Aktualności

[MŁODZIEŻ EKSTRAKLASY] Damian Pawłowski – na początku było Lego, a potem piłka

Federacja18.12.2019 
Damian Pawłowski nie kryje się z tym, że piłka nożna nie była jego pierwszą, młodzieńczą pasją. – Wolałem układać klocki Lego – mówi Łączy Nas Piłka. Po kilku miesiącach treningów przekonał się jednak, że futbol może sprawiać równie dużą frajdę, co popularna zabawa. Jak to w takich sytuacjach bywa, szybko okazało się, że nie tylko nadaje się na piłkarza, ale ma predyspozycje, które z czasem zaprowadziły go do PKO Ekstraklasy.

Pomocnik Wisły Kraków nie jest klasycznym przykładem „piłkarza od urodzenia”. To przeciwieństwo tego stwierdzenia. Rodzina ma co prawda sportowe tradycje, jednak w domu państwa Pawłowskich sportem numer jeden była piłka ręczna. – Tata grał zawodowo w ręczną, mama w szkole. Chcieli we mnie zaszczepić miłość do „szczypiorniaka”, ale ja ich pasji nie podzielałem. Wolałem piłkę nożną, z tym, że nie zrodziła się ona z mojej pasji. Dopiero, gdy zaczęło mi całkiem dobrze iść w piłce, zapałałem do niej większą miłością. O ile w szkółce Pogoni Szczecin, gdzie odbyłem swój pierwszy trening, stopniowo przekonywałem się do piłki, o tyle w SALOS-ie Szczecin, gdzie grałem przez cztery lata, zanim zawitałem w akademii „Portowców”, czułem, że coś może z tego być. Po trzech miesiącach pobytu w AP Pogoni przesunęli mnie na treningi do grupy o rok starszej i już zostałem ze starszymi – opowiada Pawłowski.

Najlepszy w tworzeniu okazji innym

Sytuacja, której doświadcza w Wiśle, gdy gra do tej samej bramki z ligowymi wyjadaczami w osobach Marcina Wasilewskiego (starszego od niego o 19 lat), Jakuba Błaszczykowskiego (14 lat różnicy), Rafała Boguskiego (15), Pawła Brożka (16), Macieja Sadloka (10) czy Łukasza Burligi (11), nie stanowi zatem dla niego żadnej przeszkody. – Cieszę się, że mam okazję grać z tak doświadczonymi zawodnikami. To wielka sprawa móc być w drużynie z zawodnikami o bogatej, piłkarskiej przeszłości. Jest od kogo czerpać wzorce z postawy na boisku i poza nim. Cieszę się też, że debiut za mną. Mogę więc skupiać się na każdym najbliższym meczu, żeby wypaść w nim jak najlepiej – podkreśla 20-latek, którego pierwszym, piłkarskim wzorem był słynny Brazylijczyk Ronaldinho.

– Chociaż to nie moje rejony boiska... On przypomina mi, dlaczego zacząłem grać w piłkę. Później moim idolem stał się Paul Pogba – tłumaczy młody zawodnik „Białej Gwiazdy”. Inspiracja Pogbą wynika akurat z pozycji, na jakiej występuje. – U mnie grał na „szóstce”, przed nim operował Sebastian Kowalczyk. Damiana zapamiętałem jako nieszablonowego, bardzo kreatywnego zawodnika. Chociaż występował w roli defensywnego pomocnika, to nie był typowym przecinakiem. Jak już odebrał piłkę, to potrafił niekonwencjonalnym podaniem rozpocząć akcję ofensywną, a dryblingiem stworzyć sytuację kolegom. Bo prawda jest taka, że tworzenie okazji innym wychodziło mu lepiej niż strzelanie goli – mówi Marcin Łazowski, który prowadził Pawłowskiego w Akademii Pogoni oraz w kadrze województwa zachodniopomorskiego. Znali się także z młodzieżowej reprezentacji Polski.



Takiego duetu nie miał nikt w kraju!

W meczu Polska – Szwajcaria drużyn do lat 16, Pawłowski w ostatniej akcji spotkania popisał się kapitalnym rajdem. Ściągnął na siebie obrońcę, uderzył z lewej nogi z 16 metrów, zdobył bramkę na wagę zwycięstwa 3:2. Po murawie biegał wówczas z opaską kapitańską.

