Aktualności

[ANALIZA] Praca Lewandowskiego, powrót duetu i nerwowy kwadrans

Reprezentacja05.09.2017 
To tylko Kazachstan, najsłabsza drużyna w grupie. To tylko trzybramkowe zwycięstwo, wcale nie najwyższe biało-czerwonych w eliminacjach mistrzostw świata. Jednak porównanie przemiany reprezentacji Polski na przestrzeni czterech dni – od 0:4 z Danią do poniedziałkowego zwycięstwa – może napawać optymizmem, że zespół Adama Nawałki przed najważniejszą fazą wraca do tego, co jest dla trenera, piłkarzy i kibiców normalnością.

Lider z prawdziwego zdarzenia

Polakom może kończą się komplementy pod adresem Roberta Lewandowskiego, ale na szczęście czasem rywale biało-czerwonych powiedzą coś nowego. – Co z tego, że w meczu z nami nie miał on swoich pięciu minut? Lewandowski to klasa światowa. On gra dla drużyny, dla jej efektów – podkreślił Aleksandr Borodiuk, selekcjoner Kazachstanu. W zasadzie dla kapitana ten mecz nie zaczął się w poniedziałek wieczorem, ale już po przegranej w Kopenhadze. To wtedy zaczęły się pierwsze rozmowy o tym, jak z Danią było, a jak naprawdę i według standardów reprezentacji być powinno. I po odprawach ze sztabem dyskusje trwały: w grupach, w parach, ale najczęściej właśnie z udziałem Lewandowskiego. On z Kazachstanem miał ciężko, pierwszą okazję do strzału miał przy rzucie wolnym z 72. minuty, gdy tylko błędna decyzja sędziowska odebrała mu gola. Ale wcześniej nie prezentował się źle: znów skupiał na sobie dwóch, trzech rywali. Pozwalał się faulować, by zespół miał stałe fragmenty, które są jego atutem. Częściej rozgrywał, budował akcje na bokach boiska – tylko czterech piłkarzy zaliczyło więcej od niego dokładnych podań. Trzy z nich były kluczowe, jedna z dwóch efektownych „piętek” powinna skończyć się asystą. Ale do zapamiętania powinna być przede wszystkim jego ciężka praca dla drużyny: w tym cztery udane interwencje na własnej połowie. Tym bardziej zasłużył sobie na tego gola z rzutu karnego.

Powrót drugiego napastnika

Tym, który znów korzystał na pozycji i statusie Lewandowskiego był Arkadiusz Milik. Napastnik Napoli zagrał w wyjściowym składzie reprezentacji Polski po raz pierwszy od meczu z Danią w październiku 2016 roku, gdy odniósł kontuzję kolana. Szybko też pokazał, że w związku z tym nie ma żadnych obaw, ani wspomnień. To on najczęściej zagrażał bramce rywali, miał siedem strzałów, choć tylko dwa celne. Może to jeszcze efekt braku ogrania, dochodzenia do optymalnej formy, ale takiego Milika kadra potrzebuje. Zwłaszcza, że starał się też wspierać rozegranie, skutecznie zbierał drugie piłki, by zamiast zostać skontrowanym jego zespół sam mógł zaatakować. – Cieszę się z tej szansy, ze strzelonego gola po dłuższym czasie. Szkoda tylko mojej szansy z pierwszej połowy, bo przy 2:0 grałoby nam się łatwiej. Jednak jesteśmy nadal na pierwszym miejscu w grupie, a to dla nas, dla kibiców najważniejsze – powiedział Milik po spotkaniu. Zauważył to również Adam Nawałka. - Było kilka świetnych momentów współpracy z Robertem, z linią pomocy. Kwestia gry jednym, dwoma napastnikami zależy od dyspozycji zawodników, przeciwnika. Wypracowaliśmy na tyle styl gry w obu ustawieniach, że mamy możliwość wyboru. Nasza gra musi być doskonalona, wiele elementów jest do poprawy, ale cieszy mnie, że już zaczęliśmy znów funkcjonować w systemie 4-4-2. To duża wartość drużyny – zapewniał selekcjoner.

Udane zmiany

Po wysokiej porażce w Kopenhadze – najsłabszym meczu za kadencji Adama Nawałki – była najlepsza okazja do tego, by przeprowadzić rewolucję w składzie. W końcu jeśli zawiedli wszyscy, to nikt nie mógł być pewien swojego miejsca w drużynie na Kazachstan. Jednak selekcjoner wybrał rozwiązanie pośrednie: zachowując kręgosłup drużyny dodał pewności najważniejszym zawodnikom, a jednocześnie poszerzył sobie możliwości dzięki wprowadzeniu nowego zawodnika i przywróceniu dwóch, którzy z różnych powodów z podstawowej jedenastki wypadli. I już w jedenastej minucie trzech nowych zrobiło akcję na pierwszego gola – Maciej Rybus dośrodkował, Maciej Makuszewski zgrał głową, a Arkadiusz Milik wykończył atak strzałem. Lewy obrońca w tym spotkaniu przede wszystkim pokazał skupienie na pracy defensywnej (wygrał 68% pojedynków, miał trzy udane odbiory), natomiast prawoskrzydłowy starał się udowodnić, że może być kolejnym „zadaniowcem” w talii Nawałki. O ile między nim, a Jakubem Błaszczykowskim różnica w jakości była widoczna, o tyle szybkość Makuszewskiego i gra jeden na jednego miały zamęczyć przeciwnika już po pierwszej połowie.

Czyste konto

To fakt – żaden inny lider grup eliminacji MŚ w fazie europejskiej nie stracił tylu goli, ile Polska (11). Dlatego po przyjęciu czterech bramek w Kopenhadze, czyste konto należy cenić na równi ze zwycięstwem. Owszem, przeciwnik był słaby, poza akcją z nieuznanym golem nie potrafił oddać celnego strzału, ale biało-czerwoni pokazywali w ostatnim roku, że mają momenty słabości, które zwykle kosztują utratę bramek. W poniedziałek Kazachowie mogli wykorzystać jeden z dwóch błędów Kamila Glika przed przerwą, mocniej docisnęli w drugiej połowie, lecz bez efektów. Głównie dlatego, że linia obrony zagrała spójnie – defensorzy byli blisko siebie, odpowiednio się asekurowali, komunikowali i byli blisko przeciwnika. – Wreszcie zagraliśmy normalnie – powiedział Michał Pazdan o obrońcach. Ta pewność, że daje to efekty może się przydać już za miesiąc, w starciach z Armenią i Czarnogórą. Wtedy Polacy na momenty niepewności w tyłach po prostu nie mogą sobie pozwolić.

Ten kluczowy kwadrans

Jest historia, która w tych eliminacjach powtarza się co spotkanie. Zawodnicy Adama Nawałki – niezależnie od wyniku – wychodzą na boisko po przerwie i wpadają w dołek. Grają wolniej, mniej dokładnie, bez agresji i tracą pole. W pierwszym kwadransie drugich połów stracili aż pięć z jedenastu goli, według statystyk to wtedy notują najniższe posiadanie (45%, średnie z całości – 55%), celność podań (80% przy średniej 84%), wygrywają najmniej pojedynków (49%, a średnia to 53%). Dwukrotnie pokazał to Kazachstan: w pierwszym meczu zdobywając dwie bramki, w tym poniedziałkowym jedyny raz przejmując dominację piłkarską (56% posiadania) i fizyczną (56% pojedynków wygranych). Efektem były dwa strzały, ale też nieuznany gol rywali. Jeśli szukać materiału do poprawy, to ten fragment jest jednym z głównych wątków do analizy dla sztabu selekcjonera.

Nerwy w środku

Doszukując się nowości w reprezentacji Polski należy wskazać na środek pola: po raz pierwszy w wyjściowym składzie w roli jedynych środkowych pomocników zagrali Krzysztof Mączyński i Piotr Zieliński. Była to współpraca, którą do tej pory Adam Nawałka starał się wspierać dodatkowym zawodnikiem, najczęściej Karolem Linettym, czasem Grzegorzem Krychowiakiem. Widać było, że obaj rozgrywający się docierają: często znajdowali się zbyt blisko siebie, niemal w tej samej strefie, co ograniczało im możliwości podań. Jednak rośli wraz ze spotkaniem, przetrwali trudniejszy fragment po przerwie. I zdecydowanie poprawili to, co tak kulało w Kopenhadze – zbieranie drugich piłek. Zieliński właśnie w tym elemencie się wyróżnił w drużynie, zaliczył takich interwencji aż 15, w tym 12 na połowie przeciwnika. Mączyński mniej – siedem – ale za to obaj mieli po cztery udane odbiory, podawali z wysoką dokładnością, choć zdarzyły im się błędy, to ani razu nie tracili piłki na własnej połowie.

Nauka panowania nad sobą

Takich kilku dni reprezentanci Polski za sobą jeszcze nie mieli, przynajmniej nie w tym składzie. Najpierw drużyna została kompletnie rozbrojona, wątpliwości narastały z każdą strzelaną przez Duńczyków bramką. Efekty klęski z Kopenhagi – choć piłkarze przyznawali to niechętnie – było widać w zwycięstwie z Kazachstanem. Czasem wyrażały się poprzez brak podejmowania ryzyka, częściej przez zwiększoną nerwowość ilekroć rywale choć trochę bardziej wychodzili pressingiem. Ale to były momenty próby: każda dobra decyzja, interwencja i nawiązana akcja pozwalały nabierać przekonania, że zespół powoli wraca na swoje tory. Nie do osiągnięcia maksymalnego poziomu swojego potencjału – było to niemożliwe przy problemach indywidualnych reprezentantów, niewielkim czasie do dyspozycji selekcjonera, a także w kontekście porażki 0:4 – ale zasygnalizowania, że drużyna pamięta, czym jest normalność. – Dobrze, że dziś tak zareagowaliśmy, że wciąż wszystko zależy od nas – zapewniał Robert Lewandowski. Tego zgrupowania nie można zaliczyć do w pełni udanych – jak i nie w drugą stronę – nie można powiedzieć, że zespół zrobił krok w przód, ale… czasem cofnięcie się i spojrzenie z większego dystansu pozwala lepiej przeanalizować i swoją sytuację, i to, jakie są dalsze możliwości rozwoju.

Michał Zachodny

Zobacz również

© PZPN 2014. Wszelkie prawa zastrzeżone. NOWY REGULAMIN ŁNP od 25.03.2019 REGULAMIN PROFILU UŻYTKOWNIKA PZPN Polityka prywatności