Aktualności

[UEFA LIGA EUROPY] Leszek Ojrzyński: „Dzisiaj grało serce”

Aktualności28.07.2017 
Może i Arka znajduje się w europejskich pucharach raz na niemal czterdzieści lat, ale przynajmniej pokazała, jak taką okazję wykorzystać do maksimum. Na pierwszym meczu z FC Midtjylland nie tylko udało się pobić rekord frekwencji na gdyńskim stadionie, ale też sprawić jedną z większych sensacji w trzeciej rundzie eliminacji Ligi Europy. Arka Gdynia po dwóch golach Marcusa Da Silvy i jednym Rafała Siemaszki wygrała 3:2.

Ten czwartkowy wieczór był kompletnie inny od jeszcze nie tak odległych dni, gdy Gdynia gościła młodzieżowe mistrzostwa Europy. Na stadionie Arki grali Portugalczycy oraz Hiszpanie, którzy stwarzali wielkie widowiska, pełne pięknych goli i na fantastycznym, nieosiągalnym poziomie. Ale piłkarze Leszka Ojrzyńskiego pokazali, że urok futbolu ma wiele wymiarów.

W ten czwartkowy wieczór nie było upału, ale zacinał deszcz. Zamiast zagrań piłki piętą lub zewnętrzną częścią stopy fani oklaskiwali każdy udany wślizg lub wybicie. Zabrakło akcji tkanych cierpliwie, po kilkadziesiąt podań, a za to kluczowe okazywały się długie zagrania i stałe fragmenty. To nie był pokaz futbolu nowoczesnego, ale bardziej w stylu starej szkoły: szybciej, mocniej i do ostatniego tchu.

Inna była też atmosfera. Zamiast pomruków podziwu i głośnych westchnięć po golach Asensio czy Saula, tym razem doping ciągnął się przez całe spotkanie. A najgłośniej było bodaj na kilka minut przed końcem, gdy na trybunie „Górka” padło hasło, by jeszcze mocniej się w śpiewanie zaangażować i przepchnąć zespół do końca. Wtedy to Midtjylland dominowało, goście mieli kolejne sytuacje, a Arka ledwo trzymała się remisu. Ryk kibiców pomógł, gospodarze odbili się od własnego pola karnego i zaatakowali, a w doliczonym czasie gry Rafał Siemaszko strzałem głową dał im zwycięstwo.

- Fantastyczne spotkanie, fantastyczne – zachwycał się po meczu Stefan Szczepłek, dziennikarz „Rzeczpospolitej” oraz, jak zaznacza, jedyny reporter, który widział na żywo wszystkie trzy mecze Arki w europejskich pucharach. Był na wygranym 3:2 spotkaniu z Beroe we wrześniu 1979 roku, był kilka tygodni później także w Starej Zagorze, gdzie Arka przegrała 0:2 i zakończyła swoją krótką przygodę. Możliwe, że ta obecna wcale nie będzie trwała dłużej, ale w Gdyni każdy powie, że było warto choćby dla tylko tych dziewięćdziesięciu minut.

- Zostanie to zapamiętane na kilka lat – przyznawał po meczu zaskakująco spokojny Ojrzyński. – Wspominam starszych kolegów, którzy w Arce grali przed laty, z których kilku znam, ale myślę, że moi piłkarze po czasie też będą mogli chodzić z dumnie wypiętą klatką. Chyba że to klubowi spowszednieje, bo wejdzie na wyższy poziom – uśmiechnął się szkoleniowiec Arki, a wraz z nim tłum dziennikarzy.

To był szczery uśmiech, bo w Gdyni każdy wie, że finał Pucharu Polski, Superpuchar i wreszcie mecz z Midtjylland był dla Arki wydarzeniem wyjątkowym, w dłuższym czasie niepowtarzalnym. Wystarczy przypomnieć, że czwartkowy rywal gdynian jest na warunki duńskie klubem skromnym, ale przy Arce staje się krezusem. Budżet na płace Midjytlland trzykrotnie przebija całe przychody Arki (ok. 12,5 mln złotych). Gdy kilka lat temu angielski inwestor Matthew Benham zainwestował w klub ponad 30 mln złotych, co dla skromnych gdynian byłoby zbawieniem, szansą na wejście na finansowy poziom… Piasta Gliwice, Cracovii lub Zagłębia Lubin*. Nawet skład Midtjylland wyceniany jest trzykrotnie wyżej od tego, którym dysponuje Ojrzyński**. Tymczasem ostatnim razem, gdy Duńczycy w meczu europejskich pucharów stracili przynajmniej trzy gole, to grali z Manchesterem United, wcześniej zdarzyło im się to z Napoli. A teraz z Arką.

