Aktualności
Cierpienie, wyczekiwanie i praca. Szalony rok Jana Bednarka
Nauka cierpienia
Dla takich drużyn jak Southampton, gra przeciwko kandydatom do mistrzostwa Anglii to prawdziwy koszmar. W ostatnich latach w Premier League przewaga między potęgami z czołowej szóstki a resztą stawki robi się coraz większa, a w konsekwencji starć kończących się sensacyjnymi wynikami jest coraz mniej. Już to, że Southampton w grudniu pokonało Arsenal (3:2) było wielką niespodzianką i bonusem dla walczącej o utrzymanie drużyny.
Jak definiować to cierpienie gry Southampton z np. Manchesterem City? – Trzeba dobrze grać bez piłki i być przygotowanym na to, że bez niej przebiegnie się spory dystans. Nie będzie łatwo, ale jeśli w odpowiednich momentach dokona się właściwych wyborów, to wtedy pozytywny wynik jest możliwy – mówił Ralph Hasenhüttl przed spotkaniem z mistrzem Anglii. Szkoleniowiec Southampton nie pomylił się w swojej ocenie ani trochę, ale i to nie wystarczyło w zestawieniu z jakością, którą dysponuje Pep Guardiola.
Zaczęło się od trzech szybkich akcji gości, którzy w Southampton od początku dominowali i pewnie powinni objąć prowadzenie znacznie wcześniej niż w dziesiątej minucie, gdy David Silva wykończył składną akcję Manchesteru City. Do czasu, gdy gospodarze oddali swój pierwszy strzał, przyjezdni mieli już cztery próby. Ale Hasenhüttl słusznie zauważył, że w takich meczach chodzi o wyczekiwanie na swoją okazję. Southampton próbowało wysokiego pressingu nawet ryzykując ogranie kilku swoich piłkarzy jeszcze na połowie przeciwnika, aż wreszcie w 37. minucie udało się: Pierre-Emile Højbjerg odebrał piłkę, popędził na bramkę i strzelił nie do obrony.
Problem polegał na tym, że Southampton nie utrzymało cennego remisu nawet do przerwy. Jeszcze gol na 1:2 był niefortunną interwencją Jamesa Warda-Prowse’a, natomiast zamykające pierwszą część meczu trafienie Sergio Aguero winą obrony. Oleksandr Zinczenko zbyt wiele miał miejsca na dośrodkowanie, a Argentyńczyk wybiegł za plecy Jana Bednarka i strzelił nie do obrony.
Ryzyko w wymianie ciosów
Kibice znający styl Ralpha Hasenhüttla z klubów, które poprzednio prowadził będą wiedzieli, jaką rolę w jego planach odgrywa ryzyko. W drugiej połowie z Manchesterem City i przy wyniku 1:3 mecz był znacznie bardziej otwarty, choć to oczywiście goście mieli kolejne okazje do poprawienia wyniku. Jednak mentalność zaprezentowana przez Southampton może dawać nadzieję na kolejne miesiące.
Jak w tym meczu zaprezentował się Bednarek? Zdecydowanie jego udział przy bramkach rywali był ograniczony poza trzecim golem Aguero, gdy rywal wybiegł zza pleców i bez kontroli polskiego obrońcy. Dośrodkowanie było świetne, lecz sposób w jaki City podwyższyła swoje prowadzenie i to w doliczonym czasie gry pierwszej połowy był zdecydowanie zbyt prosty z perspektywy szkoleniowca Southampton.
W całym spotkaniu Polak był bardzo aktywny, miał najwięcej prób odbiorów (pięć, po jednej zaliczył żółtą kartkę, choć faul był konieczny wobec zagrożenia w kontrze City), a także dwa przechwyty. Zdecydowanie do poprawy pozostanie jednak skuteczność jego podań, ponieważ tylko nieco ponad połowa z 21 zagrań była dokładna. Pod tym względem Bednarek zaliczył swój najsłabszy występ w obecnym sezonie.
