Aktualności
Bayern wygrywa i rusza w pogoń za BVB
W Monachium starcie na szczycie Bundesligi traktowano jak przedsmak konfrontacji Ligi Mistrzów z Liverpoolem. W obozie Bawarczyków panuje bowiem przekonanie, że RB to zespół, który stylem gry mocno przypomina drużynę Juergena Kloppa. – Co prawda do końca nie można porównać Liverpoolu z RB Lipsk, ale ci drudzy mają podobny plan na grę jak „The Reds”. Przede wszystkim nastawiają się na mocny pressing, jak Anglicy i próbują zaskoczyć rywali szybkimi atakami – mówił trener Bayernu Niko Kovać.
W pierwszej połowie prób szybkich ataków w wykonaniu gości jednak tym razem nie odnotowaliśmy. Największe zagrożenie piłkarze z Lipska stworzyli po stałym fragmencie gry. Do dobrze bitej futbolówki wyskoczył Dayot Upamecano, ale jego strzał trafił w poprzeczkę. Ta sytuacja była podsumowaniem okresu dobrej gry „Byków”. Zespół Roberta Lewandowskiego też miał problemy ze stwarzaniem sytuacji, przez co do przerwy czystych okazji było bardzo mało, pomimo tego Bayern stworzył sytuację, po której mógł prowadzić. To było pierwsze ostrzeżenie Bawarczyków – prostopadłą piłkę do Lewandowskiego zagrał Serge Gnabry, kapitan reprezentacji Polski stanął oko w oko z golkiperem, lecz górą okazał się przeciwnik. Peter Gulacsi świetną interwencją uratował zespół przed utratą gola.
„Lewy” toczył w środowy wieczór bezpośredni pojedynek z Timo Wernerem. Rywalizacja dziewiątek, nie tylko ze względu na ustawienie na boisku, ale liczbę strzelonych w tym sezonie ligowym goli (dziesięć), zapowiadała się ekscytująco. Sam Lewandowski przed tym spotkaniem miał już na koncie 22 trafienia we wszystkich rozgrywkach, o jedno mniej niż Werner do spółki z drugim napastnikiem Lipska, Yussufem Poulsenem. A jeśli jesteśmy już przy Wernerze to warto wspomnieć, że Niemiec w dotychczasowych potyczkach z Bayernem strzelił trzy gole, w tym jednego w marcowym meczu. RB wygrał wtedy 2:1, a niemiecki snajper przyczynił się do pierwszej, historycznej wygranej nad Bawarczykami.
Tym razem tyle szczęścia nie miał. Był praktycznie niewidoczny, bo odcięty od podań. A jak już miał okazję do strzału, to znalazł się na pozycji spalonej. W 78. minucie dobrą robotę w polu karnym wykonał Lewandowski. Polak wywarł presję na Gulacsim, w efekcie czego węgierski bramkarz wypuścił piłkę z rąk, dopadł do niej Nilkas Suele, który uderzył nad bramką. Po chwili znów dał o sobie znać reprezentant Polski. Nasz piłkarz efektownie podawał głową do Joshuy Kimmicha, lecz ten z bliska nie potrafił pokonać bramkarza. Gulasci w fenomenalnym stylu odbił futbolówkę, po raz kolejny zapobiegając utracie bramki.
Węgier mógł zostać bohaterem spotkania, lecz to miano odebrał mu Franck Ribery. Francuz zmienił jeszcze w trakcie pierwszej części kontuzjowanego Gnabry'ego, w końcówce wkręcił w murawę obrońcę, popisał się swoim więc znakiem rozpoznawczym, i trafił do siatki. Bayern wygrał i zaczyna pogoń za Borussią Dortmund.