- To na razie mała niespodzianka. Po rewanżu może być mega – dodawał Ojrzyński. – Graliśmy z bardzo dobrą drużyną, która przewyższała nas jakością piłkarską. My jednak zawsze wierzymy w zwycięstwo. Nawet gdyby przyjechał tu Real Madryt, to szukalibyśmy na nich sposobu i swojej szansy. W piłce wygrywa nie ten, który jest lepszy, ale ten, który lepiej wie czego chce.

Ambicja oraz zaangażowanie piłkarzy Arki, które wpoił w ten zespół Ojrzyński pozostaje nawet na krajowym podwórku niedoceniane. Momentami efektowne – o zespole robiło się głośno po zwycięstwach nad Lechem Poznań, Legią i teraz Midtjylland – ale szybko zastępowane przez myśl o ograniczeniach drużyny. Jednak to Ojrzyński jest pierwszy do przypominania o niedostatkach jakości, stąd na konferencji i po brawach od lokalnych dziennikarzy w pierwszym zdaniu użył takich słów jak „wiara” i „walka”. – Dzisiaj grało serce – dodał później.

Tego serca nie odmówi Arce nikt i dziś jest to cecha, która wyróżnia jego zespół na tle krajowych rywali. Jeśli nie wyrażana przez sensacyjne zwycięstwa, to bardziej przez próby nadrobienia niedostatków wydolnością, siłą i zaangażowaniem. Nie zawsze udane, bo przecież nawet za kadencji Ojrzyńskiego – trwającej od kwietnia, czyli ledwie czternaście meczów! – Arka wygrywała co trzecie spotkanie. Wiosną w lidze zwyciężyła tylko w trzech z siedemnastu kolejek, o jej utrzymaniu zadecydowała ostatnia. A jednak każdy kibic gdynian powie, że to najlepsze trzy miesiące w ich relacji z Arką.

Dlaczego więc Ojrzyński był na pomeczowej konferencji taki spokojny? – Jesteśmy dopiero po pierwszej połowie. To na wyjeździe będziemy musieli zewrzeć szyki. Na razie o rewanżu nie możemy myśleć, bo trzeba się zebrać, poskładać już na niedzielny mecz ligowy. Mamy problemy, ale straty muszą być. Zwłaszcza, gdy gra się tak jak my: walcząc na 120%.

- Musimy być przede wszystkim czujni. W życiu tak jest, że zaraz przegramy trzy mecze z rzędu i wszyscy będą na zespół pluli, mówili, że „to był tylko początek”. Mamy świadomość tego, co udaje nam się osiągnąć, przypominamy to sobie w odpowiednich momentach – zaznaczał 45-letni szkoleniowiec. Dla Ojrzyńskiego to również wyjątkowe chwile największych sukcesów po roku bezrobocia, wcześniej nieudanych przygód w Górniku Zabrze i Podbeskidziu Bielsko-Biała.

Jemu wciąż przypomina się to, co zbudował w Kielcach w latach 2011-2013 – zresztą „bandę świrów” z Korony przywołano również po meczu z Midtjylland – więc może na uznanie zasług on i drużyna muszą jeszcze poczekać. Może po takich niespodziankach Arce i Ojrzyńskiemu uda sprawić się tą największą: by w kolejnych, znacznie trudniejszych miesiącach nikt wokół klubu nie zapomniał o chwilach tak wyjątkowych, jak te z czwartkowego wieczoru chwilę po decydującym golu Rafała Siemaszki.

Michał Zachodny

 

*dane za raportem Deloitte „Piłkarska liga finansowa – rok 2016”

**według wyceny Transfermarkt.com 
(fot. EastNews)

Zobacz również

© PZPN 2014. Wszelkie prawa zastrzeżone. NOWY REGULAMIN ŁNP od 25.03.2019 REGULAMIN PROFILU UŻYTKOWNIKA PZPN Polityka prywatności