Szaleństwo 2018 roku
Gdy jednak zaczynał się 2018 rok, Jan Bednarek nie miał prawa myśleć o tym, co stało się w kolejnych dwunastu miesiącach – w tym o występach przeciwko Chelsea, Arsenalowi czy właśnie Manchesterowi City. Wcześniej jako reprezentant seniorskiej kadry Polski zaistniał tylko przez krótką chwilę w meczu z Kazachstanem. Wcześniej jako nowy piłkarz w angielskim Southampton dostał jedynie 73 minuty w meczu Pucharu Ligi z Wolverhampton.
Napisać, że sytuacja się zmieniła byłoby błędem – w przypadku Bednarka zmieniała się ona w ciągu roku wielokrotnie. Po epizodzie w Pucharze Anglii w styczniu na kolejny mecz w Southampton czekał do kwietnia, gdzie jego udział był efektem kontuzji, ale i desperackich zmian szkoleniowca w obliczu zagrożenia spadkiem. I wtedy Markowi Hughesowi Bednarek się przydał: w pięciu meczach Premier League w których zagrał jego zespół przegrał tylko raz, zdobył osiem punktów i się utrzymał. Dodatkowo, Polak w debiucie przeciwko Chelsea strzelił również swojego premierowego gola.
Jak się okazało, z ligi na mundial droga była bardzo krótka, zwłaszcza w obliczu kontuzji Kamila Glika. Bednarek na turnieju w Rosji nie wystąpił tylko w pierwszej połowie meczu z Senegalem (1:2), w generalnie słabych w wykonaniu biało-czerwonych mistrzostwach on był jednym z jaśniejszych punktów. To także on zagwarantował zwycięstwo z Japonią w ostatnim meczu, zostając zarazem jednym z osiemnastu Polaków, którzy strzelili przynajmniej jednego gola w historii mundiali.
Jesień to powtórka z rozrywki w klubie: rola rezerwowego u Marka Hughesa, choć z pierwszoplanową rolą w nowej kadrze tworzonej przez Jerzego Brzęczka. W Southampton Bednarek musiał czekać na zmiany i gdy w dołującej drużynie do nich doszło, on u nowego szkoleniowca dostał szansę, w grudniu grając we wszystkich meczach. Gdyby nie te występy, to więcej niż w klubie miałby zaliczonych meczów dla kadry.
Podstawa do budowania
Bednarek w ostatnim miesiącu stał się niejako symbolem zmian, które w Southampton wprowadził Ralph Hasenhüttl. Austriacki szkoleniowiec miał prawo nie znać wcześniej Polaka, nie widzieć jego spotkań, bo obrońca przecież nie grał. A jednak z nim, podobnie jak z innymi zawodnikami, odbył indywidualną rozmowę w której jasno przedstawił swoje oczekiwania, elementy do poprawy oraz zadania do realizacji na boisku. Jeszcze z Cardiff nie przyniosło to oczekiwanego rezultatu (zespół przegrał 0:1), ale kolejny mecz z Arsenalem pokazał skuteczność pracy Hasenhüttla.
– Z Arsenalem Jan Bednarek zagrał świetnie. Ustawiony z prawej strony trzyosobowej defensywy, 22-latek znacznie obniżył zagrożenie Alexandre’a Lacazetta po jego wejściu w drugiej połowie. Miał też jedną kapitalną interwencję przy prostym wykończeniu Pierre-Emericka Aubameyanga. Wobec jakości i formy składu Southampton są poważne zastrzeżenia, ale w Bednarku Hasenhüttl mógł odnaleźć indywidualność wokół której może na nowo budować defensywę – pisał James Piercy w podsumowaniu spotkania w Guardianie.
I faktycznie, przy wielu rotacjach w kolejnych spotkaniach to Jan Bednarek był jednym z nielicznych zawodników, który utrzymywał swoje miejsce w składzie. Miejsce, ale nie pozycję – czasem grając bliżej prawej strony, a z Manchesterem City jako pół lewy stoper. Ważne jednak, że grał przynajmniej przyzwoicie: z Arsenalem miał najwięcej przechwytów i wybić, w tym ostatnim względzie należy do najskuteczniejszych zawodników Southampton.
