Aktualności
[WYWIAD] Emilia Zdunek: Pod względem piłkarskim nie odstajemy od PSG
Przegrana 0:2 w pierwszym meczu z PSG bardziej cię rozczarowała, czy zadowoliła?
Trudno powiedzieć. Stwierdzenie, że przegrana 0:2 daje radość, brzmi dosyć dziwnie, ale myślę, że mimo wszystko możemy być z siebie zadowolone. Ten wynik to jedyny negatywny aspekt tego meczu, bo wydaje mi się, że przełożyłyśmy na boisko to, o czym rozmawiałyśmy w szatni. Wszyscy nas skreślali, pytali tylko, ile bramek wbije nam rywal, a my chciałyśmy dać z siebie wszystko, być drużyną, walczyć każda za każdą, a przy okazji – bez żadnej presji i strachu – pokazać, że też potrafimy grać w piłkę. Wydaje mi się, że to osiągnęłyśmy.
Tym bardziej że gole dla PSG padły de facto „z niczego”.
Oglądając powtórki tego meczu stwierdziłam tak samo. Te bramki nie powinny w ogóle paść. Wynikały z naszego gapiostwa, nonszalancji. Zwłaszcza gol, przy którym zawodniczka PSG została uderzona w głowę. My się tym przejęłyśmy, a nie powinno to mieć miejsca. Rywalki grały dalej, mimo że to ich koleżanka leżała na murawie.
Ale sędzia przy niej przystanęła.
Bo to było uderzenie w głowę, a z tego, co się orientuję, to zwykle w takich momentach akcje są przerywane. My przystanęłyśmy, by sprawdzić, czy wszystko z nią okej i okazało się to błędem. Myślę, że więcej go nie popełnimy.
A zrobiłyście analizę swoich sytuacji? Ty akurat miałaś jedną z lepszych okazji na pokonanie Christiane Endler.
Początkowo myślałam, że może powinnam uderzać w inny róg, ale teraz wiem już, że bardzo trudno było jakkolwiek zmieścić tę piłkę tak, by przebiła się przez obronę PSG, bo stały przede mną chyba trzy zawodniczki, które by ten strzał zablokowały. Zrobiłam to, co mogłam.
Czułaś na boisku duża różnicę w umiejętnościach waszych a zawodniczek PSG?
Powtórzę to, co powtarzam od jakiegoś czasu, od kiedy grając w reprezentacji miałam okazję mierzyć się z najlepszymi. Jako polskie piłkarki, jeśli chodzi o umiejętności stricte piłkarskie, naprawdę nie mamy się czego wstydzić. Jedynym aspektem, w którym ciągle odstajemy, jest motoryka. Nawet w meczu z PSG nie czułam się piłkarsko gorsza od Däbritz, Formigi, czy innych zawodniczek środka pola, ale były ode mnie szybsze, silniejsze. Można było zauważyć te różnice motoryczne, ale widać je także, gdy jako kadra Polski mierzymy się np. ze Szkocją, Holandią czy Szwajcarią.
Akurat Górnik pod tym względem zrobił krok naprzód. Od tego sezonu macie trenera przygotowania motorycznego. Widzisz już efekty tej pracy?
Zdecydowanie tak. Praca, którą dziewczyny wykonywały od lipca, a ja od sierpnia, dzisiaj owocuje. Gdy przypomnę sobie chociażby kwalifikacje do Ligi Mistrzyń sprzed dwóch lat i mecz z Glasgow City, które nie należy przecież do ścisłej europejskiej czołówki, uświadamiam sobie, jak bardzo odstawałyśmy od nich fizycznie. Teraz gramy z PSG czy z Apollonem i jesteśmy w stanie w końcówce odrobić bramki i awansować dalej. Jestem pewna, że z taką dyspozycją, jak dwa lata temu, w starciu z PSG od 70. minuty „pływałybyśmy” po boisku. Oczywiście teraz brakowało nam też trochę siły, ale nie stałyśmy na 20. metrze, żeby tylko wybijać piłki. Miałyśmy energię do biegania. Nawet w końcówce wyprowadzałyśmy całkiem niezłe i szybkie kontry. To pokazuje, że praca, którą wykonujemy z trenerem Pawłem Wolińskim, jest niezwykle ważna i dużo nam daje.
Tak jak powiedziałaś, przed meczem z PSG byłyście skreślane. Rozmawiałam kiedyś z twoją koleżanką z drużyny, Anią Zając, która stwierdziła, że może paradoksalnie, gdy nikt w was nie wierzy, jesteście bardziej zmotywowane i gracie lepiej. Zgadzasz się z tym?
Na pewno jest w tym trochę prawdy. W Lidze Mistrzyń nikt nie wymagał od nas cudów, czy wygranej z PSG i awansu do 1/8 finału. Selekcjoner Miłosz Stępiński powiedział kiedyś, że jako reprezentacja nie potrafimy grać z równymi sobie. Natomiast z tymi, którzy są zdecydowanie niżej, a przede wszystkim wyżej w hierarchii, możemy wygrywać. W Górniku jest natomiast trochę inaczej, pokonałyśmy co prawda zespoły, będące na naszym poziomie, jak np. Apollon, ale też musiałyśmy się namordować. Mecz z PSG pokazał, że rzeczywiście jesteśmy w stanie grać z najlepszymi – grać spokojnie, skupiać się na tym, co mamy zaplanowane i cieszyć się z bycia na boisku, natomiast nie mamy tej kropki nad „i”, która pozwoliłaby nam urwać punkty. Dajemy z siebie tyle energii, ile się da, bo nasza wewnętrzna motywacja nie pozwala nam wyjść na murawę i powiedzieć: „proszę bardzo, pani Formigo, pani gra już w piłkę 30 lat, więc ją pani oddam”. Tak po prostu nigdy nie będzie. Mnie tym bardziej motywuje fakt, że mogę stanąć naprzeciwko piłkarki, która ma za sobą siedem mundiali i pokazać jej, że ja też chcę być "królową" środka pola.
