Aktualności
39 minut gotowości. Dlaczego statystyki nie definiują Wojciecha Szczęsnego?
W środę Juventus zagra z Porto w pierwszym meczu 1/8 finału Ligi Mistrzów, transmisja w Polsacie Sport i TVP.
Piłkarzy coraz częściej ocenia się przez pryzmat liczb: im ich średnia jest wyższa, tym lepiej. Tak samo jest w przypadku bramkarzy, których aktywność powinna przekładać się na wyniki zespołu: dużo interwencji to mniej wpuszczonych goli, mało błędów to również rzecz pozytywna. Jednak w zestawianiu zawodników z konkretnych pozycji jest jedno ważne zastrzeżenie: często statystyki są pozbawione kontekstu.
Ostatni hit Serie A doskonale to pokazał. Juventus w Neapolu oddał aż 23 strzały, w tym sześć celnych, po meczu Pirlo wyróżniał Aleksa Mereta, bramkarza gospodarzy, nawet mówiąc, że nie ma pretensji do swoich napastników, bo w takiej dyspozycji był ich rywal między słupkami. A Szczęsny? Polak miał dwa strzały z którymi musiał się zmierzyć: najpierw nie był w stanie obronić pięknego uderzenia Lorenzo Insigne z rzutu karnego, a pod koniec pierwszej połowy spokojnie złapał piłkę po rzucie wolnym. W drugiej połowie piłkarze Napoli nie oddali już żadnego celnego strzału.
Obecny sezon jest dla Szczęsnego kolejnym w którym jako bramkarz często musi po prostu walczyć z nudą. Oczywiście, że jest często zaangażowany w rozegranie akcji drużyny, wręcz dzieje się to coraz częściej, ale na strzał przeciwnika musi czekać średnio niemal 39 minut. Dlatego w jego ocenach przewija się kwestia cierpliwości, intuicji i czujności, którą musi zachowywać, by nie dać się zaskoczyć.
Niektóre z jego najlepszych interwencji nawet nie są efektem działań rywali. Z Bologną kilka tygodni temu na samym początku drugiej połowy próbował pokonać go… Juan Cuadrado, prawy obrońca Juventusu, który z linii piątego metra niefortunnym uderzeniem głową skierował piłkę pod poprzeczkę. Szczęsny popisał się fantastycznym refleksem, a leżąc po odbiciu „uderzenia” mógł tylko śmiać się z próby kolegi z zespołu. A przecież tego typu parada nawet nie znajdzie się w statystykach.
Zresztą doliczenie tej próby McKenniego zdecydowanie obniżyłoby średnią strzałów z pola bramkowego z którymi musiał mierzyć się Szczęsny. W tym sezonie tylko raz interweniował po uderzeniu z tej najbliższej celu strefy. Ogółem jego średnia liczba obronionych strzałów z sezonu na sezon ligi włoskiej spadła o niemal jedną trzecią. W ośmiu meczach w których wystąpił miał tylko jedną interwencję, w tylko siedmiu bronił więcej niż przynajmniej trzy strzały. Kiedy jednak trzeba wznosi się na wyżyny umiejętności – w meczu o Superpuchar Włoch z Napoli kapitalnie obronił mocne uderzenie głową Hirvinga Lozano.
Potrzeba bardziej skomplikowanych statystyk, by dostrzec wpływ bramkarza w klubie, który dysponuje świetnymi obrońcami i gra pressingiem oddalonym od własnego pola karnego i golkipera. Pewnym wyznacznikiem jest różnica między sumą jakości szans z jakich oddano celne strzały na jego bramkę a golami wpuszczonymi przez Szczęsnego – pod tym względem w Lidze Mistrzów jest na piątym miejscu. To, że nie jest często zatrudniany przez rywali nie sprawia również, że jako bramkarz się nie rozwija. Zwłaszcza, gdy w treningu musi bronić strzały często lepszych piłkarzy, niż ci, którzy stają przeciwko niemu co weekend. A po zajęciach zawsze może jeszcze zostać, by próbować obronić kilka strzałów Paulo Dybali, jednego z najlepiej – a z perspektywy bramkarza najtrudniej – uderzających piłkę zawodników Juve.
W grze na tym poziomie ważne jest nie tylko funkcjonowanie jednostek, nawet na tak specjalistycznych pozycjach, ale jak działa cały mechanizm. Podkreślał to Giorgo Chiellini w rozmowie z Piotrem Dumanowskim z Eleven Sports, nawiązując do pierwszego sezonu Szczęsnego w Juventusie. – Zaczęliśmy pracować nad tymi szczególikami, które potem składają się na sukces. Musiał się nauczyć nowych rzeczy, tego, co w Juventusie jest wymagane. Nie mówię o kwestiach technicznych, ale chociażby o komunikacji na boisku, czy energii, którą bramkarz musi emanować. (…) Ten pierwszy rok był dla niego i dla nas kluczowy, bo gdy został już pierwszym bramkarzem Juventusu wszyscy byliśmy na to gotowi – mówił doświadczony obrońca.
I dodawał, że pierwsze wrażenie o Szczęsnym było odmienne od tego, gdy miał okazję go poznać. – To bramkarz, który z jednej strony jest powiedzmy zimny – w każdej sytuacji potrafi zachować spokój, ale z biegiem czasu obudziliśmy w nich trochę ognia. Obecnie, w porównaniu do momentu, gdy do nas dołączył daje zespołowi dużo więcej energii po udanej paradzie, po dobrej interwencji, po wyłapaniu dośrodkowania. Żyje w bramce. Podnosi głos, pobudza zespół i buduje pewność siebie. To są te aspekty, które niesamowicie rozwinął. Postrzegam go jako jednego z pięciu najlepszych bramkarzy na świecie – tłumaczył stoper mistrzów Włoch.
W tym kryje się klucz do zrozumienia roli Szczęsnego. Spokój w odpowiednich momentach, parady decydujące o wyniku, kumulowanie energii oraz koncentracji na sekundy działań rozumianych jako te główne na pozycji bramkarza.
Często mówi się, że między słupkami trzeba bronić „jak w transie”, co jednak wiąże się z częstotliwością strzałów. Pozostając na tym poziomie Polak pewnie nie będzie w kolejnych sezonach tak zapracowany, jak golkiperzy klubów ze słabiej zorganizowaną defensywą lub po prostu gorszymi piłkarzami. Jednak to, że umiejętności nie są eksponowane co kilka, kilkanaście minut nie świadczy o gorszej jakości. Wręcz przeciwnie: to marka na którą on i inni światowej klasy bramkarze musieli ciężko pracować. Teraz po prostu muszą być gotowi.
Michał Zachodny