Aktualności

[ANALIZA] Stracone gole, kwestia Lewandowskiego i konieczność reakcji

Reprezentacja06.09.2019 
Dlaczego spotkanie w Słowenii przypominało to, które Polacy rozegrali w Macedonii wiosną? Z czego wynikał pierwszy stracony w eliminacjach gol? Gdzie biało-czerwoni szukali reakcji po przerwie? Gdzie był największy problem w rozegraniu? Jak odzyskać dla drużyny skuteczność Roberta Lewandowskiego? Zapraszamy na pięciopunktowe podsumowanie meczu w Ljubljanie, które w piątek Polacy przegrali 0:2.

Jak w Macedonii

Początek był obiecujący. Dwa wygrane na połowie przeciwnika stałe fragmenty, wciśniecie gospodarzy w ich własne pole karne, zbierane drugie piłki na połowie Słowenii. Polacy nie czekali, jak ułoży się spotkanie, ale sami chcieli złapać odpowiedni rytm, by rywal musiał się dostosować. Ale gdzieś ta pewność siebie uleciała i to dosyć szybko, bo już po pierwszym strzale Josipa Ilicicia z jedenastej minuty. Jeszcze po chwili strzał Mateusza Klicha został zablokowany po dobrej, dynamicznej kontrze lewą stroną, ale później płynności w grze brakowało.

Coraz więcej było fauli z obu stron, a każda próba ataku bardziej szarpana - zupełnie jak wiosną w Skopje, gdy podobne trudności Polakom sprawiali Macedończycy. Sprzyjało to również Słoweńcom, którzy wyraźnie nastawieni na kontry wykorzystywali wolne przestrzenie. Każde ich podanie było zagrywane do najlepszego w ich drużynie Ilicicia. Ostatecznie to oni wykorzystali moment zagapienia i stratę biało-czerwonych, stały fragment gry uzyskując po tym, jak Krychowiak musiał wślizgiem wybić piłkę za linię końcową.

Pierwszy stracony gol

Właśnie ze stałego fragmentu Polacy stracili swój idealny bilans bramkowy: dośrodkowanie na bliższy słupek zostało przebite, a na dalszym znalazł się Aljaż Struna, który z bliska wbił piłkę do bramki. Można było odnieść wrażenie, że był całkowicie nieobstawiony i odpuszczony. To jednak po części efekt zmiany sposobu bronienia stałych fragmentów przez reprezentację Polski – z krycia indywidualnego na strefowe.

Polacy ustawiają się w dwóch liniach, jedna na piątym metrze, druga bliżej jedenastego. Bliższa bramki ma nie dopuszczać do strzałów, druga – blokować wbiegających rywali. Stąd błąd przy bramce był bardziej zespołu, nie indywidualności: pozwolono, by dobrze dośrodkowana piłka była zbita, a następnie wbita do bramki. Można powiedzieć, że Polacy wciąż do nowego systemu bronienia się dostosowują, ponieważ także w meczach z Łotwą i Izraelem dopuszczali przeciwników do strzałów.

Próba reakcji

Im dłużej trwała pierwsza połowa, tym bardziej oczywisty stawał się problem biało-czerwonych w rozegraniu już od obrony. Zbyt często piłka wędrowała w poprzek lub między stoperami i Krychowiakiem. Już po pół godzinie gry Jan Bednarek zachęcał Michała Pazdana, by bardziej zdecydowanie wprowadzał piłkę, gdy ma przed sobą wolną przestrzeń.

To wyraźnie udało się skorygować w przerwie. Już w pierwszych kilku minutach właśnie Pazdan zdecydował się na dwa udane zagrania: jedno mijające linię pomocy rywali, drugie przerzutem piłki na przeciwległe skrzydło. Każdorazowo atak biało-czerwonych przyspieszał, a same zmiany kierunków otwierały nowe możliwości wykonania podania. Tej różnorodności również brakowało przed przerwą, gdy zdecydowaną większość akcji goście przeprowadzali prawą stroną.

Nie dali nadziei

Problem był jednak jeszcze dalej od obrony. Najgroźniejszymi zawodnikami reprezentacji Polski w meczu ze Słowenią byli Grzegorz Krychowiak i Krystian Bielik. Pierwszy oddał celny strzał w 70. minucie, drugi – kilka minut po wejściu na boisko uderzył minimalnie niecelnie po indywidualnym rajdzie. Również zmieniony Mateusz Klich miał jedną z lepszych okazji w pierwszej połowie, choć jego próba została zablokowana.