Innym paradoksem jest to, że mecz z PSG był chyba waszym najlepszym w tym sezonie. Mimo że go przegrałyście.
Być może tak. Jesteśmy ambitnymi zawodniczkami i mimo że miejsce, które zajmujemy w lidze sprawia, że ktoś może nas znów skreślić i stwierdzić, że „gwiazdom poprzewracało się w głowach”, nie przestajemy chcieć więcej. Oczywiście gra w Lidze Mistrzyń to zupełnie inny bodziec, inna mobilizacja, ale nie jest tak, że zepchnęłyśmy Ekstraligę na boczny tor, by dobrze przygotować się do gry w Europie. Takiego nastawienia u nas nie ma. Dla nas ważna jest zarówno liga polska, Puchar Polski, jak i Liga Mistrzyń, ale wiadome jest, że te ostatnie rozgrywki najmocniej działają na wyobraźnię.
Większość osób chwaliła was po występie przeciwko PSG. Ale byli też tacy, którzy mimo że początkowo spodziewali się np. wyniku 0:9, po dwubramkowej przegranej i tak stwierdzili, że nie pokazałyście nic dobrego, a w ogóle to PSG grało rezerwowym składem. Co byś powiedziała takim osobom?
Takich ludzi bardzo trudno zmienić. Gdy ktoś widzi wszystko negatywnie i jedyne, co potrafi robić, to mówić złe słowa na innych, to nie ma o czym rozmawiać. Mam wrażenie, że ci, którzy kibicują, czy oglądają polską kobiecą piłkę, nie mają wyobrażenia, gdzie ona się znajduje względem Europy. Kiedy słyszę, jak po meczu z PSG ktoś wypomina nam każdy błąd i twierdzi, że nie stworzyłyśmy sobie żadnej sytuacji, to ręce mi opadają. Przed chwilą był okres przygotowawczy, w którego trakcie wszystkie polskie drużyny poprzegrywały wysoko sparingi z Lyonem, który dziś teoretycznie jest słabszy od PSG, bo przecież przegrał bezpośredni pojedynek. A tu nagle my stawiamy się ekipie z Paryża, tracimy dwie bramki i jeśli nikt nie może wyciągnąć ani jednego pozytywu, zauważyć zmiany, jaka zaszła przez te pół roku, to… nie jestem w stanie tego kogoś przekonać, by przychylnie spojrzał na naszą grę czy ogólnie kobiecą piłkę. Może powinniśmy spojrzeć na to inaczej: wyobraźmy sobie, że Legia Warszawa mierzy się z Bayernem Monachium. Legia się stawia, przegrywa 0:2. Wow, mielibyśmy święto narodowe. Czasami, gdy ktoś rozmawiając ze mną, narzeka na poziom kobiecego futbolu, zapraszam go bardzo serdecznie na trening, po którym moglibyśmy sobie pogadać. Nikt jednak nigdy z tego zaproszenia nie skorzystał.
Może teraz po publicznym zaproszeniu się uda.
Mam nadzieję! Czekam na wszystkich hejterów. Jestem bardzo chętna na treningowy pojedynek.
A czego spodziewasz się po rewanżu w Paryżu?
Myślę, że ten mecz będzie dwa razy trudniejszy. Z perspektywy meczu wyjazdowego, 0:2 to bardzo dobry wynik, bo strzelenie trzech bramek w Paryżu ociera się dla nas o cud. Natomiast nie zmienia to faktu, że będzie niezwykle trudno, szczególnie jeśli w składzie znajdzie się Marie-Antoinette Katoto, która w weekend strzeliła cztery bramki. My jednak by móc o coś powalczyć, musimy dać z siebie więcej, bo jak widać to, co pokazałyśmy w Łęcznej nie starczyło nawet na strzelenie bramki.
Skupmy się przez chwilę na tobie. Dla ciebie to wyjątkowo ciekawy sezon, bo wróciłaś do Łęcznej z Sevilli. Spodziewałaś się, że po powrocie z Hiszpanii, gdzie jak zawsze mówisz, bardzo się rozwinęłaś, zagrasz w 1/16 finału Ligi Mistrzyń? W Sevilli akurat by się to w tym sezonie nie udało.
Z ręką na sercu mogę powiedzieć, że ta Liga Mistrzyń trochę rekompensuje mi powrót, bo jednak wyjeżdżając z Hiszpanii, wiele straciłam. Pod względem piłkarskim i organizacyjnym mamy naprawdę duży przeskok między Polską i Hiszpanią. Ostatnio rozmyślałam na ten temat i stwierdziłam „dzięki Bogu, że gramy w tej Champions League i mogę rywalizować z najlepszymi w Europie".
A czujesz, że te trzy mecze w Lidze Mistrzyń jakoś cię rozwinęły?
To pewnie zauważę w przyszłości. Na razie wiem, że kilka miesięcy w Hiszpanii rozwinęło mnie ogromnie. Nie tylko pod kątem tego, jak patrzę na życie, ale i piłkarsko. Dzięki temu wychodzę teraz na mecz z innym nastawieniem niż chociażby rok wcześniej. Rozłąka z piłką, bo przez pandemię, będąc zdrową zawodniczką nie grałam przez siedem miesięcy, doprowadziła mnie do wniosku, że powinnam i będę cieszyć się z każdej minuty na boisku. Staram się to realizować każdego dnia.
Rozmawiała Aneta Galek
Fot. Paula Duda