– Jest specyficznym typem zawodnika w prowadzeniu, potrzebuje kogoś z silną ręką, kto przekaże mu konkretne informacje. Ale jak już otrzymał spis zasad, to nie było opcji, żeby w trakcie meczu się ich nie trzymał. Znak szczególny? Barwna postać. Wszędzie go było pełno. Aktywny, śmieszek w szatni. Kapitalna osoba. Życiowy, aczkolwiek pozytywny rozrabiaka. Na boisku zawsze oddany sprawie. Zaangażowany, waleczny, zdeterminowany, lubił konkrety. Piłkę traktował priorytetowo. Dodam, że z tego samego rocznika są chociażby Kamil Grabara i Sebastian Szymański, z którymi zaliczał kolejne etapy w młodzieżowych reprezentacjach – podkreśla trener-koordynator grup dziecięcych Akademii Pogoni.

W tymże klubie Pawłowski przeszedł drogę od juniora, rezerwy, po treningi z pierwszym zespołem. W najważniejszym zespole „Portowców” nie zadebiutował. – W środku stworzył świetny duet z Sebastianem Kowalczykiem, moim zdaniem była to najlepsza para w piłce juniorskiej w Polsce. Jego mocną stroną była i jest umiejętność dryblingu, zmiana tempa biegu z piłką. Za mało wykorzystuje ten element w meczu, a przyznam, że potrafi to robić jak mało kto. Damian nie robił spektakularnych postępów. Raczej była to delikatna praca nad detalami, które wzbogacały jego grę. Po prostu szlifował swój duży talent. Miał różne fazy w przygodzie z piłką. Wzloty, upadki. Doliny, wyżyny. Dół i znów szczyt. Te słabsze momenty pozwoliły mu wejść na jeszcze wyższy pułap – stwierdza Paweł Cretti, u którego Pawłowski grał w Centralnej Lidze Juniorów.



– Swoją wizją gry przewyższał rówieśników. To dlatego, że dobrze czuje się z piłką, nie gubi jej, ciężko mu ją odebrać. Z futbolówką przy nodze potrafi być bardzo szybki. Ma super przegląd pola. Piłkarsko dawał dużo każdej drużynie – kontynuuje Cretti.

Wrócił tam, gdzie wszystko się zaczęło

A Paweł Sikora, trener Pawłowskiego w rezerwach szczecińskiego klubu, dodaje, że 20-letni dziś zawodnik lubił prowadzić grę, zejść nisko po piłkę, być przy niej. – W akademii chcieliśmy uczyć młodych zawodników gry w piłkę poprzez otwarcie na wszystkie formacje i to dziś skutkuje. Przykłady? Kowalczyk, Listkowski, Pawłowski – wylicza.

Sikora pracuje aktualnie w Wiśle, jest członkiem sztabu szkoleniowego. Ma więc ogląd na postępy, jakie w ekstraklasie robi ten młody chłopak. – Popełnia jeszcze błędy, które wynikają z braku ogrania na poziomie ekstraklasy, ale pozytywne jest to, że z meczu na mecz poprawia się. Nie powiela tych samych błędów, stara się wyciągać wnioski, co dla trenera stanowi największą wartość. Nikt nie uniknie pomyłek, jednak jeśli dany zawodnik potrafi wynieść z tego naukę dla siebie, to bardzo tym przekonuje. Z Pogonią Damian spisał się lepiej niż z Górnikiem, gdzie jego błąd w ustawieniu wykorzystał Angulo, strzelając gola. Ostatnio dobrze się wspierał z Bashą, zabezpieczali strefy, z których wcześniej traciliśmy bramki – podkreśla Sikora.

Cretti: – Pogoń nie dała mu szansy na występ w ekstraklasie, wskoczył więc do Wisły, gdzie ma okazję gry na najwyższym poziomie i całkiem dobrze wygląda. Nie przez przypadek jest w takim miejscu, wierzę, że nie jest to jeszcze jego docelowe miejsce.

Pawłowski sezon 2018/19 spędził na wypożyczeniu w I-ligowych Wigrach Suwałki. Zetknął się z futbolem w wydaniu seniorskim. – Tylko na tym skorzystałem. Ograłem się, mogłem rywalizować na drugim poziomie rozgrywkowym, a nie w zespole rezerw. Gdybym wtedy nie poszedł na wypożyczenie, dziś nie byłoby mnie w ekstraklasie. To był krok mentalny, rozwojowy – uważa piłkarz.

W przypadku Pawłowskiego historia zatoczyła koło. – W roku 2008 wygraliśmy rundę finałową turnieju „Z Podwórka na stadion o Puchar Tymbarku”z chłopcami z rocznika 98. W nagrodę pojechaliśmy na mecz z rówieśnikami z Anglii i spotkanie Anglia – Kazachstan na Wembley. Finały były na... Wiśle w Krakowie – opowiada Łazowski.

Piotr Wiśniewski

Zobacz również

© PZPN 2014. Wszelkie prawa zastrzeżone. NOWY REGULAMIN ŁNP od 25.03.2019 REGULAMIN PROFILU UŻYTKOWNIKA PZPN Polityka prywatności