Aktualności
Widzew w półfinale Pucharu Europy. Telegram od Zbigniewa Bońka: „Jesteście wspaniali"
To jedno z największych osiągnięć polskich klubów w historii występów w europejskich pucharach. Puchar Europy Mistrzów Krajowych to poprzednik Ligi Mistrzów.
Zanim łodzianie zagrali z mistrzem Anglii, wyeliminowali maltański Hibernian (4:1, 3:1) i austriacki Rapid Wiedeń (1:2, 5:3), który był wtedy jedną z silniejszych drużyn w Europie. Przed meczami z Liverpoolem oczywiście nie byli jednak faworytami.
– Po wygranej z Rapidem doszliśmy do wniosku, że to jest nasz czas. To jest właśnie ten moment, który musimy wykorzystać. Mieliśmy dobrych zawodników, jak np. Włodek Smolarek, Romek Wójcicki, Andrzej Grębosz, Wiesiek Wraga czy Józef Młynarczyk. Wierzyliśmy, że potrafimy to zrobić – zapewnia Krzysztof Kamiński, obrońca Widzewa
W pierwszym meczu rozgrywanym na stadionie ŁKS (2 marca 1983 roku) łodzianie wygrali 2:0 po golach Mirosława Tłokińskiego i Wiesława Wragi. – Zlekceważyli nas. Tam przecież grała połowa reprezentacji Anglii. To był światowy top. Być może podeszli za spokojnie, bo wiedzieli, że mają jeszcze rewanż u siebie – uważa Kamiński. – Zwykle byłem wyznaczany do zadań specjalnych. Dostawałem do pilnowania najlepszych rywali, jak choćby Iana Rusha z Liverpoolu. Walijczyk był ode mnie wyższy, ale to nie zawsze decyduje. Na boisku trzeba myśleć i odpowiednio podchodzić do konkretnego rywala – dodaje.
16 marca doszło do rewanżu w obecności, podobnie jak w Łodzi, około 45 tys. kibiców. Trener Władysław Żmuda przygotował niespodziankę w ustawieniu. Postanowił cofnąć grającego dwa tygodnie wcześniej w ataku Tłokińskiego do środka obrony, bo za żółte kartki pauzował Andrzej Grębosza. Zaliczka 2:0 to – jak mawia jeden z polskich trenerów – wynik niebezpieczny. Już 37 lat temu widzieli o tym też widzewiacy.
– Zdawaliśmy sobie sprawę, że będzie problem obronić tę przewagę. Byliśmy przygotowani taktycznie. Niestety, niefortunne zagranie ręką przez Marka Filipczaka w polu karnym i wykorzystana przez gospodarzy jedenastka sprawiły, że musieliśmy się cofnąć – wspomina Kamiński. – Udało nam się przetrwać, ale w innym terminie mogło być zupełnie inaczej. To byli naprawdę świetni piłkarze – zaznacza.
Widzew szybko jednak wyrównał. Sędzia z Jugosławii nie miał wątpliwości, że bramkarz Anglików, Bruce Grobbelaar, sfaulował Włodzimierza Smolarka w polu karnym. Z 11 metrów wyrównał Tłokiński. Wtedy do awansu Liverpool potrzebował trzech goli. „Nie można było tego nie strzelić! Przecież wyrównująca bramka dawała nam już praktycznie awans. Przed oddaniem strzału śledziłem, co robi Grobbelaar. Posłałem piłkę w lewy róg bramki, ponieważ zauważyłem, że wykonał ruch w innym kierunku. Uderzyłem silnie, więc nie miał szans obrony. Po meczu w Liverpoolu uwierzyliśmy w siebie. Czy ty wiesz, że teraz nas się muszą bać, a nie my przeciwnika?!” – cytował Tłokińskiego „Dziennik Łódzki”.
Jeśli ktoś miał wątpliwości, to tuż po przerwie rozwiał je Smolarek, po którego golu Widzew prowadził na Anfield Road 2:1. W końcówce meczu Liverpool zachował twarz, bo strzelił dwie bramki, ale do półfinału awansowali łodzianie. Ku zdziwieniu piłkarzy Widzewa, angielscy kibice zgotowali im owację na stojąco. – Po rewanżu szefowie Liverpoolu zaprosili nas na kolację. Ci wielcy piłkarze i działacze bez problemu potrafili pogodzić się z porażką. To samo kibice, bo przecież bili nam na stojąco po meczu brawo. Choć na początku nie wiedzieliśmy, że chodzi im... o nas. Okazało się, że umieli docenić naszą klasę – podkreśla Kamiński. – Teraz, gdy oglądam Liverpool w telewizji, mogę się pochwalić, że ja też grałem na Anfield – dodaje.
Kiedy widzewiacy wrócili do Łodzi, czekali na nich kibice. „Każdy z zawodników został wniesiony na rękach do lokalu klubu. Każdy był wielokrotnie podrzucany. Nie ominęło to również prezesa Widzewa Ludwika Sobolewskiego – opisywał „Dziennik Łódzki".
Po meczu w Liverpoolu telegram do byłych kolegów z drużyny wysłał nawet Zbigniew Boniek, wtedy już piłkarz Juventusu Turyn. „Jesteście wspaniali. Do zobaczenia w Atenach! Zbyszek” – napisał.
W Atenach, bo tam miał odbyć się finał Pucharu Europy. Los zetknął Widzew i Juventus już jednak w półfinale.
Ćwierćfinał Pucharu Europy Mistrzów Klubowych:
16 marca 1983 r.
Liverpool FC – Widzew Łódź 3:2 (1:1)
Bramki: Neal 15, Rush 80, Hodgson 90 – Tłokiński 33, Smolarek 53.
Liverpool: Grobbelaar – Neal, Hansen, Lawrenson, Kennedy (65. Fairclough) – Whelan (39. Thompson), Lee, Johnston – Hodgson, Souness, Rush.
Widzew: Młynarczyk – Świątek, Wójcicki, Tłokiński, Kamiński – Romke, Rozborski (70. Woźniak), Wraga (82. Myśliński), Surlit – Filipczak, Smolarek.
Andrzej Klemba
Zdjęcia widzew.com