Jednak sami Polacy będą wiedzieć, że to nie powinna być rola środkowych pomocników a napastników. Jednak oni tego dnia cierpieli: Lewandowski był znów obijany przez rywali przy każdym kontakcie z piłką, bardzo rzadko mogąc obrócić się w stronę bramki rywali. Krzysztof Piątek miał podobne problemy, a do niego jeszcze rzadziej dochodziły podania z drugiej linii. Gdy już udawało się przyspieszyć akcję, to piłka wędrowała do skrzydła, gdzie szukano dośrodkowania – większość kończyła się wybiciem i powtórką w rozwiązywaniu tej boiskowej łamigłówki.

Dotychczas nie są to eliminacje Roberta Lewandowskiego. Napastnik strzelił dwa gole, w tym jednego z rzutu karnego, ale rzadko dochodzi do okazji z gry. Z Macedonią, Austrią i teraz przeciwko Słowenii nie oddał nawet jednego strzału. Brakowało mu okazji, częściej widoczny był w rozegraniu, gdy wycofywał się do środkowych pomocników. Każdy wie – a zwłaszcza rywale – że najgroźniejszy jest w polu karnym. Jeszcze przy bezbramkowym remisie okazji do posłania takich zagrań było sporo, także w drugiej połowie pojawiały się szanse na skrzydłach. By jednak z umiejętności Lewandowskiego korzystać w pełni, te próby dośrodkowań muszą być lepsze, dokładniejsze. Nie wydaje się to skomplikowaną diagnozą problemów biało-czerwonych, lecz w szerszym planie gry i to zwłaszcza z dwójką napastników dokładność w strefie ataku naprawdę jest najważniejsza.

Najczęściej grę starał się przyspieszać Piotr Zieliński, ale przy niskim pressingu rywali brakowało mu opcji. W końcu gdy udało mu się zgrać nad drugą linią w pole karne do Lewandowskiego, ten zbił piłkę do Grosickiego i padła bramka. Nieuznana, ponieważ sędzia dopatrzył się faulu. Była to jedyna udana akcja Polaków w całym meczu. Nie jest to odosobniona sytuacja, bo podobne problemy z rozegraniem były w każdym z poprzednich dwóch meczów wyjazdowych Polaków w tych eliminacjach. Na pocieszenie – w drugich spotkaniach każdej z przerw reprezentacyjnych biało-czerwoni grali lepiej.

Sprowadzeni na ziemię

Dzień przed meczem Jan Bednarek mówił na konferencji prasowej, że Polacy nie są wciąż w takiej pozycji by bujać w obłokach i myśleć o grze na mistrzostwach Europy. Pomimo słabej formy domowej Słoweńców również selekcjoner wskazywał, że jego zespół czeka najtrudniejsze spotkanie. Teraz – już po porażce 0:2 – najtrudniejsze będzie to z Austrią, która tego samego dnia pokonała Łotwę aż 6:0.

Reakcja jest konieczna, by pokazać, że wymienione niedociągnięcia wynikały bardziej z niedyspozycji dnia, niż szerszego problemu. Stracone gole po stałym fragmencie i długim podaniu przy wysoko ustawionej obronie są elementami do wyeliminowania po analizie. W rozegraniu biało-czerwoni muszą poszukać rozwiązań szybciej i to także w trakcie krótkich zajęć między meczami.

Gdzie więc upatrywać nadziei? W listopadzie po ostatniej porażce biało-czerwonych w towarzyskim meczu z Czechami udało się kadrze zagrać jedno z lepszych spotkań w ostatnim czasie przeciwko Portugalii na zakończenie Ligi Narodów (1:1). Po mundialu, gdzie reprezentacja zawiodła, już przeciwko Włochom w Bolonii biało-czerwoni zaprezentowali się bardzo dobrze, choć również zremisowali. W poprzednich eliminacjach na dotkliwą wpadkę w Kopenhadze zareagowali wyraźnym zwycięstwem z Kazachstanem. Doświadczenie w tej kwestii Polacy więc mają, by w ciągu tych 72 godzin zafunkcjonować odpowiednio i utrzymać pewną pozycję lidera w swojej grupie eliminacyjnej.

Michał Zachodny

Zobacz również

© PZPN 2014. Wszelkie prawa zastrzeżone. NOWY REGULAMIN ŁNP od 25.03.2019 REGULAMIN PROFILU UŻYTKOWNIKA PZPN Polityka prywatności