O rosnącym znaczeniu Bednarka może świadczyć fakt, że w meczu z City zagrał pomimo tego, że do dyspozycji szkoleniowca był Maya Yoshida, bardziej doświadczony obrońca z Japonii. Zresztą podstawowa jedenastka posłana na mistrzów Anglii był również najmłodszą wystawioną przez Southampton w Premier League od pięciu lat. Jednak to, co zdarzyło się Bednarkowi w ostatnim miesiącu nie jest żadnym efektem fartu lub przypadku.
Jedna odpowiedź: jeszcze więcej pracy
Gdy w poprzednim sezonie Bednarek miał problemy z dostosowaniem się do fizyczności i intensywności angielskiego futbolu, to do Anglii ściągnął trenera od przygotowania motorycznego, by dodatkowo z nim pracować. Gdy w ostatnim roku mniej miał okazji do gry, rozpoczął współpracę z Damianem Salwinem, czyli trenerem mentalnym, który obecnie jest również w sztabie szkoleniowym reprezentacji Polski.
– Dał mi więcej spokoju, dzięki czemu mogę być bardziej skupiony nawet, gdy popełnię błąd – mówił Bednarek w niedawnym wywiadzie z Adrianem Kajumbą w „Daily Mirror”. – Szybko analizuję i zapominam o sytuacji. Wszystko po to, by lepiej myśleć i stać się lepszym piłkarzem. Przed meczem przeciwko czołowym zawodnikiem nie myśli się „och, to jeden z najlepszych piłkarzy na świecie, co ja zrobię?”. Nie, to normalny człowiek, także popełnia błędy, więc trzeba być spokojnym, dać z siebie wszystko i nie skupiać uwagi na kimś innym, ale na samym sobie – tłumaczył. Angielski dziennikarz w rozmowie z „Łączy Nas Piłka” podkreślał, że polski zawodnik był otwarty, chętny do rozmowy i cierpliwy w tłumaczeniu, jak minął mu ostatni rok.
– Myślę, że wcale nie minął tak szybko – dodawał Bednarek w wywiadzie. – Poświęciłem wiele energii w trakcie swojej drogi. Miałem wiele trudnych momentów, gdy nie grałem. A chciałem i ciężko na to pracowałem. Ktoś z boku może uważać, że wszystko zdarzyło się błyskawicznie, ale ta osoba nie wie, ile mnie kosztowało to energii, ile bólu czułem i jak wiele zrobiłem. Tylko ja to wiem. Jednak to dla mnie za mało. Chcę ruszać się do przodu, zrobić więcej i to mój cel – zaznaczał.
Inna tożsamość, większe szanse
W rozmowie z „Daily Mirror” mówił również o tym, że przed meczem stara się wyobrazić pewne sytuacje, by być na nie przygotowanym na boisku i reagować instynktownie. Jednak jedną z ważniejszych kwestii było z perspektywy obrońcy to, jak ma grać cały zespół, by z trudnej sytuacji – Southampton wciąż jest zagrożone spadkiem – wydźwignąć się już w 2019 roku. – Wszystko jest w głowie. Musimy grać odważnie, by sprawiać rywalom problemy. Być odważnym zespołem, przeć do przodu, atakować, podejmować dobre decyzje i ryzykować, by inne drużyny przeciwko nam cierpiały – mówił.
To w przypadku drużyny Ralpha Hasenhüttla będzie dłuższy proces, co pokazały ostatnie dwie porażki z West Hamem United (1:2) i Manchesterem City (1:3). Southampton ma młodą drużynę, która w pierwszej części sezonu cierpiała, bo nie mogła odnaleźć ani najlepszej jedenastki, ani dobrego systemu, ani tożsamości. A w niedzielę, pomimo braku punktów, było widać agresywność, pressing oraz ryzyko, które wcale nie jest typowe dla zespołów z dolnej części tabeli w takich starciach. Owszem, Southampton ostatecznie się to nie opłaciło, ale w kolejnych miesiącach ta różnica w nastawieniu może mieć kluczowy wpływ na poprawienie się losów drużyny. Wciąż z Janem Bednarkiem w składzie.
Michał Zachodny