Aktualności

270 minut lidera. Krychowiak wskazuje kadrze kierunek

Reprezentacja01.04.2021 
Kiedy patrzysz na boisko i szukasz zawodnika, który w kluczowej strefie weźmie piłkę i przeprowadzi ją kilka, kilkanaście metrów wyżej pomimo pressingu rywala, to w reprezentacji Polski będzie nim znów Grzegorz Krychowiak. Ten o którym Paulo Sousa powiedział, że chce zobaczyć ponownie pomocnika grającego tak, jak w Sevilli. I zobaczył również w przegranym meczu z Anglią w Londynie (1:2).

Zagrał w siedem dni 270 minut i nie było widać w ostatnich minutach na Wembley, by cierpiał. A nawet jeśli odczuwał fizycznie to, że w międzyczasie spędził 24 godziny w izolacji, niepewny tego, czy w ogóle do Londynu będzie leciał, to tylko doda jego występowi klasy.

Zresztą jest jedynym zawodnikiem z pola, którego Paulo Sousa nie oszczędził. Trudno się dziwić, bo to jego głos na boisku. – Idź, idź! – dało się słyszeć na pustym Wembley i krzyczał to Krychowiak w pierwszej połowie. Zespół wziął to sobie do serca dopiero w przerwie, ale jeszcze przed nią to środkowy pomocnik wyglądał na tego, którego okazja nie przeraża. Wchodził w pojedynki, dawał sygnał do doskoku, pressingu. A im częściej zespół będzie słuchał Krychowiaka tym lepiej. – Zespół jest bardziej przekonany na co go stać, gdy grają tacy zawodnicy jak Grzegorz czy Robert Lewandowski – mówił po spotkaniu na Wembley selekcjoner biało-czerwonych.

Pomocnik z pomocnikiem

On szybko złapał dobry kontakt z Krychowiakiem i dostrzegł w nim jeszcze sporo ognia, ambicji. Tego wszystkiego, czego w wypalającym sezonie potrzebuje każdy zespół. A 31-latek jako jeden z nielicznych przepracował zarówno letni, jak i zimowy okres przygotowawczy. Dla niego rozegranie tych 270 minut nie było szokiem czy też wysiłkiem ponad stan. Można wręcz powiedzieć, że w każdym spotkaniu wyglądał lepiej w drugich połowach.

Sousa to dostrzegał, wyróżniał i wskazywał na jego jakość, bo samy był środkowym pomocnikiem. Zaczynał jako piłkarz ofensywny, dopiero przebijając się w seniorach Benfiki Lizbona zostając przesuniętym do centralnej strefy przez Svena Gorana Erikssona. – Dzięki doświadczeniom z gry w ataku wiedziałem, czego zawodnicy z przodu ode mnie oczekują. Podejmowałem też dobre decyzje jeszcze przed przyjęciem piłki, poprawiałem stopniowo swoje umiejętności techniczne. Zawsze chciałem grać ryzykownie, do przodu, podawać między linie i na dalszy dystans, zmieniać rytm gry – opisywał siebie Sousa.

Krychowiak wbrew powszechnym opiniom też nie gra wyłącznie bezpiecznie. Czasem wymaga tego rola, gdy – tak jak w pierwszej połowie na Wembley – jest centralnym pomocnikiem z tej trójki, zabezpiecza obronę. Jednak nawet wtedy to on starał się dawać sygnał do ataków. Brał piłkę i mimo jednego lub dwóch rywali wprowadzał ją wyżej. W Budapeszcie Sousa zauważał, że ustawiony z Jakubem Moderem to właśnie ten bardziej doświadczony z pomocników lepiej się ustawiał, pozwalał na zagrania do przodu.

A do tego dochodziła cała praca w defensywie. Z Węgrami wygrał siedem z ośmiu pojedynków, zaliczył dziewięć przechwytów (najwięcej), w tym pięć na połowie przeciwnika. Z drugimi piłkami (osiem) było podobnie. Tylko Bartosz Bereszyński częściej od niego zagrywał do przodu, nikt nie wykonał większej liczby podań z pierwszej piłki. Z Andorą dwa na trzy wykonane zagrania także wykonywał bez przyjęcia piłki, do tego aż pięciokrotnie był faulowany. Na Wembley też były przechwyty, odbiory, walka na całego i generalnie mentalność, której scena i okoliczność wymagały.

To on po przerwie zaczął od odbioru piłki szarżującemu Benowi Chilwellowi, który przyniósł pierwszą – w całym meczu! – składną akcję Polaków zakończoną dośrodkowaniem. W kolejnym ataku znalazł się nawet w polu karnym, sygnałem dla drużyny było też to, że wyprzedzał Masona Mounta. A lidera pozna się nie tylko po tym, że dużo biega i walczy, ale też przez to, jak pracuje rękoma: wskazując kolegom jak mają się poruszać, gdzie stworzyć przestrzeń, wprowadzić lub zagrać piłkę. A gdy w 57. minucie wypchnął Modera do pressingu, który zakończył się golem, to sam był kilka metrów za nim, zamykając możliwość ratunku Anglikom i kryjąc Kalvina Phillipsa. Takiej pewności siebie tej rozwijającej się drużynie trzeba.

Lepszy model? Nie ma

Sam nie przyzna, że był to udany okres, nawet jeśli indywidualnie. Widać jednak, że dla nowego selekcjonera ogromną rolę odgrywa kręgosłup, czyli liderzy. Jako pierwszy od lat trener wskazał wyraźnie na numer jeden w bramce, nie miał żadnych wątpliwości przy Krychowiaku, a za zadanie przyjął jeszcze lepsze wykorzystanie Roberta Lewandowskiego. Może w Londynie zabrakło tego kolejnego głosu, który wypchnąłby biało-czerwonych z własnej połowy w pierwszej części meczu. Jednak w drugiej to znów zawodnika drugiej linii było słychać najlepiej, prowokującego i zmuszającego do wysiłku, który również on podejmuje. Nie ma innej drogi dla tej drużyny, pewnie też rozumianej jako sposób gry: odważny pressing we właściwych momentach, zdecydowanie w posiadaniu piłki, inteligencja taktyczna i umiejętność adaptacji. To zawsze były cechy z nim utożsamiane.

Dla niego ten nowy etap z Paulo Sousą był też szansą na pokazanie, że doszło do przejęcia odpowiedzialności za mniej udaną jesień 2020 roku. Do tego doszła osobista motywacja. – Przyzwyczaiłem się już do tego, że jeśli reprezentacja zagra słabo, to jest to wina Krychowiaka. Każdy mówi wtedy, że się nie nadaję i trzeba mnie wyrzucić z kadry i zastąpić kimś młodszym. Kiedy z kolei drużyna zagra lepiej i ja mam w tym udział, od razu słyszy się, że wrócił Krychowiak z Sevilli, w najwyższej formie. A dla mnie najważniejsze jest zaś to, żeby reprezentacja wygrywała. Wtedy jestem zadowolony – mówił pomocnik biało-czerwonych. I na ten moment nie ma lepszego modelu, którym można by Krychowiaka zastąpić. On sam udowodnił, że w roku mistrzostw i eliminacji nie trzeba o tym myśleć.

Michał Zachodny

Zobacz również

© PZPN 2014. Wszelkie prawa zastrzeżone. NOWY REGULAMIN ŁNP od 25.03.2019 REGULAMIN PROFILU UŻYTKOWNIKA PZPN Polityka prywatności