Aktualności

Arkadiusz Milik – śląski charakter pomógł mu wejść na szczyt

Reprezentacja04.11.2019 
Arkadiusz Milik został najlepszym polskim strzelcem w Serie A. Historia, którą obecnie pisze, miała swój początek w jednym z katowickich klubów. To w Rozwoju wszystko się zaczęło. Tam kształtował się charakter przyszłego reprezentanta Polski. Już w młodym wieku posiadał umiejętności niezbędne do zaistnienia w poważnym futbolu. – Miał swój rytuał treningowy. Dzięki temu rozwinął się tak piłkarsko – słyszymy od byłego trenera napastnika Napoli.

32 gole w 72 spotkaniach – to najważniejsze liczby, szczególnie ta pierwsza – jeśli chodzi o Arkadiusza Milika. 25-letni zawodnik przebił wynik Zbigniewa Bońka sprzed lat, który grał w Juventusie Turyn oraz Romie, wyprzedzając prezesa Polskiego Związku Piłki Nożnej w liczbie bramek zdobytych na włoskich boiskach.

Ajax – tak!

Milik trafił na Półwysep Apeniński w sezonie 2016/17. Przychodził z Ajaxu Amsterdam, gdzie dał się poznać jako strzelec wyborowy. W rozgrywkach 2015/16 zaliczył 21 trafień, o dziesięć więcej niż we wcześniejszym sezonie w Eredivisie. Zanim jego talent eksplodował na dobre, odbił się od ściany w Bayerze Leverkusen. „Aptekarze” nie widząc miejsca dla Milika w pierwszej drużynie zdecydowali się oddać piłkarza Augsburgowi na wypożyczenie (18 spotkań, 2 gole), następnie ten sam ruch wykonali, przekazując go Ajaxowi. Po pierwszym sezonie występów w klubie z Amsterdamu został wykupiony z Bayeru. No i w wieku 22 lat był trzecim najlepszym snajperem ekstraklasy holenderskiej. Więcej goli od polskiego napastnika strzelili wtedy tylko Vincent Janssen (27) oraz Luuk de Jong (26). Za plecami Polaka znalazł się m.in. Dirk Kuyt (19 bramek).

– Transfer Arka do Ajaxu okazał się „strzałem w dziesiątkę”. Został piłkarzem klubu, w którym stawia się na młodzież, promuje się młodych z zewnątrz. Miał więc szansę pokazać się w Europie już w pierwszym rzucie – przekonuje były reprezentant Polski i zawodnik Serie A, obecnie ekspert od ligi włoskiej w Eleven Sports Piotr Czachowski.

W Ajaxie szybko poznali się na talencie polskiego snajpera. Równie dużym kredytem zaufania obdarzył Milika kilka lat wcześniej trener Górnika Zabrze Adam Nawałka. Już w pierwszym meczu sezonu 2011/12 w podstawowym składzie zabrzan wyszedł 17-letni wówczas Milik. Ów nastolatek zaliczył asystę przy golu Pawła Olkowskiego. W kolejnych spotkaniach tak łatwo i przyjemnie nie było. Debiutujący w ekstraklasie zawodnik grał coraz mniej, następnie nie mieścił się w kadrze, a od 10. kolejki znów dostawał więcej szans. Jednak bramek jak nie było tak... nie było nadal. Przełom nastąpił w 24. serii spotkań przeciwko Koronie Kielce.



– Na swoje szczęście trafił na konsekwentnego w swoich decyzjach Adama Nawałkę. W końcu się opłaciło. Z Koroną był karny po faulu na Arku. Ktoś inny miał strzelać, jednak Arek zabrał piłkę, ustawił ją na jedenastym metrze. Trafił, kilka minut później poprawił drugą bramką. Nastąpił moment zwrotny, blokada pękła. Wystarczyło przełamanie, wiedział co z tym zrobić – mówi Łączy Nas Piłka Mirosław Smyła, u którego Milik debiutował w seniorskiej piłce. Uściślając: była to III liga.

300 strzałów na tydzień

– Takich chłopaków pamięta się na zawsze! Dwa razy w pracy trenerskiej spotkałem się z przypadkiem piłkarza schodzącego z boiska ze łzami w oczach, przepraszającego, że nie był w stanie pomóc drużynie. Jednym z nich był Arek. On mocno cierpiał z tego powodu, a przecież dopiero co stawiał pierwsze kroki w Rozwoju. U mnie w debiucie strzelił gola, lobując bramkarza z 25 metrów – opowiada Smyła.

Były szkoleniowiec dzisiejszego rekordzisty Polski, jeśli chodzi o gole strzelone w Serie A, za największy plus Milika, oprócz lewej nogi, zawsze uważał charakter. – Pierwsza bramka w seniorach nie sprawiła, że się tym zachwycił. Na następnym treningu powtarzał swój stały rytuał. Musiał w tygodniu oddać 300 strzałów na bramkę. W tamtych czasach w Rozwoju w jego roczniku grali Konrad Nowak, Przemysław Szymiński, Adam Żak z Jastrzębia. Utalentowany zespół. Zdobyli zresztą brązowy medal mistrzostw Polski. Arek był najlepszym strzelcem drużyny. Późniejszy wybór Górnika, mimo oferty z Legii, która mocno o niego walczyła, z punktu widzenia rozwoju, był jak najbardziej trafny – przekonuje szkoleniowiec pracujący obecnie z piłkarzami Korony Kielce.

W Górniku Milik spędził dwa sezony. W pierwszym strzelił cztery gole, w kolejnym siedem i to tylko w rundzie jesiennej, bo wiosną występował w Niemczech. – Po pierwsze: niesamowicie skromny chłopak. Od razu było widać, że jak na swój wiek jest bardzo rozwinięty fizycznie i piłkarsko. Wielu szybko zaczęło wróżyć mu karierę. Mieli nosa. Ciężko pracował na to, żeby zyskać zaufanie trenera Nawałki. Pamiętam jak pół godziny po treningu wszedł do szatni trener Nawałka. Arek dawno przebrany w dres, chciał się zwijać do domu, ale gdy tylko zobaczył Nawałkę, to w tym „wyjściowym stroju” zaczął się rozciągać. Niezły ubaw mieliśmy – śmieje się Adam Danch, który dzielił szatnię z Milikiem w Zabrzu.



Nie odpuścił, dopóki nie wyszło

Sytuację tę dobrze pamięta także Marcin Wodecki. – Debiutant, nie znał się. Trener tylko na niego popatrzył i zapytał: „A ty co robisz, gdzie się wybierasz, przecież jest odnowa?!”. Biedak myślał, że koniec treningu, a tu musiał się rozebrać i iść na odnowę – uzupełnia Wodecki, po czym dodaje: – Na pewno można Arkowi pozazdrościć tej znakomitej lewej nogi. Ma w niej tzw. precyzję. Gdy coś mu nie wychodziło od razu starał się to naprawić, bo nie dawało mu to spokoju. Mocno trenował, robił wszystko, żeby się poprawić. Był wrażliwy, ale konsekwentnie dążył do celu. Ze względu na dobrą lewą nogą był specyficznym zawodnikiem. Od razu powiedziałem: „No, coś z niego w przyszłości będzie!”.

Byli koledzy reprezentanta Polski są zdania, że Milik nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. – Wszedł na bardzo wysoki poziom. Nawet fizycznie ciągle się poprawia – przekonuje Danch. – Arek teraz jest na najwyższej półce. Przecież niektórzy mówili, że wyjeżdża za szybko, niepotrzebnie robi te kolejne kroki... Wybronił się umiejętnościami. Grać w Napoli, Serie A – mało kto może to osiągnąć. Arek zasłużył, żeby znaleźć się na szczycie – tłumaczy Wodecki.

Najlepszy w historii polski strzelec w ekstraklasie włoskiej w poprzednim sezonie pokazał, że opanował sztukę strzelania rzutów wolnych. W pewnym momencie miał na koncie trzy bramki z wolnego, każdy wykonany w inny sposób. – Arek potrafi zrobić coś z niczego. Walczy nie tylko z przeciwnikiem, ile z samym sobą. Wszyscy znamy bowiem jego problemy zdrowotne. Gra w klubie, w którym musisz być na topie, bo tego oczekuje wymagająca publiczność w Neapolu – zaznacza Czachowski.

Smyła: – Arek nie daje po sobie poznać, że jest gwiazdą. Właśnie to jest w nim najlepsze: ludzkie podejście. Nie zapomniał o Rozwoju, zawsze dzielił się z nami sprzętem. Pomagał jak mógł, wspierał. Wie skąd się wywodzi i pielęgnuje swoje korzenie. Te wszystkie jego pozytywne cechy spowodowały, że mimo poważnych kontuzji i operacji w krótkim czasie potrafił się podnieść. Wielu piłkarzy po czymś takim nie jest w stanie się odbudować już do końca kariery. A on doszedł do siebie, strzela ważne gole, jest etatowym reprezentantem Polski. Jego ostatnia bramka w reprezentacji to żaden przypadek. Arek to potrafi jak nikt. W Rozwoju nigdy już chyba nie będzie lepszej lewej nogi...

Piotr Wiśniewski

Zobacz również

© PZPN 2014. Wszelkie prawa zastrzeżone. NOWY REGULAMIN ŁNP od 25.03.2019 REGULAMIN PROFILU UŻYTKOWNIKA PZPN Polityka prywatności