Aktualności
[LIGA EUROPY] Lech zagra na Białorusi. „Jesteśmy gotowi”
„Awans jest, ale niesmak pozostał” – tak można powiedzieć o pierwszej rundzie kwalifikacji Ligi Europy w wykonaniu Lecha Poznań. Piłkarze Ivana Djurdjevicia co prawda wyeliminowali Gandzasar Kapan, ale zwycięstwo w dwumeczu wyszarpali dopiero w doliczonym czasie rewanżowego spotkania. Tym razem na ich drodze stanie białoruski Szachtior Soligorsk.
Dwumecz z armeńskim Gandzasarem miało być dla Lecha jedynie pierwszym krokiem na drodze do fazy grupowej Ligi Europy. Niewiele jednak brakowało, by stał się jednocześnie ostatnim. Po pierwszym meczu, wygranym przez „Kolejorza” 2:0, wydawało się, że sytuacja jest pod pełną kontrolą drużyny ze stolicy Wielkopolski. Humorów nie mącił nawet fakt, że goście kilkukrotnie stworzyli sobie bardzo groźne sytuacje pod bramką Lecha. Rewanżowe starcie napędziło jednak Lechowi bardzo dużo strachu. Dwie piękne bramki dla Gandzasaru wyrównały stan dwumeczu i dopiero gol Łukasza Trałki w doliczonym czasie gry zapewnił lechitom awans do II rundy kwalifikacji Ligi Europy. – Gra w pierwszych rundach europejskich pucharów jest zawsze bardzo trudna. Ten rywal był dla nas wielką niewiadomą, bo takich ekip nie obserwujemy na co dzień. Nie wiedzieliśmy więc, na co ich tak naprawdę stać. Niemniej jednak awans był dla nas obowiązkiem – powiedział po rewanżowej potyczce trener Lecha Ivan Djurdjević.
Lechici popełniali sporo błędów indywidualnych, przez długi czas przegrywali też rywalizację w środku pola. Dopiero strata dwóch bramek podziałała na nich motywująco i choć długo bili głową w mur, w końcu udało im się złamać opór rywala. – Najważniejsze jest, że nie spanikowaliśmy. Mieliśmy świadomość, że sytuacje nadejdą, zresztą sam przy większej precyzji mogłem zdobyć bramkę. Liczy się awans, choć trudno się z niego cieszyć, jeśli przychodzi w takim stylu. Mamy dużo do poprawy, ale wierzę, że szybko wyeliminujemy popełniane błędy – przyznał Piotr Tomasik, obrońca „Kolejorza”.
Inna sprawa, że szkoleniowiec Lecha trochę zamieszał w składzie swojego zespołu. W porównaniu do pierwszego spotkania, w drugim na murawie pojawiło się pięciu nowych zawodników. Szkoleniowiec musiał mieć w pamięci, że już kilka dni po rewanżu Lecha czeka inauguracja rozgrywek ekstraklasy. – Jesteśmy gotowi do gry co trzy dni. W starciu z Gandzasarem uniknęliśmy kontuzji, nikt nie wypadł z gry i to jest bardzo dobra wiadomość. Na szczęście uniknęliśmy też dogrywki i rzutów karnych – powiedział Ivan Djurdjević.
Hello Mińsk! 🛬 pic.twitter.com/EDc7YxRPgZ
— Lech Poznań (@LechPoznan) 25 lipca 2018
W otwierającym ligowy sezon meczu z Wisłą Płock Lech wygrał 2:1, a teraz znów musi skupić swoją uwagę na rozgrywkach europejskich pucharów. Tym razem rywalem „Kolejorza” będzie trzecia drużyna białoruskiej ligi, Szachtior Soligorsk. Jeszcze niedawno szkolenuowcem tego zespołu był Marek Zub, jednak w kwietniu zastąpił go Siergiej Taszujew. W pierwszej rundzie kwalifikacji Ligi Europy białoruska ekipa bez większych problemów wyeliminowała walijski Connah's Quay Nomads FC. W pierwszym, wyjazdowym spotkaniu wygrała 3:1, a w rewanżu dopełniła formalności, zwyciężając 2:0. Zawodnicy z Poznania muszą zwrócić szczególną uwagę zwłaszcza na Elisa Bakaja. Doświadczony, 31-letni ofensywny pomocnik, mający na koncie 27 występów w reprezentacji Albanii, świetnie prezentował się jesienią w barwach FC Kukesi. Po przenosinach do Szachtara nie jest aż tak skuteczny jeśli chodzi o gole, ale w pierwszej rundzie i tak dwukrotnie znalazł sposób na bramkarza rywali.
Piłkarze Lecha na Białoruś wyruszyli w środowe przedpołudnie. Samolot czarterowy wylądował w Mińsku, gdzie gracze „Kolejorza” pozostaną do dnia meczu. Dopiero w czwartkowe popołudnie autokarem wyruszą do Soligorska. Mecz z Szachtiorem rozpoczną o 19:30.