Aktualności
[UEFA LIGA EUROPY] Emocji było wiele, ale Lech i Arka odpadły
Zdecydowanie większe poczucie piłkarskiego święta było w Poznaniu, gdzie na trybunach zasiadło aż 37 tys. fanów wspierających Lecha. Jednak kibice "Kolejorza" dobrze nie usadowili się na stadionie, a ich zespół już przegrywał. Pierwsza akcja Utrechtu dała im upragnionego gola w 44 sekundzie - bezcennego w kontekście bezbramkowego wyniku pierwszego spotkania.
Lech potrzebował kolejnych kilkunastu minut, by po takim ciosie złapać rytm i opanować nerwy. Gdy jednak im się udało, to po składnych, szybkich akcjach Makuszewskiego oraz Situma obrońcy holenderskiej drużyny zaczynali popełniać coraz więcej błędów. Ale w 26. minucie najbardziej pomylił się boczny arbiter - po strzale Situma zza linii pola karnego Gytkjaer dobił piłkę do bramki będąc na przynajmniej metrowym spalonym. Asystent sędziego nie zauważył i Lech mógł odetchnąć, znów wiedząc, że do awansu potrzebuje tylko jednego gola.
Po tym nastąpiły kolejne ataki Lecha. Znów w dobrej sytuacji znalazł się Gytkjaer, Majewski po strzale z dystansu był bliski zdobycia prowadzenia, świetnie na skrzydle radził sobie Makuszewski. Ale też rywale groźnie kontrowali, w 40. minucie Labyad uderzył minimalnie niecelnie po akcji prawą stroną. Drugą połowę Lech zaczął znacznie słabiej niż pierwszą, a gdy mijał jej kwadrans, to mógł dziękować nieskutecznym rywalom, że wciąż jest remis. Najlepszą okazję miał strzelec pierwszego gola, Kerk, który po ładnym rozegraniu spudłował z siedmiu metrów.
Lech odzyskał panowanie nad sytuacją po godzinie gry i ruszył z atakami: po zagraniu Majewskiego z linii końcowej z piłką minął się Gytkjaer, Duńczyk po jednym z dośrodkowań był bliski gola po strzale głową. W 69. minucie do prostopadłego podania ruszył Makuszewski i został sfaulowany przez Leeuwina, który miał już żółtą kartkę, za przewinienie obejrzał drugą i musiał opuścić boisko. Niestety to wcale nie ułatwiło zadania drużynie Bjelicy. Brakowało kolejnych okazji, a piłkarze Utrechtu jak mogli wydłużali każde wznowienie. W 87. minucie fantasytcznie na lewej stronie Majewski rozegrał piłkę z Kostevychem, Ukrainiec podał wzdłuż bramki, ale fatalnie przestrzelił Rakels. Po chwili się to zemściło - Kostevych stracił piłkę na połowie, rywale ruszyli trzech na dwóch i swoją okazję na drugiego gola wykorzystali. Wydawało się, że to zamknęło szanse Lechowi na awans, ale gdy sędzia doliczył siedem minut, "Kolejorz" jeszcze uwierzył i zaatakował. Po kilkudziesięciu sekundach i ogromnym zamieszaniu w polu karnym Gytkjaer dopadł do piłki, wepchnął ją do siatki i znów był remis. Potem nastąpiło kilka wrzutek w pole karne, były nawet próby strzałów, lecz piłkarze Utrechtu wybijali piłkę... Czasu ostatecznie Lechowi zabrakło i pomimo 17 strzałów, 58% posiadania piłki odpadli z rywalizacji w Lidze Europy.
---
W Hering, gdzie swoje mecze rozgrywa Midtjylland nie było tak gorącej atmosfery, jak w Poznaniu, ale znów głośniejsi byli kibice z Polski. Arka rozpoczęła spokojnie i momentami aż nazbyt, jakby nie zwracając uwagi na szybko wymieniających piłkę rywali. Z takiego zachowania wzięła się pierwsza doskonała okazja dla gospodarzy: do długiego zagrania za linię obrony ruszył Rilwan Hassan, który uprzedził Pavelsa Steinborsa, ale z ostrego kąta trafił tylko w słupek.
Jednak z czasem drużyna Leszka Ojrzyńskiego coraz skuteczniej odpychała swoich rywali od pola karnego, momentami stosując nawet wysoki pressing i wymuszając po odbiorach piłki faule. Po jednym ze stałych fragmentów w dobrej sytuacji znalazł się Michał Marcjanik, uderzył w długi róg, ale Hansen zdołał obronić jego strzał. Był to mecz mniej emocjonujący niż w Poznaniu, choć na tym zależało Arce, której bezbramkowy remis dawał awans. Wiele było wślizgów i naprawdę skutecznych interwencji obrońców, a także groźnych ataków. W 37. minucie Dawid Sołdecki znalazł się niepilnowany 30 metrów od bramki Midtjylland i uderzył tuż nad poprzeczką.
W drugiej połowie znów przeważała Arka, a gospodarze jakby nie byli w stanie odnaleźć jakiegokolwiek sposobu na zdobywców Pucharu Polski. Znów świetną okazję miał Sołdecki, który... niemal wybronił strzał swojego kolegi dwa metry przed bramka Midtjylland. Ale, gdy po godzinie na boisku pojawił się Rafał Siemaszko, Arka dostała impuls do mocniejszych ataków. Po chwili napastnik już zmusił rywali do wybicia piłki na rzut rożny, minutę później na kolejny stały fragment. I wtedy doskonałe dośrodkowanie wykorzystał właśnie Sołdecki, którego strzał głową przelobował Hansena i wpadł do bramki.
Arkowcy kontrolowali sytuację długo, spokojnie broniąc, ale widać było, że zespół Ojrzyńskiego traci siły. Coraz rzadziej goście atakowali, choć świetną okazję do podwyższenia prowadzenia miał Grzegorz Piesio. Jednak w 77. minucie po dalekim wyrzucie autu stało się to, co najgorsze - Tadeusz Socha głową skierował piłkę do własnej bramki. Wtedy Midtjylland uwierzyło, że pomimo słabej gry może jeszcze awansować. Jeszcze częściej wbijali piłkę w pole karne Arki, jeszcze podnieśli tempo ataków i nie wypuszczali rywali z ich połowy... i stało się najgorsze w doliczonym czasie gry. Długie podanie w szesnastkę wygrali gospodarze, świetnie zastawił się Sorloth, po czym wolejem strzelił zwycięskiego gola, kończąc tym samym marzenia Arki.
Lech Poznań 2:2 (1:1) FC Utrecht
Bramki: Grytkjaer 26', 93' - Kerk 1', Dessers 89'
W dwumeczu 2:2, awans Utrechtu
FC Midtjylland 2:1 (0:0) Arka Gdynia
Bramki: Socha (s) 77', Sorloth 93' - Sołdecki 60'
W dwumeczu 4:4, awans Midtjylland