jan Tomaszewski.
– Nie ma nic gorszego niż niepewność. Bramkarz powinien wiedzieć, każdy potrzebuje stabilizacji. Mówiłem już wiele razy, że nie jestem zwolennikiem żonglowania bramkarzami, gdy zawodnicy nie mają jasno określonej sytuacji. Trener musi podjąć decyzję i jasna ją zakomunikować. Można to zrobić na kilka sposobów. Jerzy Brzęczek wybierał bramkarza na pół roku. Od razu zaznaczał, w których meczach wystąpi Szczęsny, a w których Fabiański. Paulo Sousa zdecydował się z kolei na wskazanie absolutnego numeru jeden już na starcie swojej pracy – dodaje Andrzej Dawidziuk, koordynator szkolenia bramkarzy i trener bramkarzy Polskiego Związku Piłki Nożnej, który w przeszłości pracował zarówno z Fabiańskim, jak i Szczęsnym, również na poziomie pierwszej reprezentacji.
O ile w eliminacjach mistrzostw Europy 2020 o rotacji często decydowały kontuzje Szczęsnego i Fabiańskiego, o tyle w ostatniej edycji Ligi Narodów UEFA Jerzy Brzęczek zdecydował, że obaj bramkarze zagrają równą liczbę meczów. I tak Szczęsny wystąpił w wyjazdowych spotkaniach z Holandią i Włochami oraz domowym z Bośnią i Hercegowiną, a w pozostałych spotkaniach zagrał Fabiański. – Zawsze dobrze życzyłem Brzęczkowi i kibicowałem drużynie narodowej, ale apelowałem, aby określił się, kto jest numerem jeden. Stabilizacja na pozycji bramkarza jest najbardziej potrzebna całemu zespołowi. Golkiper przestał być dziś bowiem tylko bramkarzem, a zaczął też być ostatnim obrońcą. Doszło nawet do tego, że Manuel Neuer, kolega Roberta Lewandowskiego z Bayernu Monachium i reprezentant Niemiec, na tyle perfekcyjnie opanował grę nogami, że notuje teraz w meczach nawet asysty. Przy wysokim pressingu przydaje się jedenasty zawodnik w polu i dziś taką rolę coraz częściej odgrywa bramkarz. Dlatego musi zgrywać się z całym zespołem. Przecież inaczej nogami gra Szczęsny, inaczej Fabiański, a jeszcze inaczej Skorupski. A przypomnę, że każdy z nich wystąpił w jednym meczu podczas ostatniego, listopadowego zgrupowania reprezentacji. Podobne rotacje stosował Adam Nawałka. Tak być nie powinno. Skąd bowiem później obrońcy mają wiedzieć, jak podać do tyłu bramkarzowi, na którą nogę? Sami robimy sobie problem. Każdy powinien wiedzieć, co ma robić – podkreśla Tomaszewski.
Człowiek, który zatrzymał Anglię, jako przykład dobitnego nieporozumienia golkipera z zawodnikiem z pola, które kosztowało biało-czerwonych bardzo wiele, podaje pierwszy mecz mistrzostw świata 2018 z Senegalem. W 60. minucie, przy stanie 0:1, Grzegorz Krychowiak zdecydował się podać do tyłu do Wojciecha Szczęsnego, aby dać kolegom chwilę na oddech i ponowne ustawienie się do ataku, ale zrobił to na tyle źle, że bramkarz nie zdążył do futbolówki, przejął ją natomiast M'Baye Niang i podwyższył na 2:0. Ta akcja ustawiła mecz, biało-czerwonych było już stać tylko na honorowe trafienie (gol Krychowiaka). Turniej zakończyli na fazie grupowej.
– Bramkarz musi być dziś ostatnim obrońcą, grać w defensywie, organizować atak przy pressingu. Gdy zasypia, powinien zastanawiać się, jak strzela dany przeciwnik, czy jak dany rywal rozgrywa piłkę w ataku, na co trzeba uważać. Analizować i przewidzieć, co może się zdarzyć. Nie może zaś myśleć o tym, czy zagra on, czy kolega. Tak nie wolno. Bramkarz musi mieć pewność. Cieszę się, że Paulo Sousa chce ją zapewnić – dodaje Tomaszewski, który zgadza się również z wyborem w bramce nowego selekcjonera biało-czerwonych.
– Z całym szacunkiem i uznaniem dla Łukasza, który jest świetnym bramkarzem i człowiekiem. On nie trenuje na co dzień z najlepszymi piłkarzami na świecie, bowiem takich w klubie po prostu… nie ma. Nie występuje również z Juventusem w najważniejszych i najsilniejszych klubowych rozgrywkach europejskich, czyli Lidze Mistrzów. A Szczęsny – tak! I to od wielu lat! Wojtek jest klasyfikowany w dziesiątce najlepszych bramkarzy na świecie. Poza tym zatrzymał Niemców na Stadionie Narodowym w Warszawie, co daje mu dodatkową moc. I jest młodszy od Łukasza, więc bardziej perspektywiczny. Wszystko przemawia za tym, aby to właśnie Szczęsny był numerem jeden – wylicza srebrny medalista Igrzysk Olimpijskich w Montrealu w 1976 roku, który z biało-czerwonymi zajął również trzecie miejsce na mistrzostwach świata w RFN w 1974.
Andrzej Dawidziuk, który pracował z bramkarzami w pierwszej reprezentacji Polski za czasów Leo Beenhakkera, podkreśla zaś, że mimo iż skład reprezentacji ulega pewnym zmianom, to trzon drużyny od dłuższego czasu pozostaje ten sam. To daje podobny aspekt zrozumienia z zespołem zarówno Szczęsnemu, jak i Fabiańskiemu, którzy są bardzo doświadczonymi zawodnikami. – Reprezentacja rozgrywała wielkie mecze w bramce zarówno z Wojtkiem, jak ten z Niemcami, jak i Łukaszem, który zastąpił kontuzjowanego Szczęsnego i rozegrał bardzo dobry turniej na mistrzostwach Europy we Francji, był bohaterem meczu ze Szwajcarią w 1/8 finału – przypomina koordynator szkolenia bramkarzy i trener bramkarzy PZPN.
Właśnie pech jednego z bramkarzy często powodował, że szansę pokazania się dostawał ten drugi. – Zarówno Wojtek, jak i Łukasz pełnili rolę pierwszego, jak i drugiego bramkarza. To naturalna kolei rzeczy, nie jest to dla nich nowe. Wiedzę, że obaj nie mogę zagrać. Jednak niezależnie od tego, jaką będą pełnili rolę, zawsze są gotowi do gry. Czy to od pierwszej minuty, czy z ławki rezerwowych. To świadczy o ich profesjonalizmie, ale także wielkości jako sportowca. Obu należy się wielki szacunek. Możemy być spokojni, jeśli chodzi o obsadę bramki – zakończył Dawidziuk.
Paweł Drażba