Aktualności
[ANALIZA] Bez drogi na skróty
Były przechwyty, złapane dośrodkowania, interwencje na przedpolu, ale na obronę strzału – przecież podstawę w pracy bramkarza – Łukasz Fabiański czekał wyjątkowo długo. Ale najwięcej było tego, co we współczesnym futbolu staje się coraz bardziej podstawowym zadaniem dla golkiperów: rozgrywania piłki. I to nie rozumianego przez długie wznowienia do napastników, ale takich wymian krótkich i średnich podań, które mają prowadzić do stworzenia przewagi w środkowej strefie, a potem pod bramką przeciwnika.
– Chcę, by zespół przeprowadzał piłkę od obrony do pomocy, od pomocy do ataku. W meczu z Włochami była sytuacja, gdy Łukasz zagrał mocno do Mateusza Klicha, który akurat stracił czujność i rywale stworzyli swoją najlepszą sytuację, mogli nam strzelić gola. Wolę jednak, gdy 20-30 razy będziemy takiego rozegrania próbowali i stworzymy sobie przewagę, a raz będziemy mieli problemy, niż sytuacje, gdy musimy walczyć w powietrzu o piłkę – tłumaczy selekcjoner reprezentacji Polski, Jerzy Brzęczek.
Faktycznie, największa różnica między tym, jak prezentowała się kadra Adama Nawałki i jak rozpoczyna ataki zespół Jerzego Brzęczka polega na roli bramkarza. Oczywiście nie oznacza to, że reprezentacja w ostatnich latach tylko wykopywała piłkę, lecz faktem jest, że raczej starała się unikać wymiany podań pod wysokim pressingiem przeciwnika, nie zapraszała go do tego. A w przypadku nowego selekcjonera nacisk na wciągnięcie przeciwnika do takiej gry i wyjście przyspieszającym prostopadłym podaniem było wyrażane już w pierwszych treningach prowadzonych przez Jerzego Brzęczka.
– Z Włochami zagraliśmy odważnie, nie baliśmy się wyprowadzać piłki od własnej bramki. Budowaliśmy akcje od tyłu. Staraliśmy się stosować wysoki pressing, z którego udało się stworzyć kilka dogodnych sytuacji – podkreślał Łukasz Fabiański, bramkarz reprezentacji Polski.
Efekty były widoczne i najlepiej wyraża je jedna liczba. 59 – tyle podań w tym meczu wymienił Fabiański, co jest nie tylko najwyższym wynikiem w drużynie, ale też jego osobistym w ciągu ostatnich pięciu lat. O tym, jak wyjątkowy to wynik świadczyć może to, że przecież występował w tym czasie w Arsenalu oraz Swansea, które (mniej lub bardziej okresowo) opierały swoją grę na podobnych schematach. A ta liczba podań to też więcej, niż zaliczył w ciągu 120 minut z Portugalią w ćwierćfinale mistrzostw Europy 2016. Warto również podkreślić, że w obecnym sezonie, już w barwach West Hamu United, jest… dopiero 82. w klasyfikacji średniej liczby podań bramkarzy z pięciu czołowych lig Europy.
Fabiański w pomeczowych rozmowach zaznaczał również, że problem pojawił się po przerwie, gdy wraz ze zmęczeniem i wyższą intensywnością gry rywali coraz częściej musiał zagrywać długie podania, które nie przynosiły takiego efektu. – Z naszej strony nie było kunktatorstwa, bojaźni, a przecież jeszcze nie było tyle okazji, by przećwiczyć wszystko, wszystkie elementy. Potrzebujemy pewnych automatyzmów, a przede wszystkim czasu – podkreślał jednak Jerzy Brzęczek.
Fabiański jako bramkarz potrafi się do zmian dostosować. – Myślę, że poradziłbym sobie w każdym systemie gry – mówił w wywiadzie w magazynie „Projekt Mundial”. Zresztą komfort selekcjonera polega na tym, że do tego stylu rozegrania pasują również Wojciech Szczęsny i Łukasz Skorupski. Obaj grają we Włoszech, gdzie od bramkarzy wymagana jest doskonała gra nogami, umiejętność czytania wydarzeń na boisku tak, by korzystał na tym zespół. Występując czy to w AS Romie, czy obecnie w Juventusie Szczęsny bardzo często współpracuje w pierwszej fazie ataku z obrońcami, by następnie przyspieszyć akcję podaniem do boku.
Ten sposób rozegrania wymaga odpowiedniej koordynacji całego zespołu. Oczywiście zaczyna się od wymian piłki bramkarza ze środkowymi obrońcami, ale już wysokie ustawienie napastników pozwala na rozciągnięcie formacji rywala, który podchodzi z wysokim pressingiem. Istotna jest rola bocznych defensorów, którzy muszą zająć takie pozycje, by mieć przestrzeń na otrzymanie oraz przyjęcie podania od golkipera. W tym czasie środkowi pomocnicy albo na zmianę podchodzą do rozegrania, albo tak wyciągają przeciwników, by inni mieli więcej czasu przy piłce.
Oczywiście, że taka taktyka jest uzależniona od rywala. O ile Włosi podchodzili z wysokim pressingiem, o tyle już w drugim spotkaniu z Irlandią przeciwnicy ustawili się w niskim pressingu i nie zależało im na atakowaniu biało-czerwonych pod ich bramką. Dlatego w meczu towarzyskim Szczęsny już tych podań miał mniej (w sumie 24, czyli trzynasty wynik spośród wszystkich polskich piłkarzy, którzy wystąpili we Wrocławiu) ciężar rozegrania przeniósł się bardziej na obrońców oraz środkowych pomocników. – W ataku pozycyjnym trudno było nam zagrywać piłki za obrońców. Było jasne, że nie będziemy mieli takich możliwości jak we Włoszech. Tam mogliśmy wychodzić z kontrami, mieliśmy wolne strefy – tłumaczył różnicę selekcjoner.
Jego komfort polega właśnie na tym, że niemal w ciemno mógł założyć, że i Fabiański, i Szczęsny odnajdą się w opisanym sposobie rozegrania. Czasu na dostosowanie pozostałych zawodników jest mało, lecz wdrożenie tego stylu jest również wyrażeniem potencjału oraz jakości w składzie reprezentacji Polski. – Mnie i sztabowi szkoleniowemu zależy na tym, by ta drużyna była silna i grała skutecznie. Podsumowując dwa spotkania, które rozegraliśmy, mogę powiedzieć, że jestem zadowolony z tego, co się wydarzyło – podkreślał Jerzy Brzęczek. – Przyznam wręcz, że jesteśmy nieco dalej, niż oczekiwałem. Z różnych względów, nie tylko czysto piłkarskich, boiskowych, ale również atmosfery w zespole. Myślałem, że pewne sprawy będą trwały nieco dłużej. Tymczasem udało się to wypracować dużo szybciej i to mnie bardzo cieszy – zakończył selekcjoner.
Michał